W trakcie prowadzonych poszukiwań genealogicznych odnajdujemy nie tylko wpisy metrykalne dotyczące naszych przodków, ale także materialne dziedzictwo, jakie po nich pozostało. Są to między innymi zdjęcia i dokumenty, ale także szable czy mundury. Jak je prawidłowo zabezpieczyć?
Genealogia jest pojęciem tak rozległym, iż trudno z góry ustalić ramy tego sformułowania. Każdy, kto złapał „bakcyla” tej nauki pokrewnej historii, gwałtownie odkrywa w sobie zupełnie nowe pasje: od zamiłowania do ogólnej historiografii, poprzez umiłowanie pewnej epoki lub stanu, kończąc na kolekcjonerstwie. Niemalże zawsze wraz z postępującą pracą genealogiczną natrafiamy na pamiątki rodowe, posiadane przez bliższą lub dalszą rodzinę. Pamiątki te bywają różnego rodzaju – łączy je jednak jedno: historia i bezcenny kontakt z dłońmi naszych przodków. Jak więc zadbać o taki przedmiot, by zachować go dla dalszych pokoleń wraz z naszą pracą „papierową”?
Niniejszy poradnik może służyć pomocą początkującym kolekcjonerom rodzinnych pamiątek. Pragnę również na wstępie zaznaczyć, iż poradnik ten odnosi się do rodzinnych pamiątek, czyli przedmiotów zachowanych co najmniej w stanie przyzwoitym, przechowywanych w zabudowie. Opisane tutaj sposoby konserwacji skierowane są do szerokiego grona genealogów. Kolekcjonerzy zniszczonych antyków, skorodowanych wykopków czy rekonstruktorzy historyczni mogą poczuć zawód potraktowaniem tematu „po macoszemu”, ale subiektywnie z punktu widzenia genealoga nie widzę sensu przybliżania pojęcia „elektroliza” czy polecania drogich środków do konserwacji.
Dziedzictwo przodków: nietrwałość papieru. Słów kilka jak zabezpieczyć notatki i zdjęcia
Na łamach miesięcznika „More Maiorum” przewijał się już temat organizacji domowego archiwum. Nie ma zatem sensu powtarzać wcześniejszych zagadnień. Odsyłam do archiwum periodyku , gdzie można odgrzebać ów temat i dość obszernie przybliżyć sobie zasady przechowywania dokumentów.
Co zatem powinniśmy wiedzieć o papierowych pamiątkach? gwałtownie można ustalić kilka podstawowych prawd: papier nie lubi wilgoci, słońca, zginania i dotyku. W praktyce wyżej wymienione punkty będą mieć znaczny wpływ na odkształcenie dokumentu, jego rozmazanie aż na blaknięciu kończąc. Ludzki dotyk wpływa też niekorzystnie na dokument ze względu na obecność potu. Posiadając w swych zbiorach cenne akty notarialne z XIX/XX wieku czy sędziwe fotografie, powinniśmy zastanowić się, czy naprawdę koniecznym jest ich ciągła prezentacja podczas odwiedzin rodziny i ich dotykanie. Zamiast wyjmować dokumenty czy zdjęcia, postarajmy się o ich kopię, którą umieścimy w albumie fotograficznym lub oprawimy w ramkę.
Oryginały zabezpieczmy w suchym i zaciemnionym miejscu, najlepiej w odkwaszonej kopercie (koperty takie stosuje się m.in. w urzędach ds. dowodów osobistych), pamiętając, by ich nie zginać. Warto też regularnie zaglądać do swego „archiwum”, by wyłapywać wszelkie nieprawidłowości i w czas reagować. Dokumenty, na których stwierdzimy niebezpieczne oznaki pleśni, grzyba albo przebarwień należy jak najszybciej odizolować od innych archiwaliów i najlepiej poddać profesjonalnej kosmetyce.
Mundur. Najczęściej popełniane błędy
Poważanie, jakim cieszy się mundur w środowiskach badaczy rodzinnych korzeni, nie jest niczym nowym. Zachowany strój przodka to namacalny dowód dumy, odwagi a niekiedy cierpienia, stąd zasługuje na szczególny szacunek i opiekę. Co prawda sama struktura munduru wydaje się mocna i trwała, ale to tylko pozory. Już kilka popularnych błędów może przynieść opłakane skutki.
