Świat F-35

polska-zbrojna.pl 3 godzin temu

Pierwsi polscy piloci F-35 rozpoczynają już w USA szkolenie na poziomie instruktorskim. Jak wygląda zdobywanie uprawnień do pilotowania samolotu V generacji, co jest wyzwaniem i za co nas chwalą Amerykanie? Z gen. dyw. pil. dr. Ireneuszem Nowakiem, inspektorem sił powietrznych, o szkoleniu polskich pilotów F-35 rozmawiają Magdalena Kowalska-Sendek i Ewa Korsak.

Niedawno usłyszeliśmy o tym, iż pierwsi polscy piloci F-35 Lightning II ukończyli szkolenie. Na tę wiadomość czekaliśmy od chwili ogłoszenia decyzji o zakupie samolotów piątej generacji.

gen. dyw. pil. dr. Ireneusz Nowak : Rzeczywiście to bardzo istotny moment dla polskich sił powietrznych: pierwszych dwóch Polaków ukończyło segment szkolenia nazywany po angielsku „transition”. Oznacza to, iż są oni uprawnieni do pilotowania F-35 we wszystkich warunkach i w każdym zakresie misji podstawowych. Każdy z lotników wykonuje na takim szkoleniu ponad 20 lotów i odbywa około 50 sesji symulatorowych. Drugie tyle poświęca na naukę własną, a nie oszukujmy się jest jej bardzo dużo. Wysiłku wymaga to, by opanować tę specjalistyczną wiedzę w języku angielskim. Ale mamy to! Pierwsza dwójka zakończyła ten etap i za chwilę rozpocznie kolejny. Wspomniani piloci nie wracają bowiem do kraju, ale rozpoczynają szkolenie na poziomie instruktorskim.

REKLAMA

W Stanach Zjednoczonych przebywa czterech polskich pilotów. Jak idzie nauka tym pozostałym?

Bardzo dobrze. Sądzę, iż druga graduacja powinna nastąpić jesienią. Wszyscy polscy piloci szkolą się według jednego schematu, a rozbieżności czasowe wynikają jedynie z trudności organizacyjnych. Polacy przygotowują się według całkowicie innego planu niż wszyscy dotychczasowi piloci F-35. Jesteśmy bowiem pierwszą nacją, która wysłała lotników na szkolenie do bazy lotniczej Gwardii Narodowej Ebbing w stanie Arkansas, a nie do bazy Luke w stanie Arizona, jak działo się to wcześniej.

Skąd ta zmiana?

Wielu partnerów Stanów Zjednoczonych, m.in. Polska, Holandia, Belgia czy Norwegia, trzyma swoje samoloty w Stanach Zjednoczonych, by tam szkolić swoich pilotów. I okazało się, iż pojemność bazy w Luke, którą szacowano na około 140 samolotów, po prostu się skończyła. Dlatego Polacy są w Ebbing. I choć pojawili się tam jako pierwsi, to nie będą tam jedyni. Szkolenie w stanie Arkansas niedługo rozpoczną także Finowie, Niemcy czy Szwajcarzy.

Zorganizowanie szkolenia w nowym miejscu było zatem sporym wyzwaniem dla Stanów Zjednoczonych.

Tak, po pierwsze, amerykańskie dowództwo AETC (Air Education Training Command) musiało z myślą o Polakach na nowo przygotować program szkolenia lotniczego, który uwzględniałby trening prowadzony w dwóch różnych lokalizacjach. Po drugie, trzeba było przystosować bazę – w której dotąd nie było samolotów bojowych – do przyjęcia nowoczesnych myśliwców, a więc m.in. zmodernizować infrastrukturę lotniskową. Tego samego dnia, w którym my celebrowaliśmy zakończenie szkolenia na F-35 pierwszych dwóch polskich pilotów, w Ebbing odbyła się jeszcze jedna uroczystość, podczas której Amerykanie ogłosili, iż baza osiągnęła wstępną gotowość operacyjną.

Mówi się, iż pionierzy mają zawsze najgorzej. Jak zatem nasi piloci oceniają szkolenie w Ebbing?

