Wiarołomni chrześcijanie. Cenzura wielkopiątkowej modlitwy o nawrócenie żydów to akt wstrząsającej perfidii

pch24.pl 1 dzień temu

Współczesny kształt liturgicznej, wielkopiątkowej modlitwy za Żydów oparty jest na cenzurze prawd wiary. Dekady temu w imię obawy przed „antysemickim” wydźwiękiem zniknęło z niej najpierw wspomnienie, iż odrzucenie Mesjasza było złamaniem Starego Przymierza przez żydowską elitę religijną. Później usunięta została choćby prośba o nawrócenie współczesnych wyznawców judaizmu. To zmiana fatalna aż do bólu. W dniu wspomnienia posuniętych aż do zbrodni niewiary i bluźnierstwa przeciwko Zbawicielowi Kościół gryzie się w język, zamiast zdecydowanie głosić zbawczą konieczność wiary w Chrystusa. Przekształcenia modlitwy powszechnej Wielkiego Piątku współgrają z popularyzacją przekonania, iż ponieważ Stary Testament „trwa”, można rzekomo gardzić Synem Bożym i odrzucać Jego krzyż, ale mimo to cieszyć się jakąś szczególną przyjaźnią z Bogiem. Godząc się na szerzenie takiej wizji Kościół pokazuje Panu oziębłe oblicze…

Przeszło 50 lat „cenzury”

Już kilkadziesiąt lat minęło, odkąd przestaliśmy w Wielki Piątek otwartym tekstem modlić się o nawrócenie Żydów. Zmiany dokonał na trwałe, wraz z wprowadzeniem w życie „reformy liturgicznej” papież Paweł VI. W nowym mszale prośba o uznanie Chrystusowego mesjaństwa przez naród niegdyś wybrany została zastąpiona modlitwą o jego „wierność przymierzu”. Wcześniej brzmiała ona w pradawnej formie:

„Módlmy się również za wiarołomnych Żydów: Niech Wszechmogący Bóg usunie zasłonę z ich serc, by oni również mogli poznać Jezusa Chrystusa Pana Naszego. Wszechmogący, wieczny Boże, który choćby wiarołomnych Żydów nie odrzucasz od swego miłosierdzia, wysłuchaj próśb naszych, jakie zanosimy za ten naród zaślepiony, aby uznając światło prawdy, którym jest Jezus Chrystus, został wyrwany ze swoich ciemności. Przez tegoż Pana Jezusa Chrystusa, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen”.

Powyższy tekst zmieniany był od 1955 do 1969 roku parokrotnie, w obawie przed jego błędną interpretacją. Każda wersja zachowywała jednak sedno: czyli skierowaną do Boga prośbę, by Żydzi mimo błędu ich przodków rozpoznali mesjańską godność Chrystusa. Zgodnie z księgami Novus Ordo Missae Kościół już o nic podobnego wprost się nie zwraca. Zamiast tego prosimy, by Żydzi byli „wierni przymierzu”. Któremu jednak? Staremu, które zapowiadało zesłanie Chrystusa i ustanowienie przez Niego religii doskonałej? Czy Nowemu, będącemu realizacją tej przepowiedni?

„Ocenzurowana” modlitwa wielkopiątkowa sprzyja zatem doktrynalnemu pomieszaniu, jakiemu ulegają w znacznej mierze współcześni hierarchowie. Popularnym stało się twierdzić, iż Stare Przymierze nie wygasło, ale trwa i wyraża je współczesny judaizm. Przekonanie takie wyraża na przykład kardynał Grzegorz Ryś. Łódzki ordynariusz sądzi przy tym, iż katolicka doktryna nauczała o zakończeniu ważności Starego Testamentu z powodu jakiegoś antysemickiego odchylenia.

