Tajna misja na biegun północny. Amerykański okręt zaszokował Związek Radziecki

news.5v.pl 2 tygodni temu

Misja, którą William R. Anderson otrzymał od prezydenta USA Dwighta D. Eisenhowera, była równie pilna, co tajna. Jako dowódca USS „Nautilus” miał udowodnić całemu światu, iż Stany Zjednoczone są w stanie technologicznie dotrzymać kroku ZSRR po tym, jak ten ostatni odniósł propagandowe zwycięstwo, wystrzeliwując satelitę „Sputnik” w październiku 1957 r. Jednak celem Andersona nie był kosmos, ale 90. równoleżnik, biegun północny.

Istniały dobre powody, dla których nikt nie wiedział o „Operacji Sunshine” poza prezydentem, kilkoma pracownikami wyższego szczebla i osobami bezpośrednio zaangażowanymi. Wynikało to z faktu, iż do operacji wykorzystano najnowocześniejszy system uzbrojenia USA, który już dwukrotnie bezskutecznie próbował dotrzeć do bieguna północnego — oczywiście pod wodą. „Nautilus” był pierwszym na świecie atomowym okrętem podwodnym. Jego niepowodzenie byłoby dużym ciosem wizerunkowym dla USA.

Kapitan William T. Anderson pochodził z wiejskiej społeczności w Tennessee i zaciągnął się do sił podwodnych podczas II wojny światowej. To czyniło go jednym z najbardziej doświadczonych dowódców okrętów podwodnych. W związku z tym w 1957 r. został mianowany dowódcą okrętu „Nautilus”.

Pod koniec II wojny światowej Amerykanie nauczyli się, iż okręty podwodne nadają się nie tylko do polowania na statki. Po kapitulacji Japonii niespodziewanie poddały się im trzy ogromne podwodne lotniskowce, które niepostrzeżenie zbliżyły się do floty USA z kilkoma bombowcami na pokładzie. Okręty te — o długości 120 m, o jedną czwartą dłuższe od „Nautilusa” — zostały zaprojektowane do atakowania samolotami Nowego Jorku lub Waszyngtonu, a później śluz Kanału Panamskiego. Ich zasięg wynosił 70 tys. kilometrów.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Amerykański cud techniki miał pokazać miejsce w szeregu Sowietom

Zostały one jednak zatopione u wybrzeży Hawajów w 1946 r., aby utrzymać tę strategiczną broń z dala od Związku Radzieckiego. Sześć lat później położono stępkę pod okręt „Nautilus”. Jego głównym uzbrojeniem przez cały czas były torpedy, a nie pociski rakietowe. Ale dzięki napędowi jądrowemu przewyższał wszystkie konwencjonalne okręty podwodne pod względem prędkości i zdolności nurkowania. Mamie Eisenhower, żona prezydenta USA, ochrzciła okręt w styczniu 1954 r.

W przeciwieństwie do ogromnych podwodnych lotniskowców, którymi Japonia chciała zaatakować USA, a które nie miały choćby porządnych toalet na pokładzie, „Nautilus” był niemal luksusowo wyposażony. Ponieważ napęd i paliwo wymagały znacznie mniej miejsca, okręt miał salę kinową, bibliotekę, a choćby szafę grającą. Najnowocześniejsze filtry pozwalały choćby na palenie na pokładzie.

Nautilus miał nie tylko podnieść morale podczas operacji bojowych, ale także był przeznaczony do spektakularnych zadań. Zanurzając się pod biegunem północnym, administracja Eisenhowera chciała pokazać Związkowi Radzieckiemu, iż może umieścić okręt podwodny tuż pod jego nosem, a jednocześnie pozbawić wiatru w żagle krytyków amerykańskich zbrojeń.

Aby przygotować świat na „Operację Sunshine”, Disney został przekonany do sfilmowania powieści Juliusza Verne’a „Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi”, gdzie pojawia się okręt „Nautilus”. Film z Jamesem Masonem i Kirkiem Douglasem w rolach głównych trafił do kin w 1954 r.

Wkrótce okazało się jednak, iż umiejętność nurkowania to za mało. Pierwszy kurs na biegun północny nie powiódł się, ponieważ zawiódł żyrokompas. Drugi rejs musiał zostać przerwany, ponieważ okręt, który miał 97,5 m długości i ważył 3,7 tys. ton, był zagrożony uwięzieniem między górami lodowymi a dnem morskim. — Nauczyliśmy się, iż lód jest wrogiem, którego trzeba szanować — wspominał po latach Anderson.

Kiedy 23 lipca 1958 r. kapitan „Nautilusa” wyruszył z Pearl Harbor na Ocean Arktyczny, był więc pod ogromną presją. Osiem dni później ostateczne nurkowanie rozpoczęło się 120 m pod lodem na północnym wybrzeżu Alaski. Prowadzony przez hipernowoczesny system sonarowy, który stale monitorował przestrzeń między dnem morza a pokrywą lodową, okręt sunął przez ciemności.

Po pokonaniu 2 tys. kilometrów, „około godz. 23:10 3 sierpnia na pokładzie zapanowała uroczysta cisza”, napisał Anderson. „Spojrzałem na licznik odległości i głośno policzyłem: Osiem … sześć … cztery … trzy … dwa, jeden … Teraz! W imieniu Stanów Zjednoczonych i ich floty: wiwat biegun północny!”

Dwa dni później wiadomość nadana z okrętu zasygnalizowała amerykańskim przywódcom sukces „Sunshine”. Związek Radziecki był w szoku, iż wrogi okręt podwodny przepłynął niewykryty u jego wybrzeży. Dopiero w czerwcu 1962 r. radziecki atomowy okręt podwodny „Leninski Komsomoł” dotarł do bieguna północnego.

Z pokładu okrętu podwodnego do polityki

Anderson został uhonorowany „Legią Zasługi” i wykorzystał swoją popularność do wejścia do polityki. Wielokrotnie był wybierany do Izby Reprezentantów z ramienia demokratów, którzy w tamtym czasie wciąż tradycyjnie dominowali w konserwatywnych południowych stanach USA.

Jednak liberalne poglądy Andersona niedługo zderzyły się z duchem czasu Południa, podobnie jak cały amerykański system partyjny został zdezorganizowany przez ruch na rzecz praw obywatelskich. W latach 70. republikanie doszli do władzy także w Tennessee. Anderson przeszedł na emeryturę i zmarł w Leesburgu (stan Wirginia) w 2007 r.

Idź do oryginalnego materiału