Szykują siły inwazyjne, to fakt. Jednak czy naprawdę chcą ich użyć?

wiadomosci.gazeta.pl 5 godzin temu
Chiny bez wątpienia szykują wojsko do inwazji na Tajwan. Jednym z najnowszych dowodów są zakupy w Rosji sprzętu i szkoleń dla wojsk powietrznodesantowych. Jednak analitycy z USA przestrzegają, iż skupianie się na nadchodzącej wielkiej inwazji może być pułapką.
najważniejsze jest pytanie, czy Pekin naprawdę jest gotów do podjęcia ogromnego ryzyka, związanego z inwazją na Tajwan. To byłaby ogromna operacja, przyćmiewająca skalą wielkie inwazje alianckie podczas II wojny światowej i wszystko, co wydarzyło się później. Towarzyszyłaby temu groźba eskalacji i rozlania się wojny na cały region. Ostatecznie nie można jednak wykluczyć uwikłania się w konflikt na skalę niewidzianą od 1945 roku. Czy Chiny mogłyby go wygrać? Być może. Ale warto też zastanowić się, czy byłoby to przedsięwzięcie warte gigantycznych kosztów i czy nie ma lepszego sposobu.


REKLAMA


Desant z powietrza po rosyjsku
Nie można zaprzeczyć, iż przygotowania trwają. Pekin ewidentnie chce mieć realną możliwość przeprowadzenia takiej operacji. Choćby po to, aby móc wiarygodnie nią grozić. O nowym aspekcie przygotowań napisał niedawno brytyjski think-tank RUSI, specjalizujący się w obronności. Powołując się na dokumenty wykradzione przez kolektyw hakerów z rosyjskich rządowych baz danych, opisał nowy aspekt współpracy wojskowej Chin i Rosji. W ocenie brytyjskich analityków materiały są wiarygodne, a porozumienia miały zostać zawarte w tajemnicy w 2023 roku.
Eksperci przeanalizowali około 800 stron umów, dotyczących sprzedaży Chinom know-how i pełnego zestawu sprzętu niezbędnego do wyposażenia zmechanizowanego batalionu powietrznodesantowego na modłę rosyjskich Wojsk Powietrznodesantowych (WDW). Oznacza to przede wszystkim kilkadziesiąt lekko opancerzonych pojazdów, które są przystosowane do przewiezienia samolotami transportowymi i zrzutów na spadochronach. To swoista specjalność Rosjan, pochodząca z czasów ZSRR. Armia Czerwona jako jedyna na tak dużą skalę planowała w przypadku wojny desantować z samolotów nie samych spadochroniarzy, ewentualnie wraz z samochodami terenowymi, ale też specjalnie zaprojektowane lekkie pojazdy opancerzone. W teorii miało to dawać wojskom powietrznodesantowym większą siłę ognia i mobilność. Wiązało się jednak ze znacznymi kosztami i skomplikowaniem. Na Zachodzie uznano, iż na coś takiego nie ma miejsca w doktrynie NATO.
Nagranie archiwalne ćwiczeń WDW. W tym zrzutu pojazdów


Jednak Rosjanie, choć na ograniczoną skalę, podtrzymują ten potencjał do dzisiaj. Rozwijają między innymi owe specjalne pojazdy, które mieli zakupić Chińczycy. 37 podstawowych bojowych wozów desantu BMD-4M, 11 dział szturmowych Spurt-SDM1, 11 transporterów opancerzonych BTR-MDM Rakuszka, a do tego kilka pojazdów dowodzenia, rozpoznania i współpracujących z nimi dronów. Wszystko to najnowocześniejsze wersje pojazdów rosyjskiego WDW. W umowach opisanych przez RUSI zapisano, iż wszystkie mają mieć chińskie systemy łączności. Dodatkowo Rosjanie mają przeprowadzić kompleksowe szkolenia żołnierzy i techników, oraz wydzielić instruktorów, którzy już na terenie Chin będą uczyć Chińczyków działania całym batalionem powietrznodesantowym na modłę rosyjską, w tym wykorzystując doświadczenia z wojny w Ukrainie. Czyli kompleksowy transfer sprzętu i wiedzy.


Po co to Chińczykom, w umowach nie zapisano. RUSI w swojej analizie stwierdza jednak, iż nie trzeba tu wiele się domyślać. Najpewniej chodzi o zwiększenie możliwości w zakresie inwazji na Tajwan. Co prawda Chińczycy też mają swoje wojska powietrznodesantowe, z lekkimi pojazdami nadającymi się do transportowania drogą powietrzną, ale mają małe doświadczenie w ich użyciu. Rosyjska wiedza i umiejętności mogą mieć sporą wartość. Jednym z podstawowych problemów przy potencjalnej inwazji byłaby dostępność odpowiednich plaż, ograniczająca możliwość do szybkiego przerzucania sił na wyspę. Wsparcie tego procesu z powietrza i na przykład zajęcie jakiegoś lotniska mogłoby proces istotnie usprawnić. Na pewno poszerzy to możliwości Chińczyków i zwiększy wyzwanie stojące przed Tajwańczykami.