Obawa przed antysemityzmem rzeczywiście posłużyła za uzasadnienie m.in. zmian modlitwy powszechnej drugiego dnia Triduum Paschalnego. Przekształcenie tekstu w tym duchu, dokonane przez Piusa XII w 1955 roku, zasługuje jeszcze być może na jakąś próbę usprawiedliwienia. Chcąc uniknąć złego zrozumienia pojęcia perfidis Ojciec Święty wykreślił je z formuły. Mylny odbiór mógł być przy tym rzeczywiście prawdopodobny, bo intuicyjnie tłumaczyć można ten łaciński termin nie jako „wiarołomny”, ale właśnie „perfidny”. Istnieje ryzyko, iż wierni mogliby dostrzec w nim nie potwierdzenie prawdy o odwróceniu się Żydów od Starego Przymierza wraz z odrzuceniem Chrystusa, ale jakiś ich charakterologiczny opis. choćby więc jeżeli Pius XII wykazał się tu nadmiarem ostrożności, to pierwsza zmiana Modlitwy nie miała na celu podważenia nauczania Kościoła o judaizmie, ale właśnie skupienie uwagi na sednie doktryny.

W kolejnych dekadach zmiany o podobnym wektorze kontynuowano… aż do obecnego absurdu. Przejściowa forma modlitwy z 1965 roku wykluczyła dodatkowo wzmianki o ślepocie narodu, który nie przyjął obiecanego Mesjasza. „Módlmy się za Żydów, by nasz Pan Bóg raczył ukazać im światłość swojego oblicza, by również i oni mogli przyjąć Odkupiciela wszystkich ludzi, naszego Pana Jezusa Chrystusa. Wszechmogący wieczny Boże, który złożyłeś obietnicę Abrahamowi i jego potomstwu, wysłuchaj łaskawie modlitwy Twojego Kościoła, by lud, który niegdyś nabyłeś na własność mógł dojść do pełni odkupienia (…)”, mówiła. Wreszcie w opublikowanej wraz z nowym mszałem formule z 1969 roku pozbyto się choćby wyraźnej prośby o przyjęcie przez Żydów Chrystusa.

Antydyskryminacyjna zmiana wiary

To poważna zmiana. Pretekst antysemityzmu, podobnie jak i w przemyśleniach kardynała Rysia, prowadzi w tym wypadku nie tyle do zmian pojęć. Staje się także podstawą dla „ocenzurowania” prawdy o konieczności przyjęcia przez wszystkich faktu Chrystusowego mesjaństwa. Duch zmiany pokrywa się zatem z coraz silniejszym przekonaniem niektórych duchownych, iż judaizm rabiniczny jest formą trwania w Starym Przymierzu. Mimo odrzucenia Zbawiciela, wyznawcy tego nurtu mieliby trwać więc w jakiejś przyjaźni z Bogiem.

Tymczasem przekonanie, iż stary zakon obowiązuje, kłóci się z prawdami wiary. Przymierze Abrahamowe miało bowiem wartość jedynie figury religii doskonałej. Zapowiadało przyniesione przez Chrystusa Objawienie i Odkupienie oraz zrodzone z nich katolickie chrześcijaństwo. Twierdzenie to jako element depozytu wiary przedstawili ojcowie Soboru Florenckiego w bulli „Cantate Domino”.

„Kościół święty (…) mocno wierzy, wyznaje i naucza, iż przepisy prawne Starego Testamentu czy prawa Mojżesza, dzielące się na obrzędy, święte ofiary i sakramenty, ponieważ zostały ustanowione w celu wskazania na kogoś w przyszłości, chociaż były adekwatne dla kultu Bożego tamtego okresu, ustały z przyjściem Pana naszego Jezusa Chrystusa, na którego wskazywały, i zaczęły się sakramenty Nowego Testamentu. Ktokolwiek po Męce pokłada nadzieję w przepisach prawa i poddaje się im jako koniecznym do zbawienia, jak gdyby wiara w Chrystusa nie mogła bez nich zbawiać, grzeszy śmiertelnie. Jednakże [Kościół] nie zaprzecza, iż od męki Chrystusa aż do ogłoszenia Ewangelii można było ich przestrzegać, byleby nie uważać ich za konieczne do zbawienia. ale twierdzi, iż po ogłoszeniu Ewangelii nie można tego czynić pod groźbą utraty zbawienia wiecznego. Ogłasza, iż po tym czasie wszyscy praktykujący obrzezanie, szabat i pozostałe przepisy prawa są obcy dla wiary Chrystusa i nie mogą być uczestnikami zbawienia wiecznego, o ile kiedyś nie odwrócą się od tych błędów. Wszystkim więc, którzy chlubią się imieniem chrześcijan, nakazuje pełne zaprzestanie obrzezania, w każdym czasie, przed i po przyjęciu chrztu, ponieważ – czy ktoś pokłada w nim nadzieję, czy nie – nie może go dalej zachowywać bez utraty zbawienia wiecznego”.

