Materiał archiwalny
Ibrahim Naber, „Die Welt”: Wiele osób obawia się tego, co stanie się z NATO, jeżeli Donald Trump wygra wybory prezydenckie w USA — wszak otwarcie zagroził wyprowadzeniem kraju z sojuszu i wycofaniem amerykańskiego parasola obronnego z Europy. Czy w tej chwili Niemcy byłyby zdolne obronić się bez USA?
Gustaw Gressel: Zdecydowanie nie, niestety. Rosyjska wojna w Ukrainie bezlitośnie obnaża nasze słabości militarne — począwszy od kurczących się zapasów amunicji Bundeswehry, po brak artylerii rakietowej i naziemnej obrony powietrznej. Dobrze wyszkolone jednostki Bundeswehry są u granic swoich możliwości. Co się stanie, gdy niemieckie brygady pancerne zostaną zaatakowane przez roje rosyjskich dronów? Kto zestrzeli je z nieba?
Istnieje wiele luk w zakresie zdolności obronnych, które niemieckie władze powinny wypełnić. To jednak wymaga czasu. Uważam, iż powinny one w priorytetowy sposób potraktować kwestią uzbrojenia Niemiec i wsparcia wojskowego dla Kijowa.
To, co dzieje się w Ukrainie, daje nam pewien ogląd na to, jak wygląda dziś wojna uprzemysłowionych krajów, pokazuje, co się sprawdza, a co niekoniecznie. Rosyjski atak na resztę Europy — pozbawionej wsparcia USA — nie byłby już scenariuszem z Fuldy 1985 r. (wojska ZSRR z zaskoczenia zaatakowały ten strategicznie istotny przesmyk — red.). Musimy jak najszybciej wyciągnąć wnioski z wojny w Ukrainie, ponieważ niedługo możemy znaleźć się w podobnej sytuacji.
Jak można zapobiec takiemu scenariuszowi?
Przez odstraszanie. Problem jest oczywisty — w obecnych warunkach Bundeswehra nie byłaby w stanie walczyć, ponieważ brakuje jej zdolności i amunicji. To może zachęcić Rosję do pewnych ingerencji — zwłaszcza jeżeli Europejczycy nie będą już mogli liczyć na pomoc Amerykanów. To ogromny problem. Ukraina tak naprawdę kupiła nam kilka lat. Niezależnie od tego, jak skończy się ta wojna, jest oczywiste, iż rosyjska armia jest skrajnie wyczerpana — jej odbudowa zajmie Kremlowi trochę czasu.
Według ministra obrony Borisa Pistoriusa niemieccy wojskowi spodziewają się, iż Rosja może być zdolna do ataku na terytorium NATO dopiero za „pięć do ośmiu lat”.
Wojna w Ukrainie to dla Putina tak naprawdę egzystencjalny konflikt z Zachodem i nie należy tego lekceważyć. Niewykluczone, iż odważy się zaatakować, gdy tylko USA przestaną zapewniać nam ochronę.
Na razie rosyjskie siły zbrojne są jednak związane działaniami w Ukrainie. Po nieudanej letniej ukraińskiej kontrofensywie przejęły inicjatywę na polu bitwy, ale nie widać większych postępów.
Rzeczywiście, to rosyjska armia sprawuje w tej chwili kontrolę w Ukrainie, ale bez większych rezultatów. Od czasu do czasu tamtejsi żołnierze próbują przeprowadzać skoordynowane, zmechanizowane ataki, ale nierzadko ponoszą katastrofalne straty. dzięki dronów ukraińskie jednostki z wyprzedzeniem wykrywają rosyjskie czołgi i oddziały, następnie otwierają ogień artyleryjski i atakują tzw. dronami kamikaze. Po tym niszczą resztę jednostki. Od wielu miesięcy ani Rosjanie, ani Ukraińcy nie są w stanie dokonać żadnego znaczącego przełomu. Mimo tego, iż wojska Kremla nie mają jeszcze pomysłu na to, co dalej, już rozmieszczają w Ukrainie swoje zasoby.
W jakim stanie jest ukraińska armia?
Sytuacja jest poważna. Z jednej strony międzynarodowe wsparcie dla Ukrainy staje się coraz bardziej niepewne — deklaracje USA są niejasne, a niepewność co do ilości i terminów dostaw utrudnia Kijowowi snucie długoterminowych planów. Z drugiej — po nieudanej kontrofensywie ukraińska armia musi zmienić swoje położenie taktyczne i przeorganizować się. Aby odzyskać inicjatywę, musi wyciągnąć wnioski z początku tej wojny. Z politycznego punktu widzenia jest to jednak trudne. W 2024 r. Ukraina raczej nie przejdzie do ofensywy — a to utrudnia jej pozyskanie wsparcia wojskowego na Zachodzie.
