Ten, kto kontroluje emisję waluty w danym państwie, kontroluje to państwo, ten zaś kto kontroluje obieg i tworzenie informacji, kontroluje umysły obywateli. Informacja jest władzą, a utrzymanie władzy wymaga kontroli informacji. Informacja to inaczej formowanie i urabianie świadomości, a jeżeli dokonywane jest w złej wierze, staje się dezinformacją, manipulacją służącą do tego, aby podstępem zmusić ludzi do działań, które przynoszą im szkodę i których sami z siebie by nie podjęli (z opisu Wydawcy).
Wydawnictwu Wektory dziękujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji. Zachęcamy do lektury całej książki.
Rozdział XVI
Przypadek szkoły
Pewien niedawny przypadek dezinformacji zasługuje na drobiazgowe przestudiowanie, gdyż występują tu niemal wszystkie elementy wzorcowej operacji dezinformacyjnej. Dlatego poświęcimy mu kilka stron. Chodzi o operację „Bośnia”, która mogłaby stanowić prefigurację innych operacji tego rodzaju.
Wróćmy do struktury, jaką zdefiniowaliśmy wcześniej.
Klient
Deklaracja prywatnej agencji do spraw stosunków państwowych Ruder Finn Global Public Affairs, cytowana przez Jacquesa Merlino w jego książce Les vérités yougoslaves ne sont pas toutes bonnes à dire pokazuje, iż od sierpnia 1991 do czerwca 1992 jej klientem w tej sprawie była Republika Chorwacji; od maja 1992 do grudnia 1992 Republik Bośni i Hercegowiny (część muzułmańska tej republiki); a od października 1992 – Republika Kosowa.
I okazuje się, iż – jakby przypadkiem – wspólnota medialna kolejno rzucała się na pomoc Chorwacji, muzułmanom i Kossowarom zawsze przeciw jednemu wrogowi: przeciw Serbii.
Tymczasem nie jest bezzasadne przypuszczenie, iż to te duże nowo powstałe państwa i to trzecie (które nie ma jeszcze legalnego statusu państwa, gdy piszę te słowa) mogły płacić faktury agencji Ruder Finn. Za tymi ektoplazmami dostrzec można poważniejszych klientów.
W istocie stawki w bałkańskiej grze są poważne.
1. Bałkany kontrolują drogi naftowe i gazowe, nie tylko z Arabii, Iraku i Kuwejtu, ale potencjalnie – także z Morza Kaspijskiego i Kazachstanu.
2. Załamanie się komunizmu stawia problem dominacji w Europie Wschodniej, która obfituje w surowce i tanią siłę roboczą i niedługo przyjmie cały zachodni eksport.
3. Niektórym mocarstwom, przede wszystkim Stanom Zjednoczonym i Niemcom, zależy, by otoczyć Rosję, opasać „zielonym pasem” (islamskim), obniżyć jej prestiż, sparaliżować ją, na ile to możliwe.
4. NATO powołane, aby stać się żandarmem świata, potrzebuje ćwiczeń i prób swego wyposażenie (najchętniej na terenie poddanym jurysdykcji światowej).
5. Świat germański nie zrezygnował z otwarcia sobie bramy na Morze Śródziemne.
6. Islam wrze pragnieniem „wypraw krzyżowych na odwrót” i dysponuje kolosalnymi środkami pochodzącymi z arabskiej ropy.
7. Kraje islamskie tworzą rynek 700 milionów nabywców – niedługo miliard – i także oferują tanią siłę roboczą.
8. Watykan, który pozwolił na budowę meczetu w Rzymie, nie domagając się ekwiwalentu chrześcijańskiego w krajach muzułmańskich, lepiej znosi islamską niż ortodoksyjną obecność na obszarach, które chciałby mieć pod swoim wpływem.
9. Dunaj jest naturalną drogą łączącą Wschód z Zachodem Europy.
10. Stany Zjednoczone życzą sobie, by tworzyła się „jedna Europa” dla osłabienia europejskich narodów, ale życzą sobie, by powstawała z trudnościami i najchętniej przeciw Rosji.
Te uwagi są elementami puzzli. Jako takie nie pozwalają wywnioskować, kto jest prawdziwym klientem, czy jest jeden, czy wielu, kto kryje się za Chorwatami, muzułmańskimi Bośniakami i Kossowarami. Można przypuszczać, iż ten prawdziwy klient nieprędko zdejmie maskę.
