To nie żart. Tysiące Polaków na liście MON. Pobór do wojska w nowej formie

warszawawpigulce.pl 2 godzin temu

Ministerstwo Obrony Narodowej ujawniło projekt rozporządzenia, który może całkowicie zmienić skalę powołań do wojska w 2026 roku. Dokument przewiduje, iż do różnych form służby może trafić choćby kilkadziesiąt tysięcy osób, a budżet na ten cel sięga ponad 6 miliardów złotych. Takie liczby nie pojawiły się w polskiej armii od lat.

Fot. Warszawa w Pigułce

Nowe rozporządzenie MON. Tyle osób może zostać powołanych do służby wojskowej w 2026 roku

Ministerstwo Obrony Narodowej przedstawiło projekt rozporządzenia, który wywołał szeroką dyskusję zarówno wśród ekspertów, jak i samych rezerwistów. Dokument, opublikowany w Rządowym Centrum Legislacji, wskazuje maksymalną liczbę osób, jakie w 2026 roku mogą zostać powołane do różnych form służby wojskowej. To jeden z kluczowych elementów budowania potencjału obronnego państwa na najbliższe lata.

Z danych przedstawionych przez resort wynika, iż w przyszłym roku państwo zamierza otworzyć możliwość powołania do zawodowej służby wojskowej choćby 13,5 tysiąca osób. Tak duża liczba nie oznacza, iż MON wykorzysta pełen limit, ale stanowi górny próg, którego nie wolno przekroczyć. Na ten cel przewidziano ponad 1,7 miliarda złotych. To jedno z największych przedsięwzięć kadrowych w resorcie obrony od czasu wprowadzenia ustawy o obronie ojczyzny.

Jednocześnie dokument zakłada, iż na ćwiczenia wojskowe może zostać wezwanych choćby 200 tysięcy rezerwistów. To wyraźny sygnał, iż MON chce utrzymać wysoki poziom gotowości szkoleniowej. Ćwiczenia tej skali wymagają nie tylko zasobów finansowych, ale także dopracowanej logistyki i współpracy z jednostkami w całym kraju. Koszt tego elementu oszacowano na ponad pół miliarda złotych. Resort tłumaczy, iż to konieczność wynikająca z aktualnych uwarunkowań bezpieczeństwa i zmieniającej się sytuacji geopolitycznej.

Kolejnym ważnym elementem rozporządzenia jest aktywna rezerwa. W 2026 roku służbę w tej formie mogłoby pełnić maksymalnie 8,7 tysiąca osób. To grupa, która stanowi trzon szybkiego uzupełnienia kadrowego jednostek wojskowych. Aktywni rezerwiści regularnie odbywają szkolenia i są w gotowości, by wesprzeć armię w razie kryzysu. Ten segment będzie kosztował budżet prawie 300 milionów złotych.

Najbardziej rozbudowaną grupą pozostaje jednak dobrowolna zasadnicza służba wojskowa. Według MON, w przyszłym roku można byłoby powołać do niej aż 39 tysięcy osób. To właśnie ta ścieżka w ostatnich dwóch latach stała się jednym z głównych narzędzi pozyskiwania nowych kandydatów do armii. Dużo wskazuje na to, iż resort będzie kontynuował intensyfikację naboru, ponieważ dobrowolna służba daje możliwość wykształcenia żołnierzy, którzy później mogą przejść do formacji zawodowej lub aktywnej rezerwy. Na ten cel zarezerwowano ponad 2,5 miliarda złotych.

Plan obejmuje także terytorialną służbę wojskową, którą w 2026 roku mogłoby pełnić do 40 tysięcy osób. Wojska Obrony Terytorialnej stały się w ostatnich latach ważnym elementem systemu bezpieczeństwa, zwłaszcza w działaniach kryzysowych i pomocowych. Koszty utrzymania tego segmentu również przekroczą miliard złotych.

Łącznie wejście w życie rozporządzenia może kosztować budżet państwa ponad 6,4 miliarda złotych. MON podkreśla jednak, iż przedstawione liczby są maksymalne i nie oznaczają, iż wszystkie powołania zostaną zrealizowane. To raczej plan obliczony na zabezpieczenie finansowe na tyle szerokie, by państwo mogło reagować elastycznie na sytuację bezpieczeństwa.

Warto przypomnieć, iż zasady odbywania służby wojskowej regulowane są przez ustawę o obronie ojczyzny. Zgodnie z nią służba dzieli się na czynną i rezerwową, a w samej rezerwie wyróżnia się część aktywną i pasywną. Rezerwiści pasywni, którzy mają jedynie uregulowany stosunek do służby wojskowej, mogą być wzywani na różne rodzaje ćwiczeń, od jednodniowych po kilkumiesięczne. Z kolei rezerwiści aktywni zobowiązani są do regularnych szkoleń i pozostają w stałej gotowości do wsparcia armii.

Projekt rozporządzenia nie wymaga konsultacji publicznych, co – jak tłumaczy MON – wynika z jego technicznego charakteru. Dokument trafia teraz do uzgodnień międzyresortowych, a jego ostateczna wersja zostanie przyjęta przez Radę Ministrów.

Decyzje dotyczące przyszłorocznych powołań wpisują się w szerszą strategię wzmacniania sił zbrojnych. Choć liczby zrobiły duże wrażenie na opinii publicznej, MON podkreśla, iż to nie mobilizacja, ale przygotowanie maksymalnych możliwości, gdyby sytuacja bezpieczeństwa wymagała szybkiego działania. Ostateczne liczby powołań będą znane dopiero po ocenie potrzeb armii w kolejnym roku.

Idź do oryginalnego materiału