26 lutego 2022 roku był trzecim dniem pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Wedle zapowiedzi kremlowskiej propagandy – tożsamych z ocenami wielu zachodnich analityków – ukraiński zorganizowany opór miał właśnie dogorywać. Tymczasem działo się dokładnie na odwrót – obrona tężała, a rosjanie, choć w wielu miejscach posuwali się naprzód, ponosili dotkliwe straty. Także wizerunkowe, oto bowiem z wojennej mgły wyłaniał się coraz bardziej kompromitujący obraz rosyjskiej armii.
putin postanowił reagować – i rozkazał ministerstwu obrony, by przez Moskwę przejechały mobilne wyrzutnie z rakietami przeznaczonymi do przenoszenia głowic jądrowych. Potężne zestawy pojawiły się na stołecznych ulicach popołudniu (rzekomo w ramach przygotowań do defilady z okazji dnia zwycięstwa), o czym niezwłocznie poinformowały i co dokładnie zilustrowały służby prasowe resortu. Kreml przypominał i przestrzegał: „mamy ‘atomówki’, nie należy wątpić w nasze militarne możliwości”. Zarazem – prawdopodobnie wbrew intencjom – zaprzeczył oficjalnym deklaracjom, zgodnie z którymi operacja w Ukrainie szła zgodnie z planem. „Nie ma lepszej recenzji skali i charakteru ukraińskiego oporu”, napisałem wówczas na Facebooku, komentując „atomowe” zdjęcia rosyjskiego MON. Dużo bardziej kąśliwie zareagowali nad Sekwaną. „My też mamy broń jądrową…”, komunikat tej treści pojawił się na profilach społecznościowych Quai d’Orsay, francuskiego MSZ.
Następnego dnia zrobiło się nieco poważniej: putin ogłosił, iż siły nuklearne rosji wchodzą w stan podwyższonej gotowości bojowej. Sytuacja zaczynała przypominać fabuły zachodnich powieści i filmów o dobrych Amerykanach i złych ruskich, których władca – w obliczu militarnego niepowodzenia – traci maskę zimnokrwistości oraz zdolność do racjonalnej oceny sytuacji. W filmowo-książkowych narracjach najczęściej kończyło się to pałacowym przewrotem, poprzedzonym jednak poważnymi incydentami, z wybuchami „atomówek” włącznie. Jak wiemy, rzeczywistość nie sprostała standardom Hollywood, ale pierwsze poważne lęki, iż konflikt rosji z Ukrainą może wymknąć się w stronę nuklearnej eskalacji, zostały zasiane.
Obawiali się nie tylko Ukraińcy – strach dopadł też społeczeństwa zachodniej wspólnoty, która właśnie zaczynała stawać za Ukrainą murem. Bo i owszem, obnażana przed światem kiepska kondycja rosyjskiej armii pozwalała wątpić w wysoką sprawność arsenału jądrowego rosji. Tyle iż rozważania, czy 50 proc. rosyjskich głowic nadaje się do użycia, czy „tylko” 10, nie miały większego sensu. W 2022 roku federacja dysponowała 6 tys. ładunków, a już pojedynczy wyrządziłby wielkie szkody, kilka lub kilkanaście eksplozji przyniosłoby poważną katastrofę w skali kontynentu.
Kolejne miesiące rosyjsko-ukraińskiej wojny ugruntowały znaczenie atomowego straszaka, który stał się dla Moskwy polisą ubezpieczeniową. Machanie nią przed oczami światowej opinii publicznej nie było wyrazem siły i pewności siebie – przeciwnie. Zauważmy pewną prawidłowość – nowe szantaże putina i jego ludzi pojawiały się za każdym razem, gdy rosja wpadała na froncie w kłopoty – jej siły konwencjonalne znów „dawały ciała” – bądź gdy Zachód przekraczał następne „czerwone linie”, dostarczając ukraińskiej armii coraz bardziej zaawansowane uzbrojenie. I choć te wrzaski dowodziły bezsilności Kremla, zarazem okazały się całkiem skutecznym narzędziem. Zostawiały bowiem cień niepewności co do determinacji rosjan, technicznie wciąż zdolnych do wyprowadzenia atomowego ciosu nie tylko Ukrainie, ale i członkom NATO. Gdyby nie ta niepewność (istota wspomnianej polisy), kooperacja Sojuszu Północnoatlantyckiego z Ukrainą najpewniej wyglądałaby inaczej. W najgorszym dla Moskwy scenariuszu doszłoby do otwartej konfrontacji zbrojnej z Zachodem, która – zważywszy na różnice konwencjonalnych potencjałów – zakończyłaby się klęską rosji. W wersji light brak ryzyka atomowej eskalacji mógłby skłonić zachodnich przywódców do przekazania Kijowowi znacznie większej ilości i szerszego asortymentu broni ciężkiej, lotniczej, rakietowej, co oznaczałoby kolejne problemy armii inwazyjnej, a najpewniej również jej zagładę.