Agent
W dziedzinie dezinformacji lata dziewięćdziesiąte XX wieku przyniosły trzy zasadnicze zmiany:
– upadek głównego klienta (komunizmu);
– zwycięstwo obrazu;
– wulgaryzacja metod.
W naszych czasach wystarczy sięgnąć do Internetu, by dowiedzieć się, jak zrobić bombę atomową (przynajmniej teoretycznie), a technika dezinformacyjna, zresztą dosyć prosta, jest w zasięgu każdego, kto ma środki, by zapłacić.
Rezultat: prywatyzacja dezinformacji, z której korzystają w tej chwili liczne amerykańskie podmioty, podejmujące się bez najmniejszych skrupułów manipulacji masami, przy jednoczesnym zażywaniu czegoś w rodzaju przeczyszczających ziółek, ględzenia i paplania okraszanego najchętniej deklaracją In God we trust.
Dwa z tych podmiotów są znane opinii publicznej, czy raczej powinny być znane, gdyby ta opinia zaniepokoiła się sprawami, o których mówimy: agencja Hill and Knowlton, która przeprowadziła operację dezinformacyjną wobec Iraku w sposób nieco kulawy, i agencja Ruder Finn, która „bezbłędnie pokonała tor przeszkód” w sprawie bośniackiej.
Jacques Merlino zrobił wywiad z dyrektorem Ruder Finn w jego biurze przy M Street w Waszyngtonie i zapożyczamy od niego zwierzenia, jakie poczynił mu osobnik nazwiskiem James Harff.
„Nasza firma – powiedział – funkcjonuje przy pomocy kartoteki, komputera i faksu. Kartoteka zawiera kilkaset nazwisk: dziennikarzy, polityków, przedstawicieli humanitarnych stowarzyszeń, naukowych. Komputer przeszukuje tę kartotekę tak, by dobrać do określonego tematu określone nazwiska. Faks przesyła precyzyjną informację do wszystkich wybranych w ten sposób osób”.
„Nasze zajęcie – kontynuował James Harff – polega na rozsianiu informacji. […] Szybkość jej rozpowszechnienia jest sprawą zasadniczą. Gdy jakaś informacja jest dla nas dobra, musimy natychmiast zakotwiczyć ją w opinii publicznej, gdyż doskonałe wiemy, iż liczy się pierwsze potwierdzenie. Informacje dementujące nie mają żadnego znaczenia”.
Od czerwca do września 1992 roku na rzecz bośniackich muzułmanów agencja:
– przeprowadziła 30 spotkań z głównymi koncernami prasowymi;
– rozpowszechniła 13 „informacji wyjątkowych”;
– rozesłała 37 faksów „z ostatniej chwili”;
– wystosowała 17 „listów oficjalnych”;
– przedstawiła 8 „oficjalnych raportów”;
– wykonała 48 telefonów do pracowników Białego Domu;
– wystosowała 20 telefonicznych apeli do senatorów;
– odbyła ponad 100 rozmów z ważnymi osobami w mediach.
…Przecież mówię: profesjonaliści
Ostro i bez znieczulenia
– tak działamy od 2020 roku. Dziennikarstwo, które nie jest obojętne. Tygodnik Spraw Obywatelskich nagłaśnia nadużycia, edukuje i daje narzędzia do realnej, obywatelskiej zmiany.
Przekaż darowiznę i stań się naszym współwydawcą
Badanie rynku
Agencja Ruder Finn zbadała rynek, to znaczy stan świadomości opinii publicznej względem Serbii. Sytuacja przedstawiała się bardzo źle, a to z powodu kilku czynników:
– Serbowie bohatersko walczyli u boku aliantów podczas dwóch wojen światowych;
– państwo chorwackie założyli naziści, za którym dzisiaj Chorwaci opowiadają się bez wstydu;
– muzułmanie bili się po stronie Niemiec podczas drugiej wojny światowej i dostarczyli choćby Niemcom jedną dywizję SS: Handschar Division znaną ze swego łupiestwa;
– chorwaccy ustasze i muzułmanie w służbie nazistów dopuszczali się ludobójstwa na ludności serbskiej, żydowskiej i cygańskiej w Jugosławii. Liczba ofiar zmienia się wedle różnych szacunków (od 300 tysięcy do 750 tysięcy), ale sam fakt nie jest kwestionowany;
– Tudżman, prezydent Chorwacji, opublikował w 1989 roku książkę, która może uchodzić za antysemicką – Deroute de la verite historique i nie ukrywał wcale swego podziwu dla Antona Pawelicza, nazistowskiego dyktatora Chorwacji;
– Izetbegowicz, przywódca bośniackich muzułmanów, opublikował ze swej strony w 1970 roku Deklarację muzułmańską, w której opowiedział się za państwem islamskim sięgającym od Maroka po Indonezję. Powiadano także, iż każdego dnia dziękował Bogu, iż nie ma za żonę Serbki ani Żydówki.