Czy to może wyglądać inaczej?
Budowanie potencjału do inwazji trwa. Informacje o kolejnych działaniach Chińczyków nadchodzą regularnie. Dopiero co kilka miesięcy temu pisaliśmy o innowacyjnych mobilnych pomostach desantowych. Od tego czasu chińskie wojsko przeprowadziło z ich użyciem co najmniej kilka ćwiczeń. Sami Tajwańczycy nieustannie mówią, iż czują rosnącą presję. W piątek, 10 października, podczas przemówienia z okazji Dnia Narodowego prezydent Tajwanu Lai Ching-te ma według agencji Reutera skupiać się w znacznej mierze właśnie na obronności i budowaniu odporności społeczeństwa.
Pytanie, czy Chiny naprawdę będą chciały dokonać ryzykownej inwazji, stale czeka na odpowiedź. Próbowali jej szukać eksperci, prowadzący grę wojenną zorganizowaną w sierpniu na uniwersytecie Syracuse w USA. Wnioski z niej opisał jako pierwszy portal "War on the Rocks". 25 uczestników symulacji miało odegrać niesztampowy scenariusz. Nie mieli skupić się na koncepcji "jak obronić Tajwan przed agresją" - co jest standardem podczas tego rodzaju gier na Zachodzie. Ich głównym celem było wcielić się w Chińczyków, którzy mogą chcieć zrealizować cel "zjednoczenia" z Tajwanem, bez określenia, w jaki sposób mają tego dokonać. Chodziło głównie o sprawdzenie, czy dominująca w zachodnich wizjach narracja o zmasowanym uderzeniu i wielkiej inwazji ma sens z punktu chińskiego przywództwa. Okazało się, iż nie ma.
Uczestnicy symulacji odgrywający Chińczyków raz po raz stwierdzali, iż wywoływanie wielkiej wojny i rozpoczynanie ogromnej inwazji na Tajwan jest związane z równie ogromnym ryzykiem. Dochodzili do wniosku, iż lepiej ich celowi przysłuży się ograniczone dozowanie siły, presji i polityki faktów dokonanych co w konsekwencji wymusi na Tajwanie kapitulację i przystanie na łagodne warunki zjednoczenia, ale pozwoli uniknąć wciągnięcia w konflikt USA i ich regionalnych sojuszników. Byłoby to możliwe na przykład poprzez silną presję gospodarczą, groźbę użycia siły, a finalnie krótkie i ograniczone uderzenie rakietowe w krytyczne obiekty na wyspie. Takie działanie dałoby USA jak najmniej argumentów na rzecz zbrojnego zaangażowania się w konflikt i i pozwoliło liczyć na to, iż skupiony na sporach wewnętrznych Waszyngton nie zareaguje gwałtownie oraz zdecydowanie.


Poszerzanie horyzontów
Autorzy tekstu - Jeffrey Michaels z think-tanku RAND i Michael John Williams z think-tanku Carnegie - opisujący grę wojenną, zastrzegają, iż dużo było sporów na temat skuteczności takiej strategii i tego, czy Tajwańczycy w takich scenariuszach ograniczonej wojny rzeczywiście byliby skłonni do jakichkolwiek ustępstw. Ogólny wniosek był jednak taki, iż Zachód nadmiernie skupia się na apokaliptycznych wizjach wielkiej inwazji, podczas gdy znane z awersji do ryzyka chińskie przywództwo, może nas zaskoczyć czymś znacznie bardziej subtelnym. "Wartość tego rodzaju ćwiczeń leży nie w idealnym przewidywaniu przyszłości, ale poszerzaniu horyzontów myślenia. Poprzez zmuszenie Amerykanów do myślenia tak, jak chińscy planiści, ujawniły się możliwości, które USA mogą przeoczyć. To pokazało, iż najgroźniejsze mogą być nie te najbardziej dramatyczne scenariusze - napisali autorzy tekstu.
Tego rodzaju wnioski oznaczały, iż zdaniem analityków najważniejsze jest nie tylko przygotowywanie się na wielką zbrojną konfrontację, ale też na znacznie mniej wyraziste scenariusze. Między innymi dbanie o spójność wewnętrzną Tajwańczyków i przygotowanie ich społeczeństwa oraz instytucji na szok wywołany ewentualną agresją, aby nie ulegli łatwo szantażowi. Innym kluczowym wnioskiem było to, iż ogromne znaczenie z perspektywy chińskiej ma kwestia amerykańskiej woli, by się zaangażować w obronę Tajwanu. Im jest ona słabsza, tym większy będzie apetyt na ryzykowne działania. Dla Pekinu większe znaczenie ma mieć potencjał polityczny Waszyngtonu niż potencjał militarny w regionie.
W ogólnym rozrachunku nie oznacza to jednak, iż perspektywa konfliktu o Tajwan jest mniejsza, niż się nam wydaje. Mniejsze może być ryzyko wielkiej wojny o wyspę, jednak nie jakiejś formy starcia Chin i USA, która przesądzi jeżeli nie o co najmniej regionalnej dominacji, to o finalnym rozmontowaniu globalnej dominującej pozycji Amerykanów, którą mogą się cieszyć od II wojny światowej.


Zobacz wideo
Idź do oryginalnego materiału