Myślę, iż rzeczy tak oczywistych, jak częste przewietrzanie odzieży celem przeciwdziałaniu wilgoci czy zabezpieczeniu munduru przed działalnością moli czy gryzoni nie trzeba wyjaśniać. Dzisiaj już chyba nie zdarza się, by ktoś takie pamiątki „przechowywał” na strychu. Najistotniejszą kwestią dotyczącą munduru jest jego zabezpieczenie przed zabrudzeniem. W takim przypadku przechowywanie w szafie wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Co jednak, gdy chcemy eksponować rzekomy ubiór gościom? Niestety najczęstszym błędem, w moim mniemaniu, jest uleganie pokusie eksponatu takowej odzieży w formie „manekina”, który najczęściej wystawiony zostaje w salonie. Jest to niestety poważny błąd. Kurz odkładający się na ubraniu powoduje konieczność jego konserwacji, częstego czyszczenia, co ma niebagatelne znaczenie przy wiekowym materiale, którego wypłowienia powinniśmy unikać. Dodając do tego ludzki odruch dotykania i możliwość wynikłych z tego uszkodzeń mechanicznych w postaci urwania guzika czy ciągłego przymierzania przez gości, dochodzimy do wniosku, iż jego eksponowanie w taki sposób nie jest najlepszym rozwiązaniem…
Dużo lepszym wydaje się zainwestowanie w szklaną gablotę. Mundur ułożony w takowej zabezpieczony jest zarówno przed zanieczyszczeniem, jak też osobami postronnymi. Co jednak zrobić, gdy nasz mundur jest lekko zabrudzony, ale nie na tyle, by oddać go w profesjonalne ręce? Przede wszystkim pamiętać musimy o dwóch rzeczach: po pierwsze w czyszczeniu mundur przypomina garnitur, więc nie pierzemy go, ale odczyszczamy, po wtóre natomiast nie używamy chemii. Do wyczyszczenia lekkich, powierzchownych zabrudzeń wystarczy tradycyjne szare mydło (z uwzględnieniem słowa szare – dzisiejsze mydła hipoalergiczne zawierające to słowo nie zawsze są mydłem o adekwatnościach „tego” adekwatnego szarego mydła).
Istotnym elementem munduru są części skórzane: pas i buty. Zasady konserwacji skóry są banalnie proste. Wystarczy dbać o regularne natłuszczenie powierzchni chociażby oliwką, by zapobiec spękaniu skóry (zwłaszcza, o ile wygięlibyśmy wyschnięty pas w dłoniach). Największe szkody w tej materii wyrządzić możemy obuwiu, zwłaszcza tzw. oficerkom. Buty te wymagają prawideł, które utrzymują obuwie w stanie napięcia, zastępując swym kształtem element stopy i łydki. Już krótkotrwałe przechowywanie butów oficerskich bez oprawienia skutkuje ich załamaniem i powstaniem odkształceń. Oczywiste jest, iż tego typu obuwie musi być regularnie natłuszczane dobrej jakości pastą do butów, zaś przymierzając je, pamiętajmy o ich twardości i ścieralności. Niedopuszczalnym jest przy ich zdejmowaniu asekurowanie się drugą stopą, czy zahaczaniem o twardą powierzchnię, gdyż szkodzi to uszkodzeniem i zarysowaniem skóry. Nie bez powodu niektórzy oficerowie korzystali z pomocy drugiej osoby przy zdejmowaniu obuwia.
Dziedzictwo przodków: Szabla, bagnet i sierp. O stali słów kilka
Polacy od wieków są narodem, który największe zamiłowanie rodowe odnajduje w stali. To szabla była przekazywana pokoleniowo przez dumnych sarmatów, podobnie jak w tradycji chłopskiej sierp. Tak się złożyło, iż broń biała jest najdumniej prezentowanym okazem pamiątki rodowej, często dana rodzina utożsamia się wręcz z danym kawałkiem stali. Warto zatem zadbać w sposób szczególny o taki przedmiot, by jego hartowane serce przetrwało w kolejnych pokoleniach.
Problem jest jednak znacznie szerszy, niż można by początkowo przypuszczać. Przede wszystkim zarówno szable, jak i bagnety (w tym kordziki, bebuty, kindżały) dzielimy podstawowo na bojowe i paradne (pamiątkowe). Jest to o tyle istotne, o ile głownie (ostrza) bojowe cechują się twardością, sprężystością i odpornością wynikłą z hartowania, czego pozbawione są głownie paradne. Szable i bagnety paradne są bowiem po prostu pamiątkami po służbie w danej jednostce lub pełniły tylko funkcje reprezentacyjne (w zaborze pruskim spotykamy też laski rezerwistów), ich ostrza są bogato zdobione i trawione napisami. Wersje paradne charakteryzują się wykonaniem z błyszczącej, niklowanej stali, która pozbawiona jest sprężystości i cech bojowych. Próba fechtunku kończy się przeważnie trwałym zniszczeniem głowni. Takie egzemplarze są stosunkowo łatwe w pielęgnacji, o ile nie dopuścimy do „odprysków” w postaci wżerów na głowni.