Fragment soborowej bulli dotyczy przede wszystkim potępienia niektórych zaczerpniętych ze Starego Testamentu praktyk wśród ormianokatolików, ale intencja ojców soborowych jest tu oczywiście szersza. To wykład katolickiej wiary. „Nikt z tych, co są poza Kościołem katolickim, nie tylko poganie, ale i Żydzi, heretycy i schizmatycy, nie mogą stać się uczestnikami życia wiecznego, ale pójdą w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom, jeżeli przed końcem życia nie będą do niego włączeni”, orzekł dalej Sobór.

Prawdę o tym, iż Stare Przymierze wygasło, wyraził również Ojciec Święty Pius XII w encyklice Mystici Corporis Christi. To zresztą szczególnie istotne rozstrzygnięcie. Znalazło się w nim wskazanie, iż Stary Testament umarł na Krzyżu. Choć ten sam papież pozbył się wspomnienia o wiarołomności Żydów z tekstu wielkopiątkowej modlitwy, to co do powyższej kwestii nie miał żadnych wątpliwości:

„Nasamprzód bowiem przez śmierć Odkupiciela przestał istnieć Stary Zakon, a na jego miejscu Nowy Zakon powstaje. Wtedy to Krwią Chrystusową poświęcony został dla całego świata Zakon Chrystusowy ze swoimi tajemnicami, ustawami, obrzędami i ustanowieniami. Podczas gdy Boski Zbawiciel głosił słowo Boże w ciasnych granicach jednego kraju – posłany był bowiem tylko do owiec Izraela, które były zginęły – (Mt 15, 24) – wtedy żyły obok siebie Stary Zakon i Ewangelia, ale na drzewie krzyża swego Pan Jezus zniósł Stary Zakon przykazań i przepisów (Ef 2, 15), przybił do krzyża cyrograf Starego Zakonu (Kolos 2, 14), ustanawiając we Krwi swojej, przelanej za cały rodzaj ludzki, Nowy Zakon (Mt 26, 28).

Wtedy to, powiada św. Leon Wielki, głosząc naukę o krzyżu, wtedy to stała się ta oczywista zmiana Starego Zakonu na Ewangelię, Synagogi na Kościół, wielu ofiar na jedną Ofiarę, aby wraz ze śmiercią Pana owa mistyczna zasłona, która broniła przystępu do głębi świątyni i tajemnic najświętszych, rozdarła się od góry do dołu pod działaniem jakiejś gwałtownej, błyskawicznej siły.

Na krzyżu zatem umarł Stary Zakon (i miał się zaraz po pogrzebie swoim stać śmiercionośnym), aby ustąpił miejsca Nowemu Zakonowi, dla którego Chrystus Pan wybrał w Apostołach odpowiednie swoje sługi (2 Kor 3, 6). A chociaż już w łonie Dziewicy ustanowiony był Głową całej ludzkiej rodziny, to jednak dopiero mocą krzyża Zbawca nasz ten urząd Głowy Kościoła sprawuje w całej pełni. Przez zwycięstwo bowiem krzyża, jak uczy Anielski powszechny Doktor Kościoła, wysłużył sobie panowanie i moc nad narodami, przezeń pomnożył do bezgranicznej wielkości ów skarbiec łask, których bezustannie, królując w chwale niebieskiej, udziela pielgrzymującym po tej ziemi członkom swoim (…)”.

