Tajne ukraińskie fabryki. Zełenski ochoczo z nich korzysta

angora24.pl 4 miesięcy temu

Szare plastikowe elementy leżą na drewnianych stołach. W powietrzu unosi się ostry zapach kleju. Pracownicy montują skrzydła, kadłub i dzioby drona. Prawie wszystko jest robione manualnie. Witalij Kolesniszenko stoi pośrodku warsztatu. To moje arcydzieło – mówi 36-letni inżynier, wskazując na 1,5-metrowego drona. Prezydent Wołodymyr Zełenski stawia na firmy takie jak jego. Już w zeszłym roku ówczesny naczelny wódz Walerij Załużny napisał w dokumencie strategicznym, iż aby wygrać z Rosją, Kijów potrzebuje dużej ilości amunicji, dronów i rakiet najlepiej własnej produkcji.

Aby dotrzeć do fabryki Kolesniszenki, trzeba wyjechać z Kijowa i po wyboistych drogach dotrzeć do strefy przemysłowej pełnej opuszczonych warsztatów produkcyjnych. Ale za wojskowym punktem kontrolnym kryje się inny świat. Nowe fabryki powstają jedna obok drugiej. Błyszczące w słońcu blachy faliste chronią je przed ciekawskimi spojrzeniami. Tutaj pracuje się na rzecz wojskowej niepodległości Ukrainy.

Drony nie do zbicia

Kolesniszenko planował produkować drony towarowe. – Nigdy nie myślałem, iż pewnego dnia wezmę udział w wojnie technologicznej – mówi. Po inwazji rosyjskiej zdecydował się na opracowanie drona wojskowego. Rok później jego projekt był już w służbie. Dron waży 11 kg i ma przymocowaną kamerę HD. Może krążyć nad pozycjami rosyjskimi przez 2,5 godziny na wysokości 1500 m i przekazywać współrzędne jednostkom artylerii. Nigdy nie został poważnie przetestowany, więc informacje od żołnierzy są natychmiast brane pod uwagę w procesie rozwoju i produkcji. Do wojska trafiło już 125 egzemplarzy, kolejne są w produkcji.

Ołeksandr Kamyszyn siedzi w lobby luksusowego hotelu w stolicy. Jest ministrem przemysłu strategicznego i uważa się go za geniusza improwizacji. Jako były szef kolei stanął na początku wojny przed gigantycznym zadaniem. Ale mimo ataków rakietowych pociągi pasażerskie osiągnęły wyższy wskaźnik punktualności niż Deutsche Bahn. W zeszłym roku Zełenski mianował Kamyszyna ministrem. Kiedy objął urząd, ukraińska produkcja broni prawie nie istniała.

Obecnie istnieje ponad 300 prywatnych firm zbrojeniowych, do tego dochodzi 100 przedsiębiorstw państwowych. Wszystkie produkują na pełnych obrotach; 200 z nich zajmuje się ponoć produkcją dronów – każdego roku powstaje ponad milion urządzeń.

Ukraina radzi sobie lepiej

Kamyszyn wyjaśnia, dlaczego Ukraina kładzie nacisk na drony: przeciętna broń przeciwpancerna typu Stugna kosztuje 4613 dolarów i statystycznie pozwala na zneutralizowanie od dwóch do trzech Rosjan. Dron osiąga ten sam cel za jedne 1650 dolarów i pomaga także chronić życie ukraińskich żołnierzy. Jednak Kijów przez cały czas potrzebuje broni konwencjonalnej i ciężkiej. W tym celu wykorzystuje reaktywowane fabryki z czasów sowieckich. Dzięki temu Ukraina jest już podobno w stanie samodzielnie produkować pojazdy opancerzone.

Ale Kijów nie ogranicza się tylko do prywatnych fabryczek i postsowieckich zakładów. W ramach porozumień zawartych z siedmioma krajami Ukrainie obiecano wsparcie w sektorze zbrojeniowym. Niemiecki koncern zbrojeniowy Rheinmetall już zapowiedział budowę fabryki do produkcji amunicji artyleryjskiej w Ukrainie. Będzie mogła produkować 200 tys. pocisków rocznie. To drugi wspólny projekt ukraińsko-niemiecki: w zeszłym roku Niemcy zdecydowali się na budowę fabryki konserwacji i naprawy pojazdów wojskowych na terytorium Ukrainy. Fabryki na miejscu chcą budować także brytyjska grupa BAE Systems i turecki producent dronów Baykar. – To pokazuje, iż Ukraina jest atrakcyjnym rynkiem dla produkcji zachodniej broni – wyjaśnia minister. – Każdy produkt można tu natychmiast przetestować.

W międzyczasie Kijów ma nadzieję na kolejne projekty z prywatnych warsztatów. Witalij Kolesniszenko pracuje właśnie nad nowym dronem kamikadze o znacznie niższym koszcie i czasie produkcji niż dron obserwacyjny. – Chcemy sprawić Rosjanom niemiłą niespodziankę.

Idź do oryginalnego materiału