Egzemplarze bojowe z kolei pozbawione są splendoru – to przeważnie naga stal z wżerami i przebarwieniami czasu. W ich przypadku spotykamy najczęściej oksydę, czyli naturalne zabezpieczenie broni białej przed dalszą korozją, którą najlepiej pozostawić. Usunięcie oksydy w jakikolwiek sposób oznacza konieczność częstej pielęgnacji broni ze względu na rdzawy nalot powstający na powierzchni, który w trwały sposób szpeci przedmiot. Można też samemu przeprowadzić oksydowanie lub zastosować chemiczną „oksydę carską”, co jednak odradzam. Takie zachowania dotyczyć mogą kolekcjonerów, genealogom zależy raczej na utrzymaniu stanu pierwotnego przedmiotu).
Oczywiście w odniesieniu do broni białej istnieje kardynalna zasada: niczego nie rozkuwamy, bo tworzą się luzy. Sędziwej broni pamiątkowej nie należy też ostrzyć, choć możliwe jest to w sporadycznych przypadkach i zawsze wyłącznie przy użyciu ostrzałki do szabel. Bagnetów nie powinniśmy ostrzyć w ogóle, w końcu jest to broń kłująca, a nie sieczna, a charakterystyczne, oryginalne pręgi po ostrzeniu fabrycznym dodają jej uroku. Osadów z rdzy nie czyścimy też papierem ściernym, który pozostawia rysy, ale ścieramy dzięki odpowiednich środków, pozbawionych jednak substancji żrących zawartych w tzw. chemii gospodarczej.
Dbając o broń białą, pamiętamy o jej regularnym (przynajmniej comiesięcznym) naoliwianiu. Na rynku dostępnych jest wiele środków do konserwacji (zwłaszcza elementów mosiężnych), jednakże bez problemu wystarczą domowe środki. Pamiętajmy jednak, iż preparat nie może wchodzić w reakcję ze stalą (co skutkuje niekiedy odbarwieniem powierzchni), a także nie może być „lepki” w dotyku. Najtańszą alternatywą dla profesjonalnych środków do pielęgnacji stali jest popularny WD-40.
Samopał dziadka, czyli o broni palnej
Na wstępie zaznaczyć pragnę, iż w myśl obowiązującej ustawie o broni i amunicji posiadanie broni palnej w wydaniu „pamiątkowym” wymaga stosownego zezwolenia, ewentualnie trwałego pozbawienia jej cech bojowych, co i tak skutkować będzie koniecznością rejestracji takiego egzemplarza na komisariacie. Dlatego też przechowywanie pamiątkowej broni z II wojny światowej bez ww. zezwolenia jest nielegalne, co tyczy się także amunicji do niej. Wobec tego wychodzę z założenia, iż właściciele stosownej koncesji doskonale znają zasady konserwacji tego rodzaju przedmiotów.
Zupełnie odmienna sytuacja dotyczy natomiast broni historycznej i jej replik w postaci tzw. broni rozdzielnego ładowania, czyli broni czarnoprochowej: skałkowej i kapiszonowej, wyprodukowanej przed 1885 rokiem. Ta broń jest w tej chwili w pełni legalna i nie wymaga żadnego zezwolenia. Zatem o ile posiadasz takową pamiątkę po przodku-powstańcu, lub zachowała się myśliwska dubeltówka, fuzja lub ptasznica, postaram się podpowiedzieć, jak stosownie o nią zadbać.
Najistotniejszą częścią, która wymaga konserwacji, jest lufa broni. Z tego tytułu dzielimy broń na gładkolufową (przeważnie dubeltówki i starsza broń wojskowa, a także większość pistoletów, w tym pojedynkowych) i gwintowaną (myśliwskie sztucery, wojskowe karabiny jegierskie). Ich pielęgnacja różni się znacząco: o ile gładkolufowe egzemplarze to po prostu „rury”, które łatwo odczyścić metodą „siłową”, o tyle gwintówki wymagają mnóstwa pracy, a niekiedy konieczność skorzystania z fachowej pomocy rusznikarza, który wykonuje kosztowne honowanie lufy. Używanie siły w przypadku gwintu kończy się jego trwałym i nieodwracalnym uszkodzeniem. Czyszczenie lufy polega przede wszystkim na usunięciu starych zanieczyszczeń w postaci nagaru – pozostałości po spalaniu czarnego prochu, a także rdzy, ziemi i innych substancji osłabiających wewnętrzną strukturę broni.