To prawda, ale muszę przyznać, iż Amerykanie otoczyli naszych żołnierzy szczególną opieką. Największym mankamentem jest chyba to, iż piloci korzystają z infrastruktury tymczasowej, utworzonej z wykorzystaniem kontenerów, i nie mają na miejscu symulatora. Na zajęcia symulatorowe muszą latać na Florydę, co jest problematyczne, ale ma też pewne plusy, bo kiedy Polacy już tam się znajdą, to ich sesje szkoleniowe są znacznie dłuższe. Dzięki temu mają lepsze przygotowanie do lotów praktycznych, gdy już wracają do Ebbing. Niezależnie od wszelkich przeszkód i utrudnień naszym pilotom idzie świetnie. I bardzo się cieszę, bo nasze szkolenie oglądane jest pod mikroskopem.

Amerykanie aż tak nam się przyglądają? Z czego to wynika?

Jesteśmy nowym partnerem programu F-35, więc skrupulatnie ocenia się zdolności naszych lotników. Tam nie ma żadnej taryfy ulgowej, więc tym bardziej cieszą mnie pochlebne opinie na temat naszych oficerów. Rozmawiałem ostatnio z amerykańskimi instruktorami oraz dowódcą AETC gen. Brianem S. Robinsonem i usłyszałem wiele dobrych słów o naszych lotnikach. Cała czwórka oceniana jest bardzo wysoko, ale szczególną uwagę Amerykanie zwrócili na jednego Polaka. Usłyszałem, iż wyróżnia się on na tle wszystkich lotników, także amerykańskich pilotów myśliwców. Podobno rzadko zdarza się ktoś, kto tak gwałtownie przyswaja wiedzę. Jako inspektor sił powietrznych jestem dumny, gdy słyszę takie słowa, ale wcale nie jestem tym zaskoczony. Po kilkunastu latach eksploatacji F-16 mamy duże doświadczenie, większe choćby niż nasi niektórzy partnerzy w Sojuszu. I teraz to właśnie procentuje. Jestem przekonany, iż każdy polski pilot F-16, spełniający wysokie standardy szkoleniowe przyjęte w bazach w Krzesinach i w Łasku, da sobie radę na F-35.

A co o F-35 mówią sami piloci?

Przyznają, iż samolot jest skomplikowany, a szkolenie – wymagające, bo bardzo obszerne. F-35 ma niezwykle dużo systemów awionicznych, których działanie trzeba opanować, a procedury awaryjne w przypadku tych samolotów są znacznie bardziej rozbudowane niż w F-16, więc jest się czego uczyć. Zupełnie inaczej wygląda taktyka działania i sposoby walki.

Piloci są jednak podekscytowani, bo wkroczyli w zupełnie inny, nowy świat. Dopiero teraz, po kilkudziesięciu godzinach spędzonych w powietrzu, odkrywają wszystkie zalety tej platformy i jej możliwości. Przyznali nawet, iż F-35 jest łatwy w pilotażu i może choćby daje większą frajdę z latania niż F-16. Ten samolot da się lubić i tak naprawdę narzekają jedynie na oprogramowanie. Niestety, F-35 z tej partii produkcyjnej miały niestabilny software i musieliśmy podjąć decyzję, czy wstrzymujemy się ze szkoleniem, a samoloty umieszczamy w magazynach i za nie płacimy, czy mimo wszystko ruszamy, latając na tymczasowym oprogramowaniu. Wybraliśmy ostatecznie ten drugi wariant. Docelowy software wgrany będzie we wrześniu, więc rozumiem, iż mogą pojawiać się jakieś przejściowe problemy. Dla mnie najważniejsze jest to, iż dajemy radę, a szkolenie postępuje zgodnie z przyjętym harmonogramem.

Zerknijmy na ten harmonogram. Mamy cztery samoloty i dwóch wyszkolonych pilotów, dwóch jest w trakcie szkolenia. Co się będzie działo dalej?

