USA nie pomogą już Ukrainie. „Nie dam, bo nie mam” – zapowiada Donald Trump

polska-zbrojna.pl 9 godzin temu

Stany Zjednoczone wstrzymały dostawy uzbrojenia dla ukraińskiej armii. Na Wschód nie trafią m.in. najważniejsze dla zachowania skuteczności obrony przeciwlotniczej pociski do systemów Patriot. Rosjanie już wykorzystują sytuację – w nocy z 3 na 4 lipca zaatakowali ukraińskie miasta przy użyciu ponad 500 dronów i rakiet. Ale paradoksalnie i oni mogą na amerykańskim embargu ucierpieć. Dlaczego administracja Donalda Trumpa zdecydowała się na tak radykalne działania? Jakie będą ich skutki?

Poza pociskami przechwytującymi PAC-3 wystrzeliwanymi przez wyrzutnie Patriot USA przestały wysyłać Ukrainie amunicję do systemów HIMARS i M270 MLRS, w tym bardzo precyzyjne rakiety GMLRS. Na liście zastrzeżonych rodzajów uzbrojenia znalazły się 155-milimetrowe pociski artyleryjskie, przenośne zestawy obrony powietrznej Stinger, pociski powietrze–powietrze AIM-7 Sparrow oraz rakiety Hellfire. Zakaz obejmuje również pociski AIM-9M Sidewinder, które w pierwotnej konfiguracji wykorzystywane są przez ukraińskie F-16, a w przerobionej wersji służą jako amunicja OPL.

Co na to Kijów?

Jak tłumaczą Amerykanie, wstrzymanie dostaw dla Kijowa ma na celu ochronę dramatycznie kurczących się zapasów. „Ta decyzja została podjęta po przeglądzie wsparcia wojskowego i pomocy dla innych krajów”, wyjaśniała mediom zastępczyni sekretarza prasowego Białego Domu Anna Kelly. „Najpierw musimy zadbać o potrzeby Stanów Zjednoczonych”, podkreślał Matthew Whitaker, stały przedstawiciel USA przy NATO. Zastępca szefa Pentagonu Elbridge Colby, który zatwierdził wstrzymanie pomocy, przyznał, iż przegląd zapasów amunicji wywołał obawy urzędników administracji. Zdaniem Colby’ego całkowita liczba pocisków artyleryjskich, pocisków przeciwlotniczych i amunicji precyzyjnej wciąż spada i niebawem może się okazać niewystarczająca w obliczu wyzwań, przed jakimi stają Stany Zjednoczone. Chodzi przede wszystkim o Chiny, ale i o ryzyko wznowienia działań zbrojnych na Bliskim Wschodzie.

REKLAMA

Nie ma jasności, na jak długo Amerykanie wstrzymali dostawy – część urzędników administracji Trumpa sugeruje, iż embargo ma obowiązywać przez kilka miesięcy, do czasu uzupełnienia zapasów. Co na to Kijów? Tamtejsze ministerstwo spraw zagranicznych ostrzegło, iż „wszelkie opóźnienia lub wahania we wspieraniu zdolności obronnych Ukrainy jedynie zachęcą Rosję do kontynuowania wojny i terroru, zamiast dążenia do pokoju”. Za kulisami zaś realizowane są intensywne rozmowy z Amerykanami, o których przebiegu kilka na razie wiadomo. Wiadomo za to, iż Moskwa przyjęła z euforią informacje o odcięciu dostaw. „Im mniej broni trafi do Ukrainy, tym bliżej końca specjalnej operacji wojskowej”, skomentował rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. To rzecz jasna obłudna argumentacja, Rosja bowiem nie ma pokojowych zamiarów, a zamierza jedynie wykorzystać osłabienie Ukrainy, by uderzyć boleśniej i zmusić Kijów do zakończenia wojny na własnych, skrajnie niekorzystnych dla Ukraińców zasadach. Decyzja Amerykanów z pewnością najboleśniej odbije się na ukraińskich cywilach, bo – przy spadającej szczelności parasola OPL – będzie łatwiej w nich uderzyć.

Wygodny pretekst

I właśnie ten aspekt wywołuje najwięcej kontrowersji. Stanom Zjednoczonym zarzuca się, iż „wystawiają Ukrainę”, zwłaszcza cywilów. Chcą czy nie chcą, idą na rękę Rosji. Faktem jest, iż decyzja o wstrzymaniu pomocy nastąpiła w czasie, gdy Rosjanie wystrzeliwują rekordowe liczby dronów i rakiet oraz gdy armia rosyjska naciska na północy w rejonie Sum i cały czas próbuje napierać w Donbasie. W obu ostatnich przypadkach ponoszą koszmarne straty, ale zarazem absorbują i zużywają ograniczone zasoby Ukraińców. Z tej perspektywy patrząc, decyzja o wstrzymaniu pomocy jawi się niczym cios nożem w plecy.

Z drugiej strony nie wolno zapominać, iż pełnoskalowa wojna w Ukrainie trwa już trzy i pół roku. W tym czasie Waszyngton przekazał Kijowowi sprzęt i amunicję wartą dziesiątki miliardów dolarów, jednocześnie zaopatrując Izrael w jego wojnie z Hamasem, Hezbollahem, a ostatnio Iranem. Przy tych obciążeniach USA zaangażowały się jeszcze w uderzenia na Huti w Jemenie. A zapasy nie są z gumy. Jak pisze branżowy portal War Zone: „Chroniczne ignorowanie wymagań dotyczących zapasów, bardzo ograniczone moce produkcyjne, których szybkie zwiększenie jest trudne, oraz unikatowa natura wielu komponentów wchodzących w skład zaawansowanej broni oznaczają, iż uzupełnienie amerykańskich składów amunicji zajmie trochę czasu”. Co gorsza, nie ma już planu B, bo starsze systemy, dotąd trzymane w głębokiej rezerwie, już zostały przekazane.

Rozwiązaniem jest rozbudowa bazy produkcyjnej, co Amerykanie robią, ale… Po pierwsze, nie dzieje się to dostatecznie szybko, po drugie, pozostało kwestia woli politycznej w zakresie dalszej pomocy dla Ukrainy. Najoględniej rzecz ujmując, obecny prezydent USA jest tu sceptykiem. Po prawdzie trudno oprzeć się wrażeniu, iż jakkolwiek prawdziwe, problemy Amerykanów z własnymi zapasami są dla Trumpa wygodnym pretekstem. „Nie dam, bo nie mam”, mówi, licząc, iż trudna sytuacja zmusi Ukraińców do zawarcia pokoju za wszelką cenę. A jak wiemy, 47. prezydent USA chce mieć pokojowy „deal”, koszty ponoszone przez innych nie mają znaczenia.

Postawieni pod ścianą

Jednak Ukraińcy do tej pory wykazywali się wielką determinacją – czy w obliczu kolejnego wyzwania jej wystarczy? Rosjanie będą dążyć do scenariusza, w którym ukraińska OPL nie zdoła już, jak do tej pory, niszczyć większości dronów i rakiet. Ba, w którymś momencie po prostu się wystrzela, odsłaniając „miękkie podbrzusze” Ukrainy: miasta, ale i obiekty o znaczeniu strategicznym, związane z podtrzymywaniem wysiłku wojennego, w tym własne zaplecze produkcyjne. To ryzyko pierwsze, związane z brakiem amerykańskiego uzbrojenia. Drugie wynika z niedostatku precyzyjnej amunicji artyleryjsko-rakietowej. GMLRS-y dają Ukrainie możliwość przeprowadzania szybkich, precyzyjnych uderzeń na odległość 70 km. Ukraińcy używają wyrzutni HIMARS i M270 MLRS do chirurgicznego niszczenia stanowisk obrony powietrznej, artylerii, miejsc koncentracji, mostów czy węzłów dowodzenia. Znacząco komplikuje to bieżące działanie armii rosyjskiej, która bez takich „potykaczy” stanie się bardziej efektywna.

Lecz warto podkreślić, iż amerykańskie embargo będzie też miało wpływ na Rosjan, choć inny, niż miał na myśli Dmitrij Pieskow. Ukraińcy muszą teraz z jeszcze większym nasileniem atakować miejsca, w których wytwarzane są rosyjskie środki napadu powietrznego – by niwelować przynajmniej część nadchodzących skutków osłabienia ich własnej obrony przeciwlotniczej. Z dużym prawdopodobieństwem można też przyjąć, iż w odpowiedzi na dotkliwe rosyjskie ciosy sami wyprowadzą uderzenia na terenie Rosji; dysponują również rakietami i dronami, nie da się zatem wykluczyć kolejnych operacji typowo dywersyjnych.

Postawieni pod ścianą niekoniecznie się poddają...

Marcin Ogdowski , dziennikarz „Polski Zbrojnej”, korespondent wojenny, autor bloga bezkamuflazu.pl
Idź do oryginalnego materiału