Oto sposób na konserwację krok po kroku:
- Proces rozpoczynamy, o ile jest to możliwe, od demontażu lufy. W broni myśliwskiej jest to możliwe, w egzemplarzach wojskowych nie polecam rozkuwania tzw. bączków. W tym przypadku nie stosujemy poniższego rozwiązania, ale przechodzimy od razu do kroku drugiego. Lufę tę myjemy (a de facto rozgrzewamy) poprzez wlewanie czystej, gorącej wody od strony zapałowej (jeżeli wielkość kanału na to zezwala). Rozgrzanie sprzyja zmiękczeniu starego zabrudzenia.
- Przy użyciu wyciora czyścimy wnętrze lufy. Stosunkowo niewielka liczba broni historycznej ma pod lufą stempel z wymienną końcówką (do której wkręcić można zakupiony rodzaj „szczotki”– wycior), dlatego też musimy wykonać go sami. Wystarczy nam kawałek gwintowanego drutu o średnicy mniejszej od kalibru lufy, do którego będziemy w stanie zamontować trwale w/w przedmiot. o ile nie zamierzamy inwestować kilkadziesiąt złotych w fachową „szczotkę”, pozostaje nam zamontowanie kawałka szmatki na tyle trwałego, by nie pozostała wewnątrz lufy. Takie czyszczenie nie zetrze rdzawego nalotu, jednak po kilkukrotnym powtórzeniu (do tzw. ,suchej szmatki), będziemy w stanie taką samą szmatką naoliwić wnętrze lufy. Najlepszą będzie profesjonalna oliwka do broni, wystrzegamy się domowych sposobów w postaci np. olejów silnikowych. Może to skutkować zmatowieniem wnętrza lufy, zwłaszcza gwintu.
- Przy konserwacji zamka istotne zagadnienie to zachowanie ostrożności. W przypadkach starej, skorodowanej broni odradzałbym jego rozkręcanie i czyszczenie. Możemy albo uszkodzić gwint starej śruby, albo – co gorsza – wyszczerbić stare drewno łoża. Zamek nie jest jednak trudny do złożenia, a w przypadku braku naciągu można śmiało pokusić się o dokupienie lub dorobienie odpowiedniej sprężyny kurka. Przy czyszczeniu zamka nie stosujemy substancji żrących i ściernych, ale staramy się delikatnie odsłonić sygnatury. Mocując krzemień lub ozdobny kamyk w kurku, pamiętamy o oprawieniu skałki w skórę. Należy mieć na uwadze to, iż broń to nie zabawka. Nie strzelamy „na sucho”, ponieważ w przypadku kapiszonowca trwale niszczymy niezabezpieczony kapiszonem kominek (zbijając go kurkiem), a w przypadku skałkowca zbijamy tzw. lustro, czyli zapalnik, o który ociera się krzemień.
- Zabezpieczając łoże, czyli powszechnie kolbę, pamiętajmy o konieczności sprawdzenia obecności kornika. Dopiero po jego zwalczeniu można pokusić się o restaurację w postaci szpachli do drewna i nowego lakieru. W przypadku zwykłej kosmetyki zwykle wystarczają dobrej jakości środki do konserwacji mebli (kolby lakierowane) lub droższe specyfiki dostępne specjalnie do broni (kolby bejcowane – zwykle wschodnie „janczarki”). o ile broń jest zdobiona kością lub masą perłową, zachowujemy szczególną ostrożność w doborze preparatu, by nie uszkodzić powierzchni organicznej.
- Gdy już odczyścimy „samopał”, pamiętajmy o podstawowej zasadzie: z broni historycznej nie wolno strzelać! Dopuszcza się jedynie użytkowanie takiej broni na strzelnicy, oczywiście po gruntownym przeglądzie rusznikarskim. Broń czarnoprochowa choćby z niewielkim uszkodzeniem wewnętrznym lufy i przy nieumiejętnej naważce prochu może dosłownie eksplodować w rękach strzelca. Nie jest to też zabawka. Pamiętajmy, iż każdy rodzaj broni jest niebezpieczny i musi być odpowiednio przechowywany. Nikomu nie życzę, by taka „ozdoba kominka” znalazła się w rękach dzieci na podwórku…
Jak już wspomniałem na wstępie, poradnik ten jest tylko ogólnikowym wyjaśnieniem dla laika, rozpoczynającego przygodę z zabezpieczeniem pamiątek rodzinnych. Zastosowanie powyższych rad na pewno ograniczy próby ich „ratowania” dzięki papieru ściernego, szlifierki i popularnego mleczka do czyszczenia kranów, który zniszczy po czasie tak cenne sygnatury i napisy na stali. Co bowiem jest cenniejszego od przedmiotu będącego namacalnym świadectwem genealogii?
Autor: Sławomir Żak. Pierwotnie miejsce publikacji: More Maiorum nr 5 (76)/2019.