Tak jak wspominałem, w trakcie etapu transition piloci muszą wykonać ponad 20 lotów, co daje w powietrzu około 35–50 godzin i co najmniej drugie tyle w symulatorze. Kolejnym etapem jest szkolenie instruktorskie. Docelowo w USA takie przeszkolenie przejdzie w sumie 24 pilotów. Do końca roku w Ebbing będziemy mieli sześć samolotów F-35, więc ono przyspieszy. We wrześniu dojadą tam kolejni nasi specjaliści, m.in. technicy oraz administratorzy systemu służącego do wsparcia logistycznego i zarządzania programem F-35.

Z czasem do Polski zaczną wracać wyszkoleni lotnicy, by niemal od zera stworzyć świat F-35 i zbudować pierwszą eskadrę. Według najnowszych informacji pierwszy samolot trafi do Polski nie w styczniu 2026 roku, ale w maju lub w czerwcu 2026. Powinniśmy wrócić ze Stanów Zjednoczonych w połowie 2027 roku, choć przyznam, iż chciałbym, aby w USA został niewielki pododdział naszych żołnierzy. Widzę, iż inni partnerzy programu F-35 ustanawiają w USA niewielkie detachmenty, by dzięki temu budować interoperacyjność. Amerykanie są liderami, jeżeli chodzi o taktykę i sposoby walki na F-35. Mają najlepsze systemy pozyskiwania danych wywiadowczych i rozpoznawczych, dlatego zależy mi na utrzymywaniu z nimi stałej relacji. Dobrze byłoby też, byśmy szkolenie podstawowe F-35 prowadzili w USA. Może udałoby się uniknąć problemów, z jakimi borykają się dziś bazy w Krzesinach i w Łasku. w tej chwili trzy nasze bojowe eskadry zamiast prowadzić zadania operacyjne zajmują się szkoleniem podstawowym młodych lotników.

Czeka nas zatem bardzo dużo wyzwań. Z czym jeszcze są problemy?

Myśląc o przyszłości, już teraz przymierzamy się do wprowadzenia pewnych zmian w podziale przestrzeni powietrznej. Prowadzimy rozmowy z Polską Agencją Żeglugi Powietrznej. Jako przyszli użytkownicy F-35 musimy, mówiąc kolokwialnie, wyciąć więcej przestrzeni dla siebie i zamknąć ją dla ruchu cywilnego. Tylko w ten sposób będziemy mogli w pełni wykorzystać możliwości samolotu, szkolić się w taktyce i dynamicznych manewrach. Musimy też odsunąć się od wschodniej granicy kraju, by zminimalizować ryzyko bycia podglądanym. Zakładam więc, iż taka wydzielona przestrzeń powinna znaleźć się na zachód od Łasku, gdzie stacjonować będą polskie F-35.

Co jeszcze należy zrobić?

Żeby w pełni wykorzystać możliwości F-35, trzeba zrozumieć, iż to coś więcej niż samolot. W dalszym ciągu nie mam pewności, iż Wojsko Polskie jest przygotowane na ten sprzęt. My jako siły powietrzne będziemy robić wszystko, by ten samolot i ludzie dali z siebie jak najwięcej, ale momentem krytycznym będzie kooperacja F-35 z innymi systemami tzw. pola walki – obrony powietrznej, przede wszystkim elementami programów „Wisła” i „Narew”, czy z artylerią dalekiego zasięgu, choć w ich przypadku akurat widzę duże zrozumienie.

Problemem na pewno będzie integracja powietrzno-lądowa. Trzeba doprowadzić do zrozumienia taktyki, techniki i procedur o wzajemnych zdolnościach i sposobach działania. Niestety, nie da się tego wszystkiego zrobić z wyprzedzeniem, czekając na F-35. Wszystkie te problemy, i pewnie wiele innych, wyjdą w praniu. Niezbędne są wspólne treningi, ćwiczenia wojskowe, jednym słowem: praktyka. Na to jednak potrzeba czasu.

Rozmawiały: Magdalena Kowalska-Sendek, Ewa Korsak
Idź do oryginalnego materiału