Europejska izolacja gospodarcza nie doprowadziła jeszcze rosyjskiej gospodarki do krachu. Wielu ekspertów zadaje sobie pytanie dlaczego
Bywają okazje, gdy na miejscu są bardzo mocne słowa. Kiedy Europa ogłosiła pod koniec lutego ub.r., iż nakłada „bezprecedensowe” sankcje na Rosję – tak rzeczywiście było. Środki zawarte w dziewięciu już kolejnych pakietach sankcji nie miały precedensu. Uderzono nie tylko w osobiste majątki osób „niepożądanych” czy biznes, ale także w system walutowy, rezerwy bankowe, import technologii i pół tuzina innych dziedzin. Chyba też nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby sankcje dotknęły największego dostawcę energii do państw, które owe sankcje wprowadzają.
Skala i prędkość wprowadzania przez Zachód sankcji wywołały medialną euforię. Obywatelom USA, Polski czy państw bałtyckich kazano uwierzyć, iż na ich oczach dzieje się magia. Gospodarka Rosji – jednego z największych na świecie eksporterów energii i państwa o niebagatelnych rezerwach – miała się posypać już w kilka miesięcy. „Wojna doprowadziła rosyjską gospodarkę do upadku, poskutkowała masowym bezrobociem, a ludzie sadzą ziemniaki w przydomowych ogródkach, żeby przetrwać”, przekonywała w czerwcu rosyjska ekonomistka Tatiana Michajłowa w rozmowie z opozycyjnym, powstałym za granicą portalem Meduza. Jednak już trzy miesiące później ten sam portal opublikował artykuł z przeciwnymi wnioskami. „Dlaczego rosyjska gospodarka nie upada?”, pytali dziennikarze Meduzy ekonomistów.
Podobny rozdźwięk istniał w debacie anglojęzycznej. Amerykański magazyn „Foreign Policy” przekonywał latem, iż „rosyjska gospodarka imploduje”, a sankcje mają niszczący wpływ – tekst zawierający te prognozy stał się zresztą najchętniej czytanym na stronach internetowych pisma artykułem w 2022 r. Ale i na tych łamach zdania ekspertów były podzielone: niektórzy dowodzili np., iż reżim Putina umiejętnie przyjął gospodarcze ciosy i zniwelował wpływ sankcji na gospodarkę. Może sądy o implozji i krachu były przedwczesne – dochodzili do wniosku autorzy jesienią.
Jak jest naprawdę? Koniec roku przynosi nowe fakty i opracowania, które pozwalają ocenić wpływ sankcji w nieco szerszej perspektywie.
Korekta, nie krach
W grudniu Międzynarodowy Fundusz Walutowy opublikował doroczne szacunki wzrostu (lub kurczenia się) światowych gospodarek. Wynika z nich, iż rosyjski PKB zmaleje nie o 7%, 10% albo choćby 20% – jak się spodziewano – ale o 3,4-4,5% Za to gospodarka Ukrainy skurczy się o 35%. Do tego koniec roku przyniósł kilka innych faktów, które przynajmniej na pierwszy rzut oka przeczą tezom o kompletnym krachu rosyjskiej gospodarki. Bilans handlowy wypada na korzyść Moskwy, a rezerwy walutowe – chociaż odchudzone – wciąż dają rosyjskiemu bankowi centralnemu pewną swobodę działania. Joe Biden groził w Warszawie, iż „obróci rubla w rupieć” – turn ruble into rubble – ale rosyjska waluta nie wzięła sobie tych pogróżek do serca. Rubel skutecznie się odbił i dziś jest wobec dolara nieco mocniejszy niż przed inwazją z 24 lutego.
Dalej: inflacja w Rosji za rok 2022 wyniesie 12-14%. Będzie zatem mniejsza niż w wielu krajach Europy – choć o kilka punktów procentowych większa niż średnia dla strefy euro. choćby publikowane przez Komisję Europejską wykresy, które mają ilustrować drastyczny wpływ sankcji na rosyjską gospodarkę, niezamierzenie pokazują też coś odwrotnego – np. prognozowane odbicie gospodarki i szybki spadek inflacji w 2023 r.
Nie będzie więc chyba zaskoczeniem, iż liczby te wywołały przestrach w Europie i niemałą falę triumfalizmu w Rosji. Guy Verhofstadt, były szef liberałów w europarlamencie, pisał na Twitterze, iż „dziewięć pakietów sankcji przyniosło zerowy efekt”. „Jeszcze płacimy Rosji za wojnę z nami!”, grzmiał europarlamentarzysta. Nie jest to do końca prawda, bo dane, którymi podpierał się polityk, były przeterminowane. Ale mniejsza z tym, nie on jeden doszedł do tego wniosku. Zoltán Kovács, który jest sekretarzem stanu ds. dyplomacji publicznej w rządzie Viktora Orbána, pisał to samo, choć z przeciwnymi intencjami. „Liberałowie muszą to przyznać: unijne sankcje przeciw Rosji są nieskuteczne!”. „Potrzebujemy natychmiastowego rozejmu i rozmów pokojowych”, klarował dalej Węgier.
W tym samym czasie rosyjskie oraz sympatyzujące z Rosją konta w sieciach społecznościowych zamieszczały zdjęcia zadowolonych ludzi na zakupach, zakładów zbrojeniowych pracujących pełną parą i Władimira Putina podpisującego kolejne umowy na rozwój infrastruktury energetycznej. „Och, pomóżcie mi, w Rosji taka bieda, iż nie wiem, co dziś zjem!”, trollował sobie ktoś w najlepsze, wrzucając zdjęcia pełnych półek w marketach.
Prawda o wpływie sankcji jest oczywiście bardziej skomplikowana niż wszystkie te propagandowe obrazki.
Bankowe cuda i sztuczki
Do analizy faktycznego wpływu sankcji na rosyjską gospodarkę wziął się brukselski think tank Bruegel. To jeden z ośrodków, które przy użyciu nowatorskich metod rozpatrują najpoważniejsze wyzwania gospodarcze i energetyczne stojące przed Europą. Wrażenie szczególnie dobrej kondycji rosyjskiej gospodarki pod koniec 2022 r. bierze się z jej struktury – tłumaczą autorzy i autorki opracowania Bruegla. Rosja dużo eksportuje, a wartość jej importu (zwłaszcza po nałożeniu sankcji) spada – stąd pozytywny bilans handlowy.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 2/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.
Fot. Shutterstock