Dezinformatorzy z Ruder Finn ocenili sytuację i czujnie oczekiwali okazji, by ją odwrócić.
Trzeba powiedzieć, by nieco zmniejszyć ich zasługę, iż niewiedza światowej opinii publicznej (a zwłaszcza amerykańskiej) na temat sytuacji w Jugosławii była zdumiewająca, czego świadectwem jest poniższy dialog między amerykańskim sekretarzem Stanu, Warrenem Christopherem a Dawidem Owenem, brytyjskim mediatorem – cytowany przez Michela Collona:
CHRISTOPHER: To wasz błąd, wasz, Europejczyków, wy pozwoliliście Serbom najechać Bośnię.
OWEN: Ale oni tam żyli.
CHRISTOPHER: Od dawna?
OWEN: Od zawsze.
Pierwszy nośnik
Pierwszym nośnikiem, którego uchwyciła się agencja, była publikacja w „New York Newsday” artykułów o obozach dla więźniów, w których zamknięto muzułmanów. Okażmy szacunek dla przenikliwości informacji, bo czego dowodzi obóz dla więźniów, jeżeli akurat nie tego, iż pozabija się tam ich wszystkich? Ale pretekst został znaleziony, Ruder Finn chwycił się go jak buldog, i już nie popuścił.
Przełączniki
Genialnym pomysłem Ruder Finn było, wedle jej własnego oświadczenia, zapewnienie sobie przełącznika żydowskiego.
Samo słowo „obóz” wystarcza, co zrozumiałe, by poruszyć tę społeczność, więc Ruder Finn chytrze podprowadziła natychmiast trzy wielkie organizacje żydowskie: B’nai B’rith Anti-Defamation League, American Jewish Committee i American Jewish Congress. „Zasugerowaliśmy im publikację wkładki do »New York Times« i zorganizowanie manifestacji protestacyjnej przed siedzibą ONZ” – mówi bez owijania w bawełnę James Harff. Ten sposób surfowania po holocauście wcale go nie oburza. „To ma wspaniały rynek; wciągnięcie w grę organizacji żydowskich po stronie bośniackich muzułmanów było nadzwyczajnym zagraniem pokerowym”.
To prawda, bo znane są trudności między Izraelem a światem arabskim, podczas gdy w Serbii Żydzi żyli zawsze w dobrych stosunkach z miejscową ludnością, a podczas drugiej wojny światowej cierpieli wspólnie z powodu tej samej dyskryminacji pod okupacją chorwacko-nazistowską: Żydzi nosili gwiazdy, a Serbowie – opaski.
Ale kości zostały już rzucone. „W oczach opinii światowej mogliśmy połączyć Serbów z nazistami” – mówi James Harff, bardzo z siebie zadowolony. Tak, to było mistrzowskie posunięcie. Odtąd „mogliśmy przedstawiać tę sprawę prosto, jako historię dobrych i złych”. Manicheizm. Znana melodia.
I James Harff winszuje sobie serdecznie: „Dobrze wycelowaliśmy, mierząc w dobry cel, cel żydowski. Natychmiast nastąpiła wyraźna zmiana języka w prasie, zaczęto używać słów o bardzo silnym zabarwieniu emocjonalnym, takich jak czystka etniczna, obozy koncentracyjne etc., wszystko, co by przywoływało na myśl nazistowskie Niemcy, komory gazowe, Auschwitz. Ciężar emocjonalny był tak wielki, iż nikt już nie ośmielał się pójść przeciw nam, pod groźbą oskarżenia o rewizjonizm”.
Smakowity szczegół w tym wszystkim: „pod groźbą oskarżenia o rewizjonizm”. Chociaż Serbowie nie są choćby podejrzewani o używanie komór gazowych, to wystarczy wyrazić wątpliwości wobec przypisywanych im okrucieństw, żeby zostać natychmiast dołączonym do tych, którzy wątpią w istnienie obozów śmierci w Niemczech – zbitka skojarzeń będąca jednym ze spontanicznych odruchów dezinformatora.
Czy w tego rodzaju interesach tkwi jakiś problem moralny? Jacques Merlino zwraca uwagę Jamesowi Harffowi, iż przecież nie miał żadnego dowodu, iż „ New York Newsday” napisał prawdę.
