Stan Wojenny: Czterdzieści Trzy Lata Czekania na Dziś

opowiecie.info 2 godzin temu

43 lata temu, w mroźną noc, generał Jaruzelski wcisnął pauzę na zegarze historii. Dziś, gdy rocznica znów przychodzi, nie chodzi już o wspominanie czołgów i internowanych. Chodzi o pytanie: Po co nam było te 43 lata walki o wolność, skoro w nowym systemie, o który walczono, wielu wciąż marzy o kolejnym „silnym ramieniu”, które zrobi „porządek”?

13 grudnia to data, która wrosła w polską świadomość jako symbol zdrady, zimna i przerażającej ciszy. To moment, w którym Polak-Bohater został zderzony z Polakiem-Katem. Mówi się, iż Stan Wojenny zabił wolność. To prawda, ale zabił coś o wiele subtelniejszego: nadzieję na szybki, czysty epilog.

Czołgi z ulic zniknęły, opozycjoniści wyszli z więzień, mur runął. Ale „skutek mrożący” tamtych dni pozostał z nami na 43 lata, mutując i przystosowując się do nowej demokracji. Ten skutek to poczucie, iż wielka idea zawsze może zostać zdławiona małą, brutalną siłą. To utrwalenie w naszej podświadomości, iż nie warto ufać, iż nie warto się wychylać, i iż lepiej mieć „święty spokój” niż „wolność”.

Ironia dziejów polega na tym, iż 43 lata później, w wolnej Polsce, spór polityczny znów oscyluje wokół tego samego dylematu: silne rządy kontra swobody obywatelskie. Mamy w sobie gen strachu zaszczepiony przez tamtą noc.

Stan wojenny nauczył nas, jak bardzo boimy się chaosu i jak łatwo zgodzimy się na ograniczenie wolności w zamian za obietnicę „porządku”.

13 grudnia powinien być dniem refleksji. Nie o bohaterstwie (choć je czcimy), ale o efektach ubocznych. Stan Wojenny nauczył nas, iż najgroźniejszym wrogiem wolności nie są czołgi, ale wewnętrzny, dobrowolny konformizm, wynikający ze strachu.

Kiedy słyszymy dziś, jak politycy z różnych stron sceny kłócą się o to, kto jest bardziej patriotyczny, a kto dąży do dyktatury, warto przypomnieć sobie, iż 13 grudnia 1981 roku nie był aktem patriotyzmu. Był aktem pogardy dla własnego narodu.

Wolność, o którą walczono, jest dziś naszym obowiązkiem. A największym wyzwaniem 43. rocznicy jest zwalczenie tego „mrożącego” genu, który każe nam milczeć, gdy'” brunatni” znów zaczynają mówić o robieniu „porządku” – tak jak to usłyszały tysiące Polaków o świcie tamtej grudniowej niedzieli.

********************************************************

Dziś, gdy w mediach słyszymy czasem echa tamtych dni – o „zdradzie”, „zagrożeniu” i „konieczności” – warto zadać pytanie: czyj strach jest dziś instrumentem polityki? Czyj lęk jest wykorzystywany jak wtedy, gdy władza mówiła: „My albo chaos”?

43 lata to wiek dojrzałości. Wiek, w którym można spojrzeć na przeszłość nie tylko z emocjami, ale i z refleksją. Może więc zamiast kolejnych pomników i patetycznych przemówień, potrzebujemy cichej lekcji: iż wolność nie jest dana raz na zawsze. Że można ją odebrać nie tylko czołgami, ale i słowami. Że stan wojenny nie zaczął się 13 grudnia, ale dużo wcześniej – w drobnych ustępstwach, w milczeniu, w strachu przed konsekwencjami.

Niech ta rocznica będzie nie tylko zniczem dla ofiar, ale i lusterkiem dla żywych. Byśmy umieli rozpoznać, kiedy wolność zaczyna być „regulowana”. Kiedy „bezpieczeństwo” staje się wymówką dla kajdan. Kiedy „jedność” oznacza posłuszeństwo.

Dziś, gdy światła naszej wolności świecą jaśniej, pamiętajmy: płomień nie chroni się sam. Trzeba go czasem osłonić dłonią przed wiatrem historii. Zwłaszcza tym wiatrem, który wieje od wschodu.

****************************************************

W Polsce grudzień pachnie nie tylko piernikiem i igliwiem. Ma też zapach ciężkich butów, stukotu czołgów i ciszy, która w 1981 roku spadła na kraj jak gruba warstwa śniegu. Czterdzieści trzy lata później wciąż próbujemy rozsupłać ten węzeł pamięci – między traumą a obowiązkiem wspominania.

Stan wojenny nie jest już dla młodych pokoleniem doświadczeniem, ale opowieścią. Czasem zbyt gładką, czasem zbyt patetyczną, a czasem sprowadzoną do anegdoty o pustych półkach i kartkach na mięso. A przecież był to moment, w którym historia wdarła się do mieszkań, do rozmów przy stole, do codzienności – brutalnie i bez zaproszenia.

Dziś, gdy patrzymy na grudzień 1981 roku, warto pamiętać, iż demokracja nie jest choinką, którą wystarczy raz ubrać i cieszyć się jej blaskiem. To raczej świeca, którą trzeba chronić przed przeciągiem.

Jeśli historia lubi się powtarzać, to naszym zadaniem jest sprawić, by powtarzała się tylko jako lekcja – nigdy jako kara.

************************************************

Dziś, w 43. rocznicę – liczbę nieokrągłą, trochę niezręczną, jak ten grudniowy zmierzch – zapalamy świece w oknach, składamy wieńce i… wracamy do codzienności. Bo 43 to już nie symbol, to po prostu dużo lat. WRONA, ta słynna Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego, dawno przestała straszyć, a stała się memem dla młodszych i westchnieniem dla starszych.

A jednak, w tym niebanalnym wieku rocznicy, warto zauważyć ironię historii: tamten stan wojenny, ogłoszony po to, by ocalić system przed upadkiem, przyspieszył jego koniec. Generał w okularach chciał ugasić pożar Solidarności, a dolał tylko oliwy do ognia podziemnej opozycji. Internowani działacze, strajki w kopalniach, zakazane piosenki – wszystko to, zamiast złamać, zahartowało naród. Dziś przypominamy sobie, iż wolność nie пришла sama – ktoś ją wywalczył w ciemnościach godziny milicyjnej.

Niebanalne jest to, iż po 43 latach wciąż zapalamy te świece. Nie dla polityki, nie dla sporów, ale dlatego, iż w grudniu 1981 Polska nauczyła się, iż choćby najczarniejsza noc kończy się świtem. I iż prawdziwe ocalenie narodowe nie przychodzi od rad wojskowych, ale od zwykłych ludzi, którzy nie boją się marzyć o wolności.

Zapalmy więc dziś światło. Nie tylko pamięci, ale i nadziei – bo historia lubi powtarzać się w komedii, jeżeli nie nauczymy się z tragedii.

Fot. melonik

Idź do oryginalnego materiału