Jak zawsze wybitny święty Tomasz z Akwinu w swojej Sumie Teologicznej w sposób wyjątkowo czytelny wyjaśniał, iż to chrześcijaństwo i nastanie Nowego Przymierza oznacza wierne wypełnienie Przymierza Boga z Abrahamem. „Wprawdzie tą samą jest wiara w Chrystusa, jaką mamy my i mieli dawni ojcowie, oni poprzedzili Chrystusa, a my żyjemy po nim. Toteż my i oni oznaczamy tą samą wiarę czasownikami o różnych czasach. Oni mówili: Oto Panna pocznie i porodzi Syna – co oznacza czas przyszły, my zaś to samo oddajemy czasownikiem czasu przeszłego, mówiąc: Poczęła i porodziła. Podobnie i obrzędy starego prawa oznaczały Chrystusa, który miał się w przyszłości narodzić i cierpieć mękę; nasze zaś sakramenty oznaczają Go jako już narodzonego i umęczonego. Jak przeto grzeszyłby śmiertelnie ten, kto by obecnie, wyrażając jawnie swoją wiarę mówił, iż Chrystus narodzi się w przyszłości, co dawni pobożnie i prawdziwie mówili, tak grzeszyłby śmiertelnie ten, kto by w tej chwili zachowywał obrzędy, które dawni pobożnie i z wiarą zachowywali”… Stary Testament oznacza Mesjasza mającego przyjść. Świadomie zachowywany musi zatem być podważeniem Chrystusa, który wszak już przyszedł.

Fakt, iż od Grzegorza Wielkiego, przez św. Tomasza i Sobór Florencki, aż do Piusa XII Kościół nauczał zawsze tak samo oznacza, iż zastąpienie starego przymierza nowym to niezmienna prawda wiary. Jest ona przy tym konsekwencją przekonania o jedyności Zbawczej Chrystusa. Krytycy „teologii zastąpienia” zamiast skupić się na tej dogmatycznej spójności, szukają w doktrynie jakiegoś antysemickiego skrzywienia. W ten sposób pokazują jedynie własne zideologizowanie.

Łatwo je dostrzec w próbach poparcia zmiany nauczania o judaizmie frywolną interpretacją soborowej deklaracji „Nostra Aetate”. To ona, wraz z odwołującymi się do niej późniejszymi orzeczeniami Watykanu, ma rzekomo pozwalać sądzić, iż wyznawcy judaizmu mają udział w przymierzu Abrahama. Sam ten dokument stwierdza jedynie, iż błędem byłoby sprowadzenie winy za śmierć Zbawiciela kolektywnie na wszystkich wyznawców judaizmu rabinicznego. Po drugie, wskazuje, iż nie byłoby adekwatnym określać Izrael jako „przeklęty” czy „odrzucony” przez Boga. Jednocześnie potwierdza, iż Kościół jest ludem Nowego Przymierza oraz wyczekuje nawrócenia wszystkich żydów na wiarę w prawdziwego Mesjasza. Podkreśla, iż naród niegdyś wybrany nie rozpoznał czasu swojego nawiedzenia oraz, iż Bóg nie pozbawia judaistów swoich wezwań do nawrócenia i darów. W żadnym miejscu „Nostra Aetate” nie twierdzi natomiast wyraźnie, iż Stary Testament obowiązuje oraz, iż judaizm jest jego nośnikiem. Milczy też o chęci zmiany dawnych orzeczeń Magisterium.

Ręką w rękę ze zideologizowanymi wrogami Kościoła

Zideologizowani hierarchowie podobni kard. Rysiowi obchodzą się z nauczaniem Kościoła podobnie do antyklerykalnych historyków, którzy w katolickim nauczaniu upatrują źródeł antyżydowskich pogromów podczas II wojny światowej. Historia odrzucenia petycji o zmianę wielkopiątkowej modlitwy przez Piusa XI pod koniec lat 20. zeszłego wieku pokazuje, jak dalece wypaczony to pogląd.

Znaną próbę przekształcenia liturgicznego tekstu podjęło zakazane w 1928 roku Towarzystwo Przyjaciół Izraela (Amici Israel). Grupa została założona w 1926 roku. Niebawem w jej skład weszło 18 kardynałów, 200 biskupów i niemal 2 000 księży. Celem była z jednej strony działalność apostolska wśród Żydów, ale z drugiej promocja nowego, dodatniego postrzegania judaizmu. W 1928 z szeregów towarzystwa wyszła propozycja usunięcie z tekstu wielkopiątkowej modlitwy powszechnej sformułowania „wiarołomnych” (łac. perfidis).