Ukraińska operacja w Doniecku, styczeń 2024 r.
Czyli nie spodziewa się Pan, iż w tym roku Ukraina będzie zdolna do dokonania jakiegoś przełomu, odbicia ziem?
Okazja do tego może pojawić się spontanicznie, gdy Rosjanie okażą jakąś rażącą słabość. Ukraina, ale i Zachód, mają jednak najważniejszy problem — wyczerpywanie się zapasów amunicji artyleryjskiej. A amunicja jest walutą tej wojny. W tym roku Kijów nie zdoła rozwinąć zdolności produkcyjnych do tego stopnia, by zapewnić sobie amunicję potrzebną do uzyskania przewagi w sile ognia artyleryjskiego. Sytuacja może ulec zmianie dopiero w 2025 r. — ale pod warunkiem, iż wybory na prezydenta USA nie wywrócą wszystkiego do góry nogami.
Jeśli do 2025 r. Zachód zwiększy produkcję amunicji artyleryjskiej i innych systemów uzbrojenia, ukraińska armia może przejść do ofensywy i wygrać wojnę. Wciąż jest jednak wiele znaków zapytania — przykładowo: czy Zachód naprawdę ma cierpliwość i wolę doprowadzić tę sytuację do końca?
Gdy rozmawia się z ukraińskimi żołnierzami na linii frontu, prawie zawsze mówią oni, iż głównym problemem jest ilość: zbyt mało żołnierzy i zbyt mało amunicji. To stoi w sprzeczności z wypowiedziami zachodnich analityków, którzy często podkreślają, iż liczby nie rozstrzygną tej wojny.
Ukraińska armia nigdy nie przewyższy rosyjskiej pod względem liczebności. Ukraińcy muszą polegać na przewadze technicznej i taktycznej — to jednak zadziała tylko do pewnego stopnia. Siły Kijowa po prostu nie mają wystarczającej liczby zaawansowanych technologicznie systemów uzbrojenia i dobrze wyszkolonych żołnierzy. Jakość może więc tylko częściowo zrekompensować ilość.
Ukraińcy wiążą wielkie nadzieje z wyczekiwaną dostawą myśliwców F-16. Jaką różnicę mogą zrobić te samoloty?
One zostały wyprodukowane w latach 70. i 80. XX w., w latach 90. zostały specjalnie zmodernizowane do walki powietrze-powietrze. To pomoże Ukrainie utrzymać jej siły powietrzne, bo po dwóch latach wojny jej radzieckie samoloty są już mocno zużyte. Do tego siły Kijowa praktycznie nie mają już amunicji do tych myśliwców.
Nie wiemy jeszcze dokładnie, jakie pociski dostanie Ukraina. jeżeli będą to starsze modele, pod względem wydajności mogą być podobne do tych używanych już przez Kijów, możliwe, iż będą nieco ulepszone — niewątpliwie pomogłoby to Ukraińcom odepchnąć rosyjskie siły powietrzne. Aby skutecznie wykorzystywać pociski antyradarowe oraz sprawnie połączyć je z zagłuszaniem i rozpoznaniem, Ukraina prawdopodobnie potrzebowałaby jednak nowszego wariantu F-16.
Stwierdził pan, iż głosy tym, iż w najbliższym czasie dojdzie do negocjacji pokojowych między Rosją a Ukrainą to złudne nadzieje. Dlaczego?
Powód, dla którego wciąż nie doszło do negocjacji, jest prosty — jeżeli Donald Trump wygra wybory prezydenckie w USA, będzie o wiele bardziej przychylny Putinowi. Kreml nie zaakceptuje dziś ugody, zakładającej przekazanie Rosji dajmy na to 20 proc. terytorium Ukrainy w ramach zawieszenia broni, bo liczy na to, iż za rok Donald Trump podaruje mu w prezencie całą Ukrainę. Dlatego nie widzę wśród Rosjan chęci do rozpoczęcia negocjacji. Poza tym Putin wielokrotnie podkreślał, że jego cele — w tym rzekoma denazyfikacja i demilitaryzacja Ukrainy — muszą zostać w pełni osiągnięte i dopiero wtedy zasiądzie do rozmów.