Testy DNA i osierocone ciała: walka Ukrainy o nazwanie swoich zmarłych

oen.pl 1 tydzień temu


Ciała dwóch ukraińskich żołnierzy leżały bez ruchu na polu przez miesiące. Wokół nich były plamy krwi i ich karabiny.

Krewni żołnierzy zidentyfikowali ich ciała na podstawie nagrań lotniczych zarejestrowanych przez drona. Choć oglądanie tego było męczące, wydawało się jasne: dwaj mężczyźni — por. Serhij Matsiuk i por. Andrij Zaretsky — nie żyją. Jednak ponad cztery miesiące później ukraińskie wojsko przez cały czas uznaje ich za zaginionych, mimo iż kolejne nagrania z drona dostarczone kilka tygodni później przez innego żołnierza pokazały, iż przez cały czas tam leżą.

„Chcę mieć jego grób, do którego będę mogła przyjść i porządnie wypłakać to wszystko” – powiedziała żona szeregowego Zareckiego, 31-letnia Anastazja, która szuka zamknięcia grobu od czasu jego śmierci w listopadzie w obwodzie zaporoskim na południu Ukrainy.

To zamieszanie oraz długi i trudny proces uzyskiwania oficjalnego ogłoszenia zgonów nie są odosobnione i stały się kolejną bolesną konsekwencją dwuletniej wojny.

Rodziny, prawnicy i organizacje praw człowieka twierdzą, iż ukraińska armia jest po prostu przeciążona ofiarami i nie jest w stanie policzyć tysięcy zabitych, co pogłębia cierpienie rodzin żołnierzy.

Krewni obu mężczyzn znajdujących się na miejscu przekazali, iż o ile im wiadomo, ciała przez cały czas leżą na ziemi w rejonie Zaporoża.

Władze Ukrainy nie ujawniają liczby żołnierzy zaginionych w akcji. Prezydent Wołodymyr Zełenski oszacował liczbę zabitych żołnierzy na 31 000 w lutym, a Kijów podał, iż ponownie zaginionych jest około o połowę mniej. (Amerykańskie szacunki dotyczące ofiar są znacznie wyższe, co sugeruje, iż do sierpnia ubiegłego roku zginęło 70 000 ukraińskich żołnierzy).

Duża liczba zaginionych żołnierzy podkreśla charakter wszechobecnych walk okopowych, w wyniku których często ciała obu stron są porzucane w dużych ilościach w obszarach buforowych pomiędzy armiami, co zamazuje obraz żniw wojny.

Niektórzy z zaginionych żołnierzy tej wojny zostali schwytani przez wojska rosyjskie, ale inni mogą być martwi i niezidentyfikowani, leżący w kostnicach, podczas gdy rząd stara się nadrobić zaległości i dowiedzieć się, kim są.

Rosnąca liczba zaginionych żołnierzy to cios dla i tak już nadszarpniętego morale Ukrainy, powiedział Ben Barry, starszy specjalista ds. działań wojennych w londyńskim Międzynarodowym Instytucie Studiów Strategicznych. „Oni po prostu wywierają presję na ukraińskie społeczeństwo i wywierają presję na kierownictwo wojskowe i prezydenta Zełenskiego” – powiedział. „To straszny problem”.

Frustracja wśród ludności cywilnej narastała z powodu braku odpowiedzi i czasami ujawniała się publicznie. W październiku ubiegłego roku w Kijowie odbyły się wielkie protesty, a w ostatnich miesiącach kolejne, podczas których krewni domagali się większej odpowiedzialności za zaginionych żołnierzy.

Ukraińscy urzędnicy szacują liczbę żołnierzy przebywających w rosyjskiej niewoli na setki, a może tysiące, ale twierdzą, iż trudno to określić, ponieważ Rosja nie publikuje list jeńców wojennych. Twierdzą, iż podczas niemal każdej wymiany więźniów Rosja uwalnia niektórych żołnierzy, których Ukraina uznała za zaginionych w akcji – czasami aż jednego na pięciu.

Potwierdzenie śmierci jest szczególnie problematyczne, gdy ukraińscy urzędnicy nie mają ciała, ale choćby jeżeli je posiadają, może to być długi i trudny proces.

Według Międzynarodowej Komisji ds. Osób Zaginionych, grupy z siedzibą w Hadze, która pomaga rządom w poszukiwaniach transgranicznych, w idealnym przypadku ukraińskie wojsko utworzyłoby centralną bazę danych genetycznych pobraną z ciał zmarłych i rodzin zaginionych.

Petro Yatsenko, rzecznik Kwatery Koordynacyjnej ds. Traktowania Jeńców Wojennych, powiedział, iż jedną z trudności jest to, iż wiele rodzin niechętnie przekazuje próbki DNA, mając nadzieję, iż ich bliscy wciąż żyją.

Ale testy rządowe są również fragmentaryczne. Choć na Ukrainie działa 13 laboratoriów DNA, proces identyfikacji zwłok może jeszcze potrwać choćby kilka miesięcy, powiedział Artur Dobroserdov, ukraiński komisarz ds. osób zaginionych.

Aby ominąć tę biurokrację, wkroczyli krewni. Podróżują od kostnicy do kostnicy, czasem z pomocą ochotników, oglądając ciała i próbując je najpierw zidentyfikować na podstawie zdjęć, a później prosząc odpowiednich członków rodziny o próbki genetyczne.