Tego rodzaju kalkulacje czyniono w wielu rządowych gabinetach, a dla bandyckich reżimów stało się jasne, iż jedynie własny „atom” zapewnia adekwatny poziom bezpieczeństwa. W najbliższych latach należy zatem spodziewać się intensyfikacji programów jądrowych oraz prób nielegalnego pozyskania broni „A” przez różne podmioty państwowe. Poza rosyjskim, pouczający pozostaje przykład Korei Północnej. Choć to obrzydliwie opresyjna dyktatura, strach jej tykać, bo skutki dla regionu – niewielkiego w gruncie rzeczy półwyspu – byłyby dramatyczne. W grudniu 2023 roku spotkałem się z emerytowanym generałem południowokoreańskiej armii. Głównym tematem rozmowy była kooperacja przemysłów naszych krajów, ale skorzystałem z okazji i poprosiłem o ocenę możliwości wojsk Kim Dzong Una. „Dla nas jedynym poważnym zmartwieniem są ich głowice nuklearne”, usłyszałem. W takim kontekście łatwiej zrozumieć działania Chin, w 2022 roku posiadających stosunkowo skromny zasób 350 głowic jądrowych. Z danych Pentagonu wynika, iż Pekin zamierza podwoić arsenał do 2027 roku, a trzy lata później dysponować już tysiącem pocisków.
Myślenie w kategoriach atomowego zabezpieczenia nieobce jest też Ukraińcom. Ale o tym przeczytacie w książce, nad którą właśnie pracuję. A która, jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, ukaże się pod koniec lutego przyszłego roku. Do lektury „Zabić Ukrainę! Alfabet rosyjskiej agresji” zapraszam już dziś.
—–
Dziękuję za lekturę i przypominam o możliwości wsparcia mojej pisarsko-publicystycznej aktywności – bez Was wszak by jej nie było. Tych, którzy wybierają opcję „sporadycznie/jednorazowo”, zachęcam do wykorzystywania mechanizmu buycoffee.to.
Osoby, które chciałyby czynić to regularnie, zapraszam na moje konto na Patronite:
Korzystając z okazji chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Andrzejowi Kardasiowi, Irinie Wolańskiej, Arkowi Drygasowi, Magdalenie Kaczmarek, Arkadiuszowi Halickiemu, Piotrowi Maćkowiakowi, Bartoszowi Wojciechowskiemu, Maciejowi Szulcowi, Przemkowi Piotrowskiemu, Michałowi Strzelcowi, Joannie Marciniak i Jakubowi Wojtakajtisowi. A także: Patrycji Złotockiej, Wojciechowi Bardzińskiemu, Michałowi Wielickiemu, Monice Rani, Jakubowi Kojderowi, Jarosławowi Grabowskiemu, Jakubowi Dziegińskiemu, Bożenie Bolechale, Piotrowi Pszczółkowskiemu, Aleksandrowi Stępieniowi, Joannie Siarze, Marcinowi Barszczewskiemu, Szymonowi Jończykowi, Annie Sierańskiej, Tomaszowi Sosnowskiemu, Remiemu Schleicherowi, Piotrowi Świrskiemu, Kacprowi Myśliborskiemu, Mateuszowi Jasinie, Mateuszowi Borysewiczowi, Grzegorzowi Dąbrowskiemu, Arturowi Żakowi i Sławkowi Polakowi.
Podziękowania należą się również najhojniejszym „Kawoszom” z ostatnich 10 dni: Ani CC, Michałowi Wacławowi, Michałowi Baszyńskiemu i Maciejowi Krukowi.
Szanowni, to dzięki Wam – i licznemu gronu innych Donatorów – powstają moje materiały!
Nz. Screen wpisu rosyjskiego MON z 26 lutego 2022 roku