Ukraińcy drwią z polskich szkoleń wojskowych

patrzymy.pl 3 godzin temu

W nocy z 9 na 10 września 2025 roku internetowa społeczność najpierw zamarła, by po chwili ruszyć do boju ze wszelkimi możliwymi teoriami, lękami i histeriami. Powodem był zmasowany atak rosyjskich dronów bojowych, przynajmniej tak głosiły pierwsze oficjalne komunikaty. Z czasem okazało się, iż rzeczywiście polską granicę przekroczyły obiekty latające, prawdopodobnie wysłane przez Rosję na Ukrainę, ale wszystkie były tak zwanymi wabikami wykonanymi prymitywną technologią „rzeźbienia” w styropianie.

Polskie władze ogłosiły pełną mobilizację i dodatkowo postawiły na nogi sojusznicze armie NATO, z wyjątkiem stacjonującej w naszym kraju US Army, co było pierwszym poważnym sygnałem, iż coś tu nie gra. O tym, iż coś nie gra można było się domyślić od razu, bo jeszcze się nie zdarzyło tak, żeby Donald Tusk i jego ministrowie po prostu mówili prawdę i uspakajali, zamiast straszyć Polaków. Fakty zastąpiono ogólną histerią, co na jakiś czas sparaliżowało też działania prezydenta Karola Nawrockiego. Na szczęście nie trwało to długo, głównie dlatego, iż każdy nowy dzień przynosił nowe informacje, która całkowicie odmieniały obraz sytuacji. Amerykański prezydent Donald Trump oświadczył, iż to nie był planowany atak, ale prawdopodobnie doszło do utraty kontroli nad dronami, co się zdarza przy dużych operacjach.

W ten sposób wyjaśniła się absencja wojsk amerykańskich i jednocześnie zaczęły się poważne problemy komunikacyjne rządu. Początkowo pojawiły się przecieki medialne, iż do rosyjskiego styropianu strzelano specjalistycznymi rakietami o wartości przekraczającej milion złotych. Parę dni później przecieki się potwierdziły i co gorsza nie dało się dłużej oszukiwać, iż jedno z domostw zniszczył wrogi obiekt latający, ale była to zbłąkana rakieta wystrzelona z samolotu poderwanego do walki z dronami. Próba wywołania histerii wojennej zamieniła się w groteskę, premier rządu Donald Tusk wykorzystał zupełnie nieistotny incydent z udziałem młodych ludzi bawiących się w Parku Łazienkowskim dronem marketowym, żeby na nowo podgrzać atmosferę, ale Internet błyskawicznie zdemaskował tę żałosną propagandę.

Wreszcie rząd postanowił działać i tak narodził się dwuetapowy plan obronny. W pierwszym etapie miała powstać ściana dronów finansowana przez Unię Europejską, jednak na szczycie UE Donald Tusk odbił się od ściany śmiechu i tak się zakończył ten etap. Drugi etap przynajmniej teoretycznie był bardzo prosty do zrealizowania i rzeczywiście mógł przynieść konkretne korzyści dla polskiego systemu obronnego. Polscy żołnierze mieli zostać wysłani na Ukrainę, żeby obserwować jak w warunkach bojowych ukraińscy żołnierze radzą sobie z dronami. Innymi słowy chodziło prawdziwe i unikalne szkolenie z obsługi dronów, jakiego nie da się zastąpić żadnymi teoretycznymi wykładami, czy choćby treningiem na najbardziej zawansowanych symulatorach.

Drugi etap również padł! Pojawiły się niedorzeczne zarzuty dotyczące wysyłania polskich wojsk na front ukraiński i gdyby na tym się skończyło, to pewnie nie doszłoby do całkowitego blamażu. Stało się jednak inaczej, stratedzy rządowi wymyślili, iż to ukraińscy żołnierze przyjadą do Polski na szkolenie i przy okazji dojdzie do wymiany doświadczeń. Wizyta ukraińskich gości na polskich poligonach przerodziła się w zupełnie nieśpieszną komedię:

„Po pierwszym tygodniu dzwoniłem już do dowódcy, żeby mnie stąd zabrał” – mówił jeden z Ukraińców, a inny ironizował – „nadal uczą się z podręczników z czasów Grunwaldu”.

Ukraińcy zaprawieni w boju momentalnie się zorientowali, iż niczego od Polaków się nie mogą nauczyć, bo Polacy najzwyczajniej w świecie nie mają pojęcia o obsłudze dronów podczas walki, co z jednej strony jest dobrą wiadomością, ale z drugiej fatalnym pomysłem na organizowanie tak kuriozalnych szkoleń. Na domiar złego pełne ironii relacje Ukraińców przedrukowała „zachodnia prasa”, czego jak ognia boją się „europejscy” rządzący, ale to żaden powód do zmartwień, w przeciwieństwie do utraconej szansy na zdobycie unikalnej wiedzy i praktyki.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Idź do oryginalnego materiału