Według niemieckiego historyka Huberta Wolfa, papież Pius XI początkowo sprzyjając tej propozycji, przekazał ją dalej do Kongregacji Rytów. Do zmiany jednak nie doszło m.in. z powodu wotum, jakie wystosował prefekt Świętego Oficjum i wybitny współpracownik świętego papieża Piusa X, Rafael Merry kard. Del Vall. Duchowny podkreślił, iż petycja jest nie do zaakceptowania, ponieważ stosowane w liturgii od najdawniejszych czasów pojęcie perfidis dobrze oddaje sprzeniewierzenie się elit judaistycznych Staremu Przymierzu oraz opisuje akt bogobójstwa, do jakiego doprowadziły odrzuciwszy Mesjasza. Pius XI przychylił się do oporu i zaznaczył, iż nie może pozwolić sobie na zmianę sprzeczną z powszechną tradycją liturgiczną. Zalecił jednocześnie ostrożną odpowiedź, która nie mogłaby zostać uznana za poparcie Kościoła dla zyskujących na znaczeniu ruchów antysemickich. Jego odniesienie do propozycji zmian w tekście wielkopiątkowej wyrażono ostatecznie w dekrecie „Cum Supremae”. Czytamy w nim m.in:

„Kościół katolicki od zawsze modlił się za naród żydowski, który był depozytariuszem boskich obietnic aż do przyjścia Jezusa Chrystusa, mimo jego późniejszej ślepoty, a raczej z jej powodu. Poruszona tą miłością Stolica Apostolska chroniła ten lud przed złym traktowaniem i tak, jak potępia wszelką nienawiść i wrogość między ludami, tak piętnuje również w najwyższym możliwym stopniu nienawiść wobec ludu niegdyś wybranego przez Boga, nienawiść powszechnie dziś określaną kolokwialnym mianem antysemityzmu”.

Jednocześnie podkreślając od zawsze obowiązujące katolickie nauczanie i lex orandi Pius XI zdecydowanie potępił rasowy antysemityzm, trafnie rozdzielając poprawną teologię od prób jej ewentualnej instrumentalizacji na potrzeby polityczne. Mimo to szukający sensacji oraz stronniczy historycy i tu w karkołomny sposób szukają stanowiska, które mogło przyczynić się do prześladowań Żydów. Nie chcą pojąć różnicy między doktryną religijną a polityczno-społecznymi programami, które mogą co najwyżej zaprzęgać ją na utylitarny użytek. Nie sposób upatrywać tu dowodu na zniekształcenie doktryny katolickiej przez jakieś „uprzedzenie”. To po prostu stronnicze operowanie faktami w celu zrzucenia na katolicyzm win, których w rzeczywistości on nie ponosi.

Przymierze bez krzyża?

Zadziwiające, iż współcześni hierarchowie powtarzają dokładnie tak samo nieuczciwe stanowisko, szukając antysemityzmu w prawdach wiary Kościoła. Ich zwiedzenie przez „antydyskryminacyjny” paradygmat, domagający się odrzucenia nauczania Kościoła, ma przy tym fatalny skutek. Mówiąc o trwaniu Starego Przymierza głoszą, iż mimo braku wiary w Chrystusa, a choćby przy Jego otwartym odrzuceniu można cieszyć się jakimś szczególnym rodzajem przyjaźni z Bogiem. Miłość i wiara w Ukrzyżowanego okazuje się już rzekomo niekonieczna. Świadomy wyznawca judaizmu może niby bluźnić Chrystusowi wedle litery Talmudu i przeklinać Krzyż Pański, ale „kto nie uwierzy, już jest potępiony” powiedzieć mu nie wolno. Nie można też przypomnieć, iż kto odrzuca Syna, odrzuca również i Ojca, który Go posłał.

W ten sposób nasi współcześni „uczeni w Piśmie” pokazują Panu oziębłe i obojętne oblicze. Dokonuje się to w dzień, kiedy odrzucony i umęczony za nas Chrystus powinien otrzymać przecież wraz ze swoim krzyżem największą cześć i uwielbienie. Akurat teraz wstydzimy się Go i w imię dialogu uładzamy tragizm braku wiary w Chrystusowe mesjaństwo.

Filip Adamus

Idź do oryginalnego materiału