W środę Donald Trump rozmawiał przez telefon z Władimirem Putinem. Później rozmawiał z Wołodymyrem Zełenskim i poinformował go o ustaleniach z rosyjskim dyktatorem.
Prezydent Ukrainy ujawnił, iż rozmowa z amerykańskim przywódcą dotyczyła m.in. rozwiązań pokojowych ws. wojny rozpętanej przez Kreml w jego kraju. "Planujemy kolejne kroki, aby powstrzymać rosyjską agresję i zapewnić trwały, niezawodny pokój" – napisał Zełenski w mediach społecznościowych.
Czy Trump sprzedał Ukrainę Rosji?
Trump z kolei ogłosił po rozmowie z Putinem, iż Waszyngton i Moskwa uzgodniły natychmiastowe rozpoczęcie rozmów pokojowych, które mają być prowadzone przez odpowiednie zespoły. Wizja przyszłości Ukrainy nie maluje się jednak w kolorowych barwach. Sekretarz obrony USA Pete Hegseth powiedział w środę, iż powrót Ukrainy do granic sprzed 2014 roku jest nierealny.
Co więcej, Trump złamał zasadę "nic o Ukrainie bez Ukrainy" oraz ani razu nie potępił rosyjskiej agresji. Część światowych komentatorów twierdzi, iż prezydent USA "dogadał się" z Putinem za plecami Ukrainy, jego plan powstał "pod dyktando Kremla", a ogłoszone przez niego założenia oznaczają tak naprawdę kapitulację Kijowa.
Czy prezydent USA "sprzedał", jak twierdzą zachodni komentatorzy, Ukrainę Kremlowi? Rozmawiamy o tym z prof. Zbigniewem Lewickim, amerykanistą.
***
Mateusz Przyborowski, naTemat: Czy Donald Trump sprzedał Ukrainę Rosji?
Prof. Zbigniew Lewicki: W mojej ocenie to jest bardzo złośliwa interpretacja. Donald Trump od dawna deklarował chęć zakończenia wojny, ale ta nie skończy się wyłącznie na warunkach Kijowa.
Nie ma mowy o "sprzedaży", wszystko rozbija się o bilans strat i zysków, zarówno dla Kijowa, jak i Moskwy.
Tyle iż Trump stawia głównie na relacje z Putinem i Rosją.
Trump zawsze podkreślał, iż dobre relacje z Rosją są dla USA ważniejsze niż kontakty z każdym innym krajem świata. Ukrainie współczujemy i ją rozumiemy, ale z punktu widzenia Waszyngtonu dobre kontakty z Moskwą są strategiczne, to dla nich absolutny priorytet. I Zełenski z całą pewnością to rozumie.
Rosja to mocarstwo nuklearne, a Ukraina wymaga ogromnej pomocy gospodarczej w odbudowie. Trump oferuje wsparcie, ale tym razem nie za darmo – w zamian za dostęp do rzadkich surowców. Należy wziąć również pod uwagę nierównomierność Rosji i Ukrainy w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi.
W dobrze rozumianym interesie dla Waszyngtonu ważne są jak najlepsze relacje z Moskwą. To jest oczywiste, iż Kreml zagraża nie tylko Ukrainie i dlatego należy sprawić, żeby nie była aż tak agresywna.
Donald Trump, ustami sekretarza stanu USA Pete'a Hegsetha, dał do zrozumienia Europie: "Radźcie sobie sami".
Europa przez dekady, adekwatnie od II drugiej wojny światowej, pierw nie była w stanie, a potem nie chciała zadbać o swoje bezpieczeństwo i polegała na amerykańskiej ochronie. W tej chwili USA mówią: "Zaraz, ale was stać na bezpieczeństwo, a to, iż nie chcecie wydawać ogromnych funduszy, to wasza decyzja".
Unia Europejska jest wystarczająco zamożna, by samodzielnie zadbać o własne bezpieczeństwo. Nie można dalej funkcjonować w systemie, w którym kraje europejskie przeznaczają środki na politykę socjalną, podczas gdy Stany Zjednoczone mają je chronić w razie konfliktu.
Czy Ukraina ma szansę na członkostwo w NATO?
Nie ma żadnych szans.
A żeby zostać członkiem Unii Europejskiej?
Nikogo na to nie stać. Wiemy, ile wysiłku wymagało chociażby przyjęcie Polski do Unii Europejskiej i NATO. Ukraina nie spełnia tych wymagań, również w kontekście wewnętrznej korupcji. Europa nie będzie płacić za przystąpienie Ukrainy do wspólny, dlatego jej pełne członkostwo w UE jest w tym momencie nierealne.
Radykalna zmiana, punkt zwrotny – tak w czwartek wyglądają nagłówki mediów światowych po tym, co ogłosił prezydent USA.
Widząc, jak Trump podszedł do kwestii bliskowschodniej, czyli dużo trudniejszego konfliktu i dłużej trwającego, byłem przekonany, iż ma określoną strategię zakończenia wojny w Ukrainie.
Tylko czy można uznać zmiany granic poprzez terror, agresję i przemoc?
Oczywiście, iż nie. Stany Zjednoczone już w latach 30. XX wieku ustanowiły zasadę nieuznawania zmian granic dokonanych przemocą. Ale rzeczywistość często nie liczy się z teoretycznymi postanowieniami. Rosja zmieniła granice i nie zamierza się z tego wycofać. Możemy mówić, iż tak być nie powinno, jednak nie ma to żadnego znaczenia. Polityka realna wyprzedza rozważania o moralności.
A jak ocenia pan reakcję Wołodymyra Zełenskiego? Prezydent Ukrainy nie kontrował tego, co powiedział Pete Hegseth i Donald Trump. Chociaż nie wiadomo dziś, jak te negocjacje będą przebiegać i jak ma wyglądać uczestnictwo Ukrainy w rozmowach.
Ostatecznie Kijów na pewno będzie uczestniczył w negocjacjach. jeżeli natomiast chodzi o Wołodymyra Zełenskiego, on rozumie, iż musi dostosować swoją retorykę do realiów. A realia są takie, iż w tej chwili nie może pozwolić sobie na ostre komentarze wobec Trumpa, bo potrzebuje jego wsparcia. Ostateczna ugoda w sprawie Ukrainy i tak będzie wymagała jej udziału, a Zełenski chce zapewnić sobie dobrą pozycję. Jego podejście świadczy o pragmatyzmie.
Zdaje się jednak, iż Trump wyznaje zasadę, iż to wielkie mocarstwa powinny rozmawiać ze sobą bezpośrednio. Najpierw rozmawiał z rosyjskim dyktatorem, a dopiero później poinformował o tym prezydenta Ukrainy.
Nie wiemy, jak to się dalej potoczy. Zagadką pozostaje treść rozmów w Moskwie pomiędzy Putinem a specjalnym wysłannikiem Waszyngtonu ds. Bliskiego Wschodu, Steve'm Witkoffem. Wreszcie, nie znamy też szczegółów rozmowy Trumpa z Putinem. Na razie możemy tylko spekulować, a zgadywanie ma to do siebie, iż może się nie sprawdzić.