Tetiana Fefchak, prawniczka z zachodniej Ukrainy, często udaje się do kostnic, próbując zidentyfikować ciała, twierdząc, iż uważa ten proces za skuteczniejszy niż czekanie na oficjalne oświadczenia. „Co sugerujesz? Żeby tam zgnili? powiedziała. „Jeśli możesz coś zrobić sam, zrób to”.

Ustawa uchwalona w 2022 r. miała usprawnić identyfikację, umożliwiając żołnierzom oddawanie próbek genetycznych przed rozmieszczeniem. Jednak proces ten przebiega „wolniej, niż byśmy tego chcieli” – powiedział zaznajomiony z nim starszy ukraiński oficer wojskowy, wypowiadając się pod warunkiem zachowania anonimowości w celu omówienia wewnętrznej sprawy.

Krewni i zwolennicy zaginionych twierdzą, iż słaba komunikacja ze strony dowódców wojskowych może czasami pogorszyć sytuację.

Żona szeregowego Zareckiego powiedziała, iż ​​dowódca brygady nie skontaktował się z rodziną. „Inny chłopak, który przeżył, podjął duże ryzyko i opowiedział mi historię o tym, jak zginął mój mąż, podczas gdy dowódcy tego nie zrobili” – powiedziała pani Zaretska. „Rozumiem, iż jest wiele zgonów, ale to nie daje im prawa do takiego traktowania członków naszej rodziny”.

Zgodnie z ukraińskimi przepisami wojskowymi dowódcy bojowi nie mają obowiązku rozmawiania z członkami rodzin na temat zaginionych, powiedział rzecznik Jacenko. Ministerstwo Obrony, powiedział, przechowuje mapy ukraińskich szczątków na polu bitwy między okopami, w nadziei, iż uda się je odzyskać, gdy linie się przesuną.

Na początku wojny armia przyjęła relacje świadków śmierci innych żołnierzy. Jednak błędy pojawiały się wielokrotnie. „W czasie ciężkiej bitwy jakiś żołnierz może stracić przytomność, towarzysze myślą, iż zginął, a Rosjanie go później odnajdą” – powiedziała Olena Bieliachkowa, która pracuje dla ukraińskiej grupy niosącej pomoc rodzinom zaginionych żołnierzy lub jeńców wojennych.

W rezultacie ukraińskie wojsko nalega w tej chwili na długotrwałe dochodzenie w sprawie podejrzeń o zgony, co oznacza, iż ​​rodziny mogą żyć w bolesnej niepewności przez miesiące. W przypadku rodzin opóźnienia mają podłoże finansowe i emocjonalne; krewni poległych żołnierzy otrzymają 15 milionów hrywien, czyli około 386 000 dolarów, płatnych w ratach.

Krewni żołnierza mogą udać się do sądu z dowodem śmierci, aby uzyskać oficjalne potwierdzenie, ale proces ten wymaga zbadania każdej sprawy przez komisję wojskową, co trwa od dwóch do sześciu miesięcy.

Opóźnienia tylko zwiększają obciążenie finansowe pozbawionego środków finansowych rządu, ponieważ rodziny zaginionych żołnierzy, choćby jeżeli uznani są za zmarłych, otrzymują miesięczne pensje w wysokości około 100 000 hrywien, czyli około 2570 dolarów, do czasu oficjalnego uznania żołnierzy za zmarłych. Koszt kontynuowania tych płatności może sięgać potencjalnie setek milionów.

Najbliższe historyczne podobieństwa do trudnej sytuacji Ukrainy sięgają wojen światowych XX wieku, podczas których odnajdywanie i identyfikacja zaginionych żołnierzy trwa do dziś.

W miarę jak wojna się przeciąga, rodziny są coraz bardziej zdesperowane. Brat Alyony Bondar zaginął we wrześniu.

„Mam bardzo nieostrożne podejście; nikt nic nie mówi, nikt go nie szuka” – powiedziała 37-letnia pani Bondar. W rozpaczy zwróciła się o pomoc do wróżki, która powiedziała jej, iż jej brat przeżył. „Ale czy mam w to wierzyć?” zapytała.

Rodziny szeregowego Zareckiego i szeregowego Matsiuka, dwóch żołnierzy leżących w polu, dowiedziały się o swoich losach od przyjaciela Mykoły, który przeżył.

Obaj mężczyźni odbierali żołnierzy, którzy mieli zostać wypędzeni z frontu w październiku ubiegłego roku, powiedział Mykoła, który poprosił o podanie wyłącznie imienia, zgodnie z protokołem wojskowym. Jednak w drodze powrotnej ich pojazd się zepsuł. Wyskoczyli i pobiegli.

Byli za innymi, gdy w pobliżu eksplodował kierowany pocisk przeciwpancerny i spadli na pole.

Gdy Mykoła dotarł do bezpiecznych ukraińskich okopów, inni żołnierze przelecieli dronem nad ciałami jego przyjaciół. Leżeli nieruchomo, wyraźnie martwi. Mykoła powiedział, iż wrócił następnego dnia i próbował wciągnąć ich do ukraińskiego okopu. Został ranny odłamkiem i w tej chwili jest częściowo sparaliżowany.

„Bardzo ważne było dla mnie sprowadzenie ich ciał z powrotem” – powiedział. „Przez rok byliśmy razem i jedliśmy z jednego talerza; zrobiliby to samo dla mnie. Po prostu czuję potrzebę przynajmniej ich pochować.

Thomasa Gibbonsa-Neffa raportowanie wniesione.


Źródło

Idź do oryginalnego materiału