Donald Trump na początku kwietnia zaprezentował założenia swojej polityki celnej, określając nowe taryfy mianem "deklaracji niepodległości gospodarczej" USA i "dniem wyzwolenia". Ogłosił wówczas 10-procentową stawkę minimalną na import ze wszystkich państw świata oraz wyższe, zróżnicowane stawki dla niemal 70 państw. Po ogłoszeniu ceł giełda na Wall Street zanotowała największą trzydniową serię spadków od kryzysu finansowego 2008 roku. Najprawdopodobniej z tego względu dzień po wejściu w życie taryf Trump zawiesił je na 90 dni, do dziewiątego lipca.
Doradcy prezydenta zapewniali, iż wstrzymanie obowiązywania taryf to element taktyki negocjacyjnej. Doradca Białego Domu ds. handlu Peter Navarro mówił nawet, iż w ciągu 90 dni zawartych może być 90 umów handlowych. Trump zapowiadał, iż zamierza zawrzeć umowy handlowe "ze wszystkimi", i ocenił, iż jest to wykonalne w ciągu trzech-czterech tygodni.
Tymczasem od początku kwietnia do ósmego lipca USA ogłosiły wstępne warunki porozumienia handlowego z Wielką Brytanią i Chinami oraz układ handlowy z Wietnamem. Prezydent mówił, iż jest pewien na sto procent, iż USA mogą zawrzeć umowę z UE.
Groźby wobec Unii Europejskiej
Jednak pod koniec maja Trump zagroził nałożeniem 50-procentowego cła na Unię, oceniając, iż jest ona bardzo trudnym partnerem do negocjacji. Po dwóch dniach i rozmowie z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen zapowiedział zawieszenie ceł do dziewiątego lipca. Dzień przed upływem tego terminu, ósmego lipca, ocenił, iż UE jest w ostatnim czasie dla USA "bardzo miła" i niedługo wyśle do niej pismo w sprawie ceł.
Wraz ze zbliżającym się terminem końca negocjacji amerykańska administracja zaczęła wysyłać listy do partnerów handlowych w sprawie stawek celnych. Pierwszą partię kopii listów adresowanych do 14 państw Trump opublikował w internecie w poniedziałek. Zapowiedział w nich wprowadzenie nowych stawek celnych od pierwszego sierpnia.
Cła dla Korei Południowej i Japonii
Wśród adresatów były Korea Południowa i Japonia. Na import z tych państw ma być nałożone cło w wysokości 25 procent. Trump zaznaczył, iż jeżeli Tokio lub Seul nałożą cła na USA, Waszyngton podniesie swoją stawkę celną o taką samą wysokość.
Podkreślił, iż USA podjęły decyzję o wprowadzeniu ceł w związku z deficytem handlowym z tymi krajami, który stanowi zagrożenie dla gospodarki i bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych. Zachęcił też do przeniesienia produkcji do jego kraju. Oznajmił, iż może rozważyć zmiany cła, jeżeli kraje podejmą działania sprzyjające otwarciu ich rynków.
Nowy termin i niepewność
Minister finansów USA Scott Bessent zapowiedział w niedzielę, iż niedługo mają być ogłoszone nowe umowy handlowe z partnerami. Nie podał jednak szczegółów. Zgodnie z podpisanym w poniedziałek przez Trumpa dekretem do pierwszego sierpnia wydłużony został termin zawarcia umów handlowych z Waszyngtonem przez kraje, które chcą uniknąć tzw. ceł odwetowych.
Wieczorem prezydent powiedział dziennikarzom, iż data pierwszego sierpnia jest "ostateczna, ale nie w sto procent ostateczna" i zaznaczył, iż Waszyngton pozostaje otwarty na oferty innych krajów. Już we wtorek Trump napisał jednak w internecie, iż cła zaczną być płacone pierwszego sierpnia i ta data nie ulegnie zmianie.
Chaos i nieprzewidywalność
Portal Axios napisał, iż dzięki opóźnieniu wejścia w życie ceł Amerykanie "dostali prezent na święta". Zmiana powinna dać sprzedawcom więcej czasu w zgromadzenie zapasów towarów przed sezonem świątecznym, co potencjalnie przesunie podwyżki cen związane z cłami na przyszły rok. "Sytuacja wokół ceł to chaos. Ale sezon świątecznych zakupów być może został uratowany" - czytamy.
Od samego początku wprowadzanym przez Trumpa cłom towarzyszy niepewność. Niemal każde ogłoszone taryfy były niedługo zmieniane lub zawieszane. Jak podliczył "Forbes", od czasu tzw. dnia wyzwolenia administracja Trumpa 27 razy zmieniała zdanie w sprawie taryf.
Według badania Yahoo Finance/Marist Poll ponad 80 procent Amerykanów obawia się wpływu ceł administracji Donalda Trumpa na ich finanse. Sam Trump we wtorek ocenił, iż dzięki wprowadzanym cłom kraj rozkwita.
Z Waszyngtonu Natalia Dziurdzińska (PAP) Uwaga: Ten artykuł został zredagowany przy pomocy Sztucznej Inteligencji.