Duchowym patronem radzieckich pionierów – frakcji aktywnych politycznie i społecznie dzieci – był Pawka Morozow. Chłopiec, który doniósł na własnego dziadka. Szczegóły historii się zmieniały, ale oś legendy stanowiło wypracowanie szkolne, w którym Pawka zapytany o najbliższe plany przyznał się, iż dziadek będzie palił zboże. Władza radziecka była sprawiedliwa. Albo nie miałeś nic, albo byłeś kułakiem. W tej drugiej wersji zabierano Ci wszystko, ale o ile miałeś mało, to coś tam Ci zostawiano. Celowe niszczenie plonów było karane śmiercią, niemniej jednak kalkulacja zysków i strat była dość logiczna i pewnie choćby dziecko nie czuło, iż popełniane jest przestępstwo.
Za swoją niedyskrecję mały donosiciel został śmiertelnie pobity przez ojca, a następnie wyniesiony na partyjne ołtarze jako idealny przykład jednostki, która dobro kraju postawiła przed dobrem własnej rodziny. Wiem o tym dobrze, bo w latach 80. dwukrotnie byłam w pionierskim obozie na Krymie, gdzie o tym nam przypominano. Sytuacja mitologizowania dziecięcej ofiary nie jest miejską legendą minionych czasów, ale realnym wycinkiem przeszłości. Pionierski storytelling snuł się wokół rozważań, czy bez krzywdy Pawki dostrzegliśbyśmy słuszną drogę?
Świadomi praw i obowiązków
Miałam ostatnio zebranie w szkole. Większość rodziców za zebraniami nie przepada. W pierwszych klasach zdarzają się przypadki, iż na wywiadówki przychodzi i mama, i tata, ale później jest przysłowiowe losowanie zapałek, kto będzie mniej zajęty w poniedziałek o osiemnastej. Te wrześniowe spotkania w szkole są dodatkowo stresujące, bo zawsze jest wybieranie trójki klasowej i szczerze uważam, iż powinna to być funkcja dobrze opłacana.