
Co stałoby się z twardym robotniczym oporem przeciwko komunistycznemu reżimowi latem 1980 roku? Jak skończyłby intelektualny opór ludzi kultury i nauki? Czy miałyby szanse odniesienia sukcesu, jakim było powstanie „Solidarności” i tak naprawdę początek wielkiej transformacji, która przewróciła do góry nogami rzeczywistość Europy Środkowej i Wschodniej, gdyby w pewnym momencie ich drogi się nie zeszły? Te pytania nie padły wprost, ale podprogowo przewijały się przez całą debatę w ramach projektu „Opór robotniczy, opór artystyczny”.
Uczestniczyli w niej dr Marta Ryczkowska, historyk sztuki, osoba bardzo aktywna w kulturalnym i społecznym życiu Lublina, członkini zespołu, którzy wywalczył dla stolicy województwa tytuł Europejskiej Stolicy Kultury na rok 2029 i Andrzej Sokołowski, jedna z legend świdnickiej „Solidarności”, członek Komitetu Założycielskiego związku w WSK Świdnik, w okresie stanu wojennego działacz podziemnej „Solidarności” w WSK i regionie Środkowo-Wschodnim, prześladowany, wyrzucony z pracy i więziony przez komunistyczne służby represji.
W sali kameralnej Miejskiego Ośrodka Kultury w ich osobach spotkały się dwa światy, różne pokolenia i życiowe doświadczenia. Rzeczywistość buntującego się robotnika zmilitaryzowanego zakładu przemysłowego, który był oczkiem w głowie reżimu z wrażliwością badaczki aktywności i protestu artystów, który w porównaniu ze strajkiem załogi WSK w lipcu 1980 roku i późniejszymi losami najwybitniejszych postaci zakładowej „Solidarności”, można by nazwać softwearową. Prawda była jednak zupełnie inna. Oba te światy potrzebowały się bowiem nieprawdopodobnie.
Oczywiście dyskusja o związkach robotniczo-artystycznych wymagała nakreślenia tła historycznego, przybliżenia realiów życia Polaków w latach 70. i 80., ale także znacznie wcześniejszych. Zrobił to rzecz jasna Andrzej Sokołowski, świdniczanin od 1959 roku. Jego opowieść zabrzmiała pewnie dla młodych słuchaczy jak baśń z innej planety. Mówił też o współzależności materialnej sytuacji społeczeństwa i jego aktywności politycznej, którą można by paradoksalnie sprowadzić do marksistowskiego „Byt kształtuje świadomość”.
Marta Ryczkowska z kolei, autorka książki „Joseph Beuys a sztuka polska”, która powstała na podstawie jej pracy doktorskiej, prezentowała postawy ludzi kultury i artystów nie godzących się na krępujące ich ograniczenia swobodnej aktywności twórczej i intelektualnej. Według bohatera tytułu tej pracy sformułowana przez niego koncepcja teoria rzeźby społecznej opiera się na założeniu, iż sztuka i życie tkwią w dynamicznej równowadze pomiędzy biegunami chaosu i formy i potrafią kształtować rzeczywistość. Teoria, jak widać, wystarczająco abstrakcyjna, żeby namieszać w głowach prostych ludzi.
Andrzej Sokołowski sprowadzał to wszystko do prozy życia lat 80., która nie była wtedy aż tak prozaiczna. Opowiadał o występach najwybitniejszych aktorów polskich scen teatralnych, między innymi w prywatnym domu w Minkowicach, które potrafiły zgromadzić choćby 160 osobową widownię. Mówił również o roli Kościoła jako jedynego znaczącego politycznie sojusznika i kontaktach z naukowcami – wiadomo, posiadającymi zdecydowanie większą wiedzę niż przeciętny robotnik. Jak stwierdził, przy bliższym kontakcie okazywali się jednak zwykłymi ludźmi, z którymi można było choćby wypić kielicha. To chyba właśnie dzięki temu bliższemu poznaniu obu światów, przełamaniu barier i uprzedzeń, proces politycznej ewolucji w Polsce, bo nie rewolucji przecież, miał szansę połączyć siłę z wiedzą, w potęgę zdolną dokonać niewyobrażalnej z pozoru przemiany ówczesnej rzeczywistości w tę, w której w tej chwili żyjemy.
Dyskusję poprowadziła Justyna Kowalczyk ze Strefy Historii MOK. Całość debaty można znaleźć na profilu Facebook Miejskiego Ośrodka Kultury.
