A Harff odpowiada: „Nasza praca nie polega na weryfikowaniu prawdziwości informacji. Nasz zespół nie jest od tego. Nasza praca […] polega na przyśpieszaniu obiegu informacji, które nam odpowiadają. […] My nie twierdziliśmy, iż w Bośni są obozy śmierci, my tylko zawiadamialiśmy, iż „Newsday” tak twierdzi”.
Metoda przekaźnika zagrała w pełni. „A teraz – mówi na zakończenie czcigodny Harff – jeżeli będzie pan chciał dowieść, iż to Serbowie są biednymi ofiarami, proszę bardzo, ale będzie pan sam”.
Oczywiście – słowa „my” „nasz”, „nasze”, „nasi” – są bardzo ciekawe… To jakby mówił adwokat. Bo Harff mówi w imieniu swojego klienta. Gdyby Serbowie mieli rozum (i środki), aby mu zapłacić – byłby wiernym i przebiegłym rzecznikiem Serbów, zaangażowanym w społeczność żydowską po stronie Serbów, światowa opinia publiczna stanęłaby po stronie Serbów, a wszystkie morderstwa, gwałty i pożeranie niewiniątek byłyby przypisywane muzułmanom i Chorwatom, do wyboru.
Nie, to nie jest tak całkiem proste: jest oczywiste, iż interesy amerykańskie i niemieckie, na przykład, nie są zbieżne z interesami serbskimi, iż pan Harff nie pracuje za darmo, i iż z pewnością skorzystał z błogosławieństwa albo przymknięcia oczu swego rządu. Dezinformacja nie może się udać przy przeciwnym wietrze. Żegluje zygzakiem „z prądem”, troska o prawdziwość rozpowszechnianych faktów jest jej najmniejszym zmartwieniem.
Przedmiot, czyli motyw
Przedmiotem tej operacji dezinformacyjnej – jak widzimy – było upodobnienie Serbów do nazistów.
Niegodziwość tego celu nie miała żadnego znaczenia. Serbowie są narodem, a nie partią, walczyli z nazistami lepiej niż ktokolwiek inny, ponieśli proporcjonalnie większe straty niż wiele innych narodów, są komunistami albo ortodoksyjnymi chrześcijanami, ale z pewnością nie nazistami, byli po stronie Żydów podczas wojny, nie prowadzili wojny zdobywczej, ale bronili własnego dziedzictwa, walczyli z muzułmanami, którzy tradycyjnie są sprzymierzeńcami Niemców: wszystko to nie miało i przez cały czas nie ma żadnego znaczenia. Upodobnienie dokonało się dzięki mediów, które rzuciły się na ten temat, jak piranie na kawałek mięsa. To upodobnienie okazało się nieodwracalne.
Dwa elementy zagrały na korzyść tej operacji: z jednej strony, uzasadniona nienawiść wobec nazistowskich obozów koncentracyjnych, z drugiej strony, pogrobowcy marksizmu, choćby pokonanego i przejrzanego na wylot. Ideologia marksistowska przeniknęła tak zwane kręgi intelektualne tak głęboko, iż wszelkie ukazywanie jej podobieństwa do nazizmu powoduje zanik zdrowego rozsądku.
Przedmiot operacji został więc doskonale wybrany. Miał być dobrze przyjęty w różnych grupach wpływu: – w społecznościach żydowskich – z powodu ich zrozumiałej wrażliwości na eksterminację mniejszości;
– w grupach postmarksistowskich – z powodu ich nienawiści do nazistowskiego rywala;
– we wszelkiego rodzaju środowiskach humanitarnych, dotkniętych „wiktymologią” i mających tendencję do sympatyzowania z pierwszymi ofiarami – jak z „gwiazdami” pojawiającymi się na scenie, mniej interesujących się późniejszymi ofiarami, wykluczonymi z premierowego przedstawienia;
– w środowiskach intelektualnych z nostalgią wspominających bolszewizm i przywiązanych, dla kompensaty, do obrazu siły budowanego przez walczący Islam.
Reszta opinii publicznej podążyła za dezinformatorami z dwóch zasadniczych powodów:
– z powodu dominującego wpływu, wywieranego na media przez wyżej wymienione grupy wpływu;
– z powodu „prawa pierwokupu”, z jakiego korzysta pierwszy, któremu każe się powiedzieć „ja cierpię”. W skłonnej do uproszczeń mentalności, narzucanej przez telewizję, jeżeli B pierwszy powiedział, iż cierpi, A nie ma już prawa cierpieć.
