
Dwóch żołnierzy Gwardii Narodowej zostało postrzelonych w środę w pobliżu Białego Domu — poinformowała sekretarz bezpieczeństwa wewnętrznego USA Kristi Noem. Władze początkowo przekazywały sprzeczne informacje o ich stanie, jednak FBI potwierdziło, iż obaj przebywają w szpitalu w stanie krytycznym.
Do strzelaniny doszło w rejonie stacji metra Farragut North, zaledwie przecznicę od Białego Domu. Dziennikarzom polecono schronić się wewnątrz kompleksu, a sam budynek prezydencki został czasowo zamknięty. Ulice wokół otoczono taśmami, na miejscu pojawiły się dziesiątki policjantów, strażaków i żołnierzy, a nad Waszyngtonem krążył śmigłowiec policji.
Podejrzany o atak został zatrzymany — jest ranny i przebywa pod opieką medyczną. Policja nie ujawnia jego danych ani motywu działania, ale podkreśla, iż nic nie wskazuje na udział innych osób. Postrzeleni żołnierze mieli być uzbrojeni.
W chwili zdarzenia prezydent Donald Trump przebywał na Florydzie, a wiceprezydent J.D. Vance w Kentucky. Trump zapewnił, iż został natychmiast poinformowany o ataku. W mediach społecznościowych nazwał sprawcę „zwierzęciem”, zapowiadając, iż „zapłaci bardzo wysoką cenę”. Podkreślił także bohaterstwo Gwardii Narodowej i służb bezpieczeństwa.
Wcześniej gubernator Wirginii Zachodniej — skąd pochodzą ranni żołnierze — poinformował, iż obaj nie żyją, po czym wycofał swoje słowa, wskazując na sprzeczne doniesienia. Ostatecznie FBI potwierdziło ich krytyczny, ale niepotwierdzony jako śmiertelny stan.
Świadkowie relacjonują, iż przed strzałami słychać było krzyki i nawoływania o pomoc. Jedna z kobiet, cytowana przez Reutersa, opowiadała o dwóch głośnych hukach i agentach Secret Service ścigających osobę w kapturze.
Burmistrz Waszyngtonu Muriel Bowser oceniła, iż napastnik działał z premedytacją. FBI oraz prokuratura federalna prowadzą śledztwo, które ma zostać zakwalifikowane jako atak na funkcjonariuszy federalnych. Pentagon poinformował, iż Trump nakazał skierowanie do Waszyngtonu dodatkowych 500 żołnierzy Gwardii Narodowej.
CNN podkreśla, iż żołnierze, którzy zostali ranni, przebywali w stolicy na polecenie prezydenta — w ramach działań mających ograniczyć rosnącą przestępczość w Waszyngtonie.












