„Straceńcy” i Orlęta Lwowskie – 105. rocznica wyzwolenia Lwowa

fpg24.pl 5 miesięcy temu
Adam Macedoński, kadr z filmu „W imię prawdy. Tajny Instytut Katyński”

Przyznam, iż do napisania tego artykułu, choć okrągła rocznica (22 listopada) parę dni za nami, skłoniła mnie rozmowa z 93-letnim, mieszkającym w Krakowie lwowiakiem Adamem Macedońskim – człowiekiem, który niezmiennie, od najmłodszych lat kocha Polskę i kocha Lwów. Rocznic w naszej historii mnóstwo, bo o odzyskanie niepodległości polscy żołnierze i powstańcy walczyli długie lata, jednak chyba we wszystkich tych zmaganiach nie było tylu walczących z bronią w ręku studentów, gimnazjalistów, a choćby dzieci, jak w walkach o Lwów. Jak się dowiedziałem, Panu Adamowi Macedońskiemu, działającemu w czasach PRL w tajnym Instytucie Katyńskim, udało się nagrać wspomnienia żyjących wtedy jeszcze uczestników walki z Ukraińcami o Lwów – stąd moja inspiracja, aby tę rocznicę przypomnieć.

Podstęp Ukraińców

Walki rozpoczęły się 1 listopada 1918 roku. Tego dnia lwowiacy dowiedzieli się, iż Lwów jest ukraińskim miastem, przejętym przez około 1500 dobrze uzbrojonych żołnierzy ukraińskich. Co więcej okazało się też, iż Lwów stał się stolicą Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej, którą właśnie proklamowano. Ukraińcy nie przejmowali się tym, iż we Lwowie Polacy stanowili przeważającą większość. U progu I wojny światowej stolica Galicji liczyła ponad 206 tys. mieszkańców. Wśród nich było ok. 105 tys. Polaków, 57 tys. Żydów i 39 tys. Ukraińców, którzy postanowili zastosować politykę faktów dokonanych i obsadzili swoim wojskiem główne punkty miasta.

– Polacy byli całkowicie zaskoczeni. Starsi wobec takiej przewagi wojskowej Ukraińców chcieli się choćby układać z wrogiem, ale to zapał młodych, młodzieży lwowskiej, którzy wierzyli w zwycięstwo, a nie w układy, przeważyły – wspomina Adam Macedoński.

Faktycznie siły polskie liczyły wtedy zaledwie 700 słabo uzbrojonych ludzi z oddziałów konspiracyjnych. Działo się tak dlatego, iż we Lwowie dorosłych mężczyzn zdolnych do walki było mało – większość była albo w wojsku, albo w obozach jenieckich. Działać trzeba było natychmiast tym bardziej, iż ukraińskie oddziały rosły w siłę. Na szczęście szeregi obrońców gwałtownie się rozrastały za sprawą masowego włączania się w walkę młodzieży, często niepełnoletniej, gimnazjalistów i uczniów lwowskich szkół potocznie nazywanych Orlętami lwowskimi.

Wkrótce wojsko ukraińskie liczyło już 2300 wyszkolonych i uzbrojonych żołnierzy, którzy zaatakowali obsadzone przez Polaków punkty oporu, o które trwały zażarte walki – był to m.in. Dworzec Główny, który zdobyty przez Ukraińców 4 listopada już następnego dnia, po krwawym boju, ponownie był w polskich rękach. Swoistą redutą, która oparła się ukraińskim atakom była szkoła im. H. Sienkiewicza, gdzie znajdował się kadrowy batalion Wojska Polskiego.

Oddział „straceńców”

Niedostatki w uzbrojeniu Polacy niwelowali doskonałą znajomością topografii miasta, walecznością i pomysłowością. Zbudowali samochód pancerny oraz włączyli do walk samolot. Polski samochód pancerny – „tank Piłsudskiego” – pojawił się na ulicach Lwowa 9 listopada. Lwowiacy zbudowali go na bazie samochodu ciężarowego (nieznanej marki), który po „opancerzeniu” metalowymi płytami uzbrojony został w cztery karabiny maszynowe. Pełnił on podwójną rolę – skupiał na sobie ogień karabinów maszynowych (odciążając tym samym piechotę) i atakował umocnione punkty oporu wroga. Tak było w przypadku ataku na Pałac Gołuchowskich, gdzie wyeliminował z walki gniazdo karabinów maszynowych. Dużą otuchą dla obrońców Lwowa było pojawienie się nad miastem samolotu z biało-czerwonymi pasami namalowanymi w miejscu austriackiego krzyża. Co ciekawe, siły lotnicze obrońców rozrosły się aż do 13 samolotów pod koniec walk – polscy piloci służący u zaborców po prostu kradli maszyny i lecieli nimi do Lwowa. Jednak samą pomysłowością i samolotami lwowiacy nie obroniliby miasta. Najważniejsza była ich waleczność. Odwagą w walkach odznaczył się oddział rotmistrza Romana Abrahama, który zasłynął bojem o Górę Straceń. Z tego górującego nad miastem wzniesienia Ukraińcy zadawali obrońcom duże straty i jego zdobycie okazało się palącą koniecznością. Oddział Abrahama zdobył górę po krwawych walkach – od tego momentu zaczęto nazywać ich „straceńcami”.

Oddział „straceńców” wyróżniał się także oryginalnym detalem umundurowania, a była nią czaszka przyszyta do ramienia munduru. Emblemat ten wzbudzał strach i szacunek wroga, bo wiadomo było, o kogo chodzi – o tych, którzy zdobyli Górę Straceń. Rzeczywiście „straceńców” można było zaliczyć do ryzykantów nieliczących się z grożącą im śmiercią, znani byli bowiem z podejmowania walki z silniejszym wrogiem.

Cmentarz Orląt Lwowskich

Obrońcy Lwowa przetrwali samotnie 20 dni ciężkich walk z Ukraińcami. Odsiecz, w sile 1400 żołnierzy i oficerów, nadeszła 20 listopada. Wojsko Polskie z marszu ruszyło do boju. Po zażartych całodobowych walkach, nie wytrzymując polskiego ataku, Ukraińcy postanowili opuścić miasto w nocy 21 listopada. Ukraińscy dowódcy obawiali się, iż ich siły zostaną okrążone i zniszczone przez Polaków. Nazajutrz Lwów całkowicie był w polskich rękach. 2640 obrońców Lwowa nie przekroczyło 25. roku życia. Wśród Orląt Lwowskich było 1374 uczniów szkół powszechnych i średnich oraz studentów. Poległo 120 uczniów i 76 studentów.

– To, iż w walce o Lwów zwyciężyli Polacy, a nie Ukraińcy, z pewnością uchroniło polskich mieszkańców od masakry, którą Ukraińcy na pewno by zrobili. Rok później w Złoczowie, którym zawładnęli Ukraińcy, doszło do masakry Polaków, w której zginęli moi krewni. Przed wojną Lwów żył obroną Lwowa – to byli przecież nasi ojcowie, wujkowie. Zresztą my, dzieciaki, jak wybuchła wojna na początku choćby się cieszyliśmy, iż my także będziemy mieli okazję obronić Lwów, jak nasi koledzy w 1918 roku. Lwów razem z rodziną opuściliśmy podczas II wojny światowej. Schronienie znaleźliśmy w Krakowie. Jeszcze w latach 80. nagrałem w Krakowie wspomnienia kilku obrońców Lwowa. Charakterystyczne było to, iż gdy wybuchła II wojna oni ponownie chwycili za broń – wspomina Adam Macedoński.

Idź do oryginalnego materiału