Temat „Serbowie=naziści” był wielokrotnie wałkowany, niekiedy z godną uwagi zawodową elegancją. Przykładem: dwa afisze. Na jednym dwie fotografie: Adolfa Hitlera i Slobodana Milosevica[68], u dołu jako podpis, pytanie: „Rozmowa o czystkach etnicznych – co wam to przypomina?”. Na drugim afiszu: dwa zdjęcia dwóch obozów koncentracyjnych, jedno z czasów drugiej wojny światowej, drugie – świeżo zrobione w Chorwacji. U dołu, jako podpis, pytanie: „Obóz, gdzie oczyszczano mniejszości – niczego wam nie przypomina?”.
Jaka wspaniała oszczędność środków!
Opracowanie motywu – inne wsporniki
Zasadniczo siedem wsporników posłużyło w operacji dezinformacyjnej „Bośnia”, opartej na temacie „Serbowie = naziści”: zniszczenia, czystka etniczna, obozy, gwałty, gaz, doły z trupami, masakry w Sarajewie.
a. Zniszczenia
28 listopada 1991 roku „Paris Match” obwieszczał w tytule: Dubrownik – męczennik. Średniowieczna perła Chorwacji została zniszczona ogniem jugosłowiańskiej armii. W rzeczywistości stary Dubrownik nigdy nie został zniszczony ogniem jugosłowiańskiej armii i praktycznie nietknięty. Ale ci, którzy tak pisali, gdy jako turyści znajdą się w Dubrowniku, zapomną o sprostowaniu.
Pismo „Actuel” z grudnia 1993 pokazywało zdjęcie mostu z następującym podpisem: „Most w Vukovarze – dla Serbów strategiczny punkt do wyeliminowania – był wspaniałym dziedzictwem historycznym i architektonicznym tego chorwackiego miasta. Od początku wojny prawie 500 kościołów, fortec, muzeów i innych pomników historycznych byłej Jugosławii zostało zniszczonych przez artylerię serbską i obróconych w gruzy”. Czytelnik zapłacze nad pięknym mostem w Vukovarze, nie wątpiąc, iż i on został „zniszczony” i „wyeliminowany”, jak to sugerowało słówko „był” użyte w podpisie zdjęcia. Tymczasem most w Vukovarze nigdy nie istniał.
Fotografia pokazywała most w Mostarze, a ten był zniszczony… przez Chorwatów! „Actuel” uznał swój błąd i przeprosił za „pomylenie dwóch miast”, ale co pozostało w umyśle czytelnika? Zniszczenia serbskie.
„L’Evenement du jeudi” (12 września 1991) – jakby echo „Glasu Slavinii” – opisał okrucieństwa popełnione przez Serbów w wiosce Cetokovac: obcięte nosy, wyrwane uszy, ranni spaleni żywcem, ciała poćwiartowane, a potem wioska miała być zrównana z ziemią. Wioska Cetokovac ciągle istnieje, ale kto to sprawdzi?…
Wszystko to nie oznacza, iż nie było zniszczeń wojennych i iż Serbowie nie dokonywali ich także. Ale to oznacza, iż dezinformacja nie potrzebuje rzeczywistych zniszczeń, by podsunąć opinii publicznej motyw w destrukcji.
b. Czystka etniczna
Określenie „czystka etniczna” w sposób oczywisty należy raczej do logomachii niż do rzeczywistości, gdyż wszyscy Jugosławianie są etnicznie podobni. Byłoby adekwatniej mówić o trudnym podziale terytorium między rozmaitymi społecznościami religijnymi i kulturowymi. „Czystki” były licznie praktykowane przez trzy obecne tam społeczności; ale w takiej mierze, w jakiej równanie „Serbowie znaczy naziści” zostało rozpowszechnione, jest już łatwo wmawiać – na zasadzie skojarzeń – iż tylko Serbowie byli winni czystek.
c. Obozy
Uczciwa prasa próbowała wykazać, iż słowo „obóz” samo w sobie nie ma nic oburzającego; nie mówiąc już o obozach skautów – trzeba rozróżniać między obozami zagłady, obozami koncentracyjnymi, obozami dla internowanych z obozami dla uchodźców czy obozami przejściowymi. Ale koszmar obozów hitlerowskich jest taki wielki, iż nic nie poradzisz: stosownie pokierowany czytelnik zobaczy oczami wyobraźni wszędzie tylko obozy zagłady, mimo świadectw tak ostrzegawczych, jak świadectwa Simone Weill czy Elie i Simona Wiesenthalów, którzy wyraźnie oświadczyli, iż serbskie obozy dla więźniów nie miały nic wspólnego z nazistowskimi obozami koncentracyjnymi.
Zresztą inna prasa posunęła się jeszcze dalej.
Niektórzy czytelnicy przypominają sobie zdjęcie wychudłego mężczyzny trzymającego się drutu kolczastego, które obiegło świat, wzmacniając kampanię diabolizacji Serbów. Trzeba było czujności pewnej Niemki, osoby dobrej woli, która zauważyła, że:
– druty kolczaste były po złej stronie strażników, i jej mąż, dociekliwy dziennikarz, udał się na miejsce, gdzie przeprowadził wnikliwe dziennikarskie śledztwo, które ujawniło, że: na oryginalnej fotografii ów wychudzony mężczyzna otoczony był innymi ludźmi, którzy zniknęli z fotografii puszczonej w świat;
– ów wychudzony mężczyzna nazywał się Fikret Alić i nie był więźniem, ale uchodźcą;
– uchodźcy znajdowali się poza zasiekami kolczastymi, a fotograf – po drugiej stronie;
– zasieki nie otaczały żadnego obozu, ale… pastwisko dla bydła!
Dziennikarz Thomas Deichmann doszedł zatem do wniosku, iż te zdjęcia – wykonane za zgodą władz Serbii – zostały świadomie zmanipulowane celem wywołania złudzenia obozu koncentracyjnego. Powstały z tego powodu polemiki i procesy, w których przywoływano tak różne tytuły prasowe, jak „Novo”, „Die Weltwoche”, „The Guardian” i „Living marxism”, nie wymieniając już innych.
W ostateczności prawda została ustalona, ale kto się o tym dowiedział? Fałszywe wrażenie wytworzone przez zdjęcie wychudzonego mężczyzny za drutami kolczastymi było silniejsze niż wszystkie późniejsze najlepiej choćby udokumentowane dementi.
d. Gwałty
Wymysł „obozów zgwałceń” – jeszcze jedno pokerowe zagranie, jak powiedziałby prawdopodobnie James Harff – był zdecydowanie wspaniały. Wmawiał opinii publicznej, iż Serbowie mieli „systematyczny plan” gwałcenia kobiet. „La Libre Belgique” (22 stycznia 1993): „Gwałcenie kobiet w arsenale serbskiego terroryzmu”. „Le Nouvel Observateur” (nr 1471, styczeń 1993): „Niedopuszczalna jest już żadna wątpliwość co do systematycznego charakteru tej praktyki w ramach planu »czystki etnicznej«”. „La Gauche” (10 stycznia 1993): „Wydaje się, iż ekstremiści używali zgwałceń jako broni w ramach ich polityki etnicznej czystki”.
Przerażenie było powszechne. Dzienniki w języku angielskim przerzucały się tytułami w rodzaju: Rape by order (Gwałt na rozkaz), Rape horror (Okropność gwałtów), Rape camps (Obozy zgwałceń), A Pattern Rape (Gwałt systematyczny), a prasa francuska pisała: Viols en Bosnie (gwałty w Bośni), L’Europe face a 1’horreur (Europa wobec okropieństw) i nikt nie wątpił, iż kobiety muzułmańskie, chorwackie, serbskie były gwałcone przy okazji walk, ale – szczerze mówiąc – nie jest pewne, czy trzeba do tego aż rozkazów i można zapytać, niby w jaki sposób to fizjologiczne łączenie różnych społeczności kulturowych poprzez gwałty kobiet mogło służyć „czystkom etnicznym”? Jednak nie w tym tkwi problem.
Statystyki są bardziej niż wątpliwe. Jacques Merlino opowiada, iż 50 kilometrów od obozu w Tuzla mówiono o 4 tysiącach zgwałconych kobiet; 20 kilometrów od obozu mówiono, iż nie było ich więcej niż 400, a bliżej, 10 kilometrów od obozu – pozostało 40; o 40 za dużo, nie przeczę. Ogółem mówiono nieprecyzyjnie o 20 lub 60 tysiącach zgwałconych muzułmanek. Komisja Narodów Zjednoczonych oszacowała liczbę ofiar gwałtów (w trzech wspólnotach etnicznych łącznie) na 2400, na podstawie 119 stwierdzonych przypadków, a Komisja Rady Bezpieczeństwa przesłuchała 223 ofiary, które opowiedziały o około 4500 gwałtach (raz jeszcze: w trzech wspólnotach łącznie). Ale co dotarło do opinii publicznej? Że to Serbowie systematycznie – a nie epizodycznie gwałcili muzułmanki.
Wszystko to przy minimum zdjęć: „L’Express” i „Paris Match” posłużyły się tym samym zdjęciem.
To prawda, iż był jeszcze list Lucii Vetuse, bośniackiej zakonnicy, uważanej za zgwałconą razem z dwiema innymi siostrami przez milicję serbską. Napisała do swej przełożonej, iż przeżyła „okrutne doświadczenie, nie do przekazania” i prosiła, żeby modliła się za nią, „by mogła zaakceptować niepożądane macierzyństwo”. List opublikowany został w magazynie „Notizie dei gesuiti d’Italia” i przedrukowany przez rozmaite organy prasowe, z których „La Libre Belgique” i „La Croix” opublikowały go na pierwszych stronach. 14 stycznia 1996 roku „La Libre Belgique” dementował uczciwie: „Kierownictwo redakcji uznało – niestety, nieco za późno – iż był to fałszywy list, iż został zredagowany (być może wychodząc od jakichś faktów) przez pewnego księdza z Bośni w celu uczulenia wspólnoty międzynarodowej”.
e. Gaz
Pisaliśmy już, iż jednym ze sposobów przedstawienia przeciwnika jako szczególnie odrażającego jest przypisywanie mu, iż nie walczy fair play.
Zwłaszcza gazy mają złą prasę: raz – ze względu na ich użycie przez Niemców podczas pierwszej wojny światowej, dwa – z powodu komór gazowych podczas drugiej.
Oczywiście – i ta metoda użyta została przeciw Serbom.
„Le Soir” z 10 kwietnia 1995 roku pisze: „Serbowie mieli użyć gazów. Źródła bośniackie i zachodnie oskarżyły Serbów o używanie gazów”. Owszem, „Le Soir” precyzuje dalej, iż „były to »gazy łzawiące« (czyli używane dla utrzymania porządku)”, ale „Die Welt” tego samego dnia, 10 kwietnia 1995 roku, informuje wprost: „Serbowie użyli gazu”, „NBC Handelsbad” z 28 lipca 1995 roku pisze: „Rzecznicy amerykańscy ustalili, iż w Zepa Serbowie użyli broni chemicznej”.
f. Doły pełne trupów
Wielki użytek zrobiono z wyrażenia „dół z trupami”, które ma w sobie coś przerażającego, chociaż nie oznacza nic innego niż wspólną mogiłę. Nie jest ważne, iż te doły okazały się w końcu niczym szczególnym. Nie było w nich ani dzieci, ani kobiet, a wojna jest przede wszystkim zabijaniem i obfituje w trupy, które trzeba pogrzebać; nie było ważne, iż trzy tysiące muzułmanów, rzekomo zabitych w Srebrenicy i złożonych w tych „dołach”, odnalazło się później w dobrym zdrowiu i głosowało we wrześniu 1996 roku. Ważne jest, iż wystarczy pokazać w telewizji świeżo rozkopany skrawek ziemi i oświadczyć, iż pod spodem jest być może X zwłok – liczba dowolnie podana – a w pamięci telewidza pozostanie nie zwrot „być może”, ale ta liczba X, która będzie się zresztą zwiększać w dalszych przekazach medialnych wraz z podawaniem z ust do ust.
g. Masakry w Sarajewie
Przypomnijmy fakty: 27 maja 1992 roku, 5 lutego 1994 roku i 28 sierpnia 1995 roku Serbowie mieli rzekomo zbombardować ludność cywilną (muzułmańską) Sarajewa. Straty są podobno znaczne: przed piekarnią – przy pierwszym bombardowaniu, na targowisku – przy dwóch następnych. Serbowie zaprzeczyli.
Trzykrotne dochodzenia wykazały, iż hipoteza o serbskim ostrzale jest nieprawdopodobna. Analiza balistyczna wskazuje, iż z pozycji serbskich nie dałoby się ostrzelać wspomnianych miejsc. Nie było również lejów w ziemi, jakie pociski z moździerzy zawsze powodują. Także ofiary rzekomych bombardowań nie miały ran na głowie i na piersiach, ale tylko w niższych partiach ciała, jakby w następstwie bomb wybuchających na ziemi. Wojskowi obserwatorzy z ONZ, „którzy przeprowadzali śledztwo bezpośrednio po (ostatniej) katastrofie, wskazywali, iż jest prawdopodobne, iż (pocisk artyleryjski) wystrzelony został przez muzułmanów” („Telemoustique” z 30 listopada 1995). „De Standaard” z 3 sierpnia 1995 roku napisał, iż według francuskich żołnierzy z kontyngentu ONZ „pewna liczba muzułmańskich strzelców brała aktywny udział w świadomym zabijaniu własnych cywili”. Ważne osobistości ze sfer wojskowych, nie licząc publikacji w „Die Weltwoche”, „Foreign Policy”, „The Nation”, „Defense and Foreign Affaires”, „Strategic Policy”, „The Times”, „The Sunday Times”, „The Independent London”, „The Toronto Star” silnie kwestionowały te serbskie ataki, a lord Owen oświadczył 30 października 1995 roku w BBC, iż masakra z 5 lutego 1994 roku nie mogła być dziełem Serbów.
Wszystko to nie przeszkodziło histerii rozpętanej przez pozostałe media: „Po głównych ulicach Sarajewa krew spływa strumieniami… Na głowy mieszkańców stolicy Bośni spadają pociski” (CBS, 27 maja 1992). „Serbskie szaleństwo znów zabiło. Rzeź w Sarajewie” („La Dernière Heure”, 29 maja 1992). Albo całkiem po prostu: „Serbia jest agresorem” („De Standaard”, 30 maja 1992).
Te zniesławiające posunięcia, tak źle udokumentowane, otworzyły drogę dla nawoływań o represje i zemstę. „Okrucieństwa popełnione przez Serbów wymagają zagranicznej pomocy dla tych, którzy nie mają już żadnej nadziei w Bośni” (CBS, 21 maja 1992). „Trzeba było tych dramatycznych zdjęć z bombardowań w centrum Sarajewa, dokonywanych przez serbską armię, żeby Wspólnota zaostrzyła ton” („Le Monde”, 29 maja 1992). (Zauważmy rolę obrazu.) „Zgroza w Sarajewie wstrząsa wreszcie światem. Belgrad nareszcie ukarany sankcjami” („Le Soir”, 30 maja 1992). „Ostatnia masakra spowodowała nieuniknioną reakcję wielkich mocarstw” („Le Nouvel Observateur”, 10 października 1994).
W rezultacie reakcje międzynarodowej Wspólnoty stawały się coraz bardziej brutalne. Rozpoczęło się od gróźb pod adresem Serbów i dostaw broni dla muzułmanów przez Stany Zjednoczone, a skończyło się bombardowaniem przez 3 tysiące różnego typu samolotów NATO-wskich, które bombardowały serbskie cele, tak wojskowe, jak i cywilne – podczas gdy żaden z państw NATO nie był w stanie wojny z Serbią. Niektórzy zostali oskarżeni o zbrodnie wojenne z mniejszych powodów.
Z punktu widzenia dezinformacji szczególnie interesująca jest postawa Jean Daniel’a który opowiada w „Nouvel Observateur” (31 sierpnia 1995) o swym wywiadzie, który przeprowadził z premierem Francji, Juppé. Zgodnie uznali, iż owa rzeź w Sarajewie jest, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, prowokacją muzułmańską: „»Spowodowali rzeź swoich« – zauważyłem oburzony” – pisze Daniel. I natychmiast zgadzają się obydwaj, aprobując zarówno tę prowokację, jak i jej rezultat: „Zmusili NATO, by przestało zwlekać” – zauważa premier. „Według mnie nie zmienia to w niczym sprawy bośniackiej” – kończy ów dziennikarz: wyznanie wrażliwej duszy…
Zwraca uwagę łańcuch intencji:
– celem jest uderzenie w określoną grupę;
– trzeba zatem, by opinia publiczna zaczęła domagać się takiego uderzenia;
– aby tak się stało, trzeba opinii publicznej przedstawić tę grupę jako antypatyczną;
– antypatyczne będzie wtedy, gdy popełni spektakularne okrucieństwa; jeżeli nie popełni takich, które da się łatwo sfilmować i wykorzystać, pozostają dwie możliwości:
- po pierwsze: wymyśleć takie sytuacje,
- po drugie: wywołać je, a potem oskarżyć tę grupę.
Inaczej mówiąc – dźwigar operacji dezinformacyjnej zostanie, tym razem, sfabrykowany od początku do końca:
– obrana grupa jest uderzona;
– ale trzeba – a posteriori – usprawiedliwić te ciosy, które wychodzą zwykle od państw cywilizowanych: wówczas dezinformacja zdwaja swą intensywność;
– i w ten sposób – w dalszym ciągu…
Fałszywki
W sprawie Bośni dezinformacja pozwoliła sobie na przekroczenie wszelkich granic, ale warto zapamiętać, