Świadek w procesie Łukasza Żaka zeznała w czwartek w sądzie, iż oskarżony nie pomagał ofiarom śmiertelnego wypadku na Trasie Łazienkowskiej we wrześniu 2024 roku. Pani Patrycja, jedna z pierwszych osób na miejscu tragedii, opisała agresywne zachowanie mężczyzny – jej relacja zaprzecza temu, co Żak twierdził wcześniej w sądzie.
Wypadek wydarzył się we wrześniu, gdy Żak jechał Volkswagenem z prędkością 226 km/h, będąc pod wpływem alkoholu. Dozwolona prędkość w tym miejscu wynosiła 80 km/h. Uderzył w Forda, którym podróżowała rodzina z dwójką dzieci. Ojciec rodziny zginął na miejscu, matka i dzieci trafiły do szpitala w ciężkim stanie. W aucie Żaka była pasażerka Paulina K., która również wymagała hospitalizacji.
Zeznania świadka
Pani Patrycja jechała tego dnia z rodziną taksówką Uber, gdy zauważyła pojazd Żaka. "Lecący biały samochód" – opisywała w sądzie. Chwilę później dodała: "Tak gwałtownie się poruszał. Chwilę potem wjechał w małe ciemne auto. To jest nie do opisania, co się działo".
Świadek opisała zachowanie Żaka zaraz po zderzeniu. "Nie udzielał nikomu pomocy. Zachowywał się agresywnie, biegał po ulicy jak opętany" – zeznała w czwartek.
Według jej relacji, to nie Żak pomagał wydobyć swoją pasażerkę z wraku. Kobiecie pomagał nieznany mężczyzna, który krzyczał: "wyciągamy kobietę". Obecni na miejscu pytali: "czyja to koleżanka?".
Sprzeczne wersje
W sądzie Żak przedstawił inną wersję wydarzeń. "To jest ten sam moment, gdy wynieśli mnie z auta. Zemdlałem i ktoś mnie podniósł. W tym momencie powiedziałem, iż tam jest moja kobieta. To ja zainicjowałem jej wynoszenie" – twierdził oskarżony.
Na rozprawie pojawiło się nagranie wykonane przez innego świadka. Na filmie widać osobę biegnącą w stronę rozbitych pojazdów, która mija Żaka i jego kolegów.
Po wypadku Żak zniknął z miejsca zdarzenia. Pojechał do kolegi, a następnie udał się do Niemiec.
Świadek przypomniała również słowa, które padły tamtego dnia: "nas zaj****".
Uwaga: Ten artykuł został stworzony przy użyciu Sztucznej Inteligencji (AI).










