"Spotkałem świadków historii. Wierzyli, iż wróci Polska"

slowopodlasia.pl 14 godzin temu
Co pana zainspirowało do napisania „Skrwawionego Polesia”? Czy był jakiś konkretny moment, który przesądził o podjęciu tego tematu?Zamierzałem napisać tę książkę od bardzo dawna - można powiedzieć, iż przymierzałem się do niej od 30 lat. Wątki związane z Polesiem pojawiały się już w moich wcześniejszych książkach, jak “Białoruś. Uparte trwanie polskości” czy “Kto niszczy polskość na Białorusi”, a także w albumie o II Rzeczpospolitej.Ta książka to też zobowiązanie. Obiecałem ją kiedyś napisać kardynałowi Świątkowi - jeszcze gdy był arcybiskupem. To on zachęcił mnie, bym zajął się tym tematem na serio. Długo jednak odwlekałem ten projekt, ponieważ zajmowałem się wtedy Ukrainą - napisałem wiele książek o Wołyniu i Małopolsce Wschodniej. Teraz, gdy ten temat trochę przyhamował, uznałem, iż to najwyższy czas, by wywiązać się ze zobowiązania. Poza tym często słyszałem pytania na różnych spotkaniach: „Dlaczego pisze pan tylko o Wołyniu, a nic o Podlasiu czy Polesiu?” Tytuł “Skrwawione Polesie” ma przyciągnąć uwagę czytelnika, ale treść to pełna monografia tej ziemi - od czasów zaborów, przez II Rzeczpospolitą, wojnę, aż po rok 1947. Chciałem pokazać, iż Polacy tam byli, tworzyli historię, mieli swój dorobek i prawo do życia, które opłacili krwią.Jakie było największe wyzwanie w dotarciu do wiarygodnych źródeł? Polesie znam bardzo dobrze. Zacząłem jeździć tam jeszcze w końcówce lat 80., kiedy złagodzono przepisy graniczne - można było jeździć na tzw. wizy AB. Takich wiz miałem tyle, iż musiałem wymieniać paszport. Pierwszym miastem, które odwiedziłem, był Brześć. Od tego czasu poznałem wszystkie miasta i miejscowości tego regionu. Towarzyszyłem odbudowie Kościoła katolickiego, pisałem o tym w “Gościu Niedzielnym” i w “Katoliku”. Znałem i wspierałem pierwszych księży, którzy tam trafili, m.in. z diecezji drohiczyńskiej. Byłem przy odbudowie świątyń, jak choćby kościół w Kobryniu, wspierany przez osoby z Białej Podlaskiej. Miałem też wieloletniego przyjaciela - Szczepana Kalinowskiego. Jeździliśmy razem po Polesiu, poznając ludzi i dokumentując to, co się działo. Poza tym posiadam bogatą bibliotekę - kilkanaście tysięcy tomów, w tym całą półkę poświęconą Polesiu. Czy udało się panu spotkać jeszcze żyjących świadków opisywanych wydarzeń? Tak. Najważniejszym świadkiem był dla mnie kardynał Kazimierz Świątek, którego znałem, zanim został biskupem. Spotkałem też wielu ludzi, którzy dziś już nie żyją. W Brześciu było wielu Polaków napływowych, ale na wsiach i zaściankach, po drugiej stronie granicy, można było jeszcze spotkać osoby, które mówiły po polsku, odbierały polskie radio i miały zegarki ustawione na polski czas. Czekały, aż Polska wróci. Ci ludzie zachowali wiarę i język. Wiara katolicka była dla nich fundamentem. Choć brakowało kościołów, to trwał czynny kościół w Pińsku, gdzie posługiwał ks. Kazimierz Świątek. Pamiętam jego święcenia arcybiskupie. Biskup Tadeusz Kondrusiewicz powiedział wtedy, iż jego życiorys pokazuje, iż dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Ksiądz, który miał 77 lat, był więźniem, czekał na wyrok śmierci, a został arcybiskupem. Dla mnie to było bardzo poruszające.Czy spotkał się pan z krytyką lub kontrowersjami po publikacji książki, szczególnie w kontekście relacji polsko-ukraińskich? Ukraińcy są zawsze krytyczni wobec moich książek - atakują je, jak tylko mogą. Ale środowiska kresowe są wdzięczne. Dziękują mi za to, iż przypominam o polskich ofiarach i o polskości tych ziem. Na Polesiu zginęło, według danych Armii Krajowej, 15 tysięcy Polaków. Zostali zamordowani tylko dlatego, iż byli Polakami i katolikami. Dla ukraińskich nacjonalistów słowo „katolik” było obraźliwe. Ginęli również księża. Trzeba o tym mówić i stale przypominać - nie wolno o nich zapominać.Uwaga na burze! Ostrzeżenie dla powiatów łosickiego i łukowskiegoW Roskoszy rozpoczęły się targi pracy [ZDJĘCIA, FILMY]Udowodnili, iż znają swoją małą ojczyznę
Idź do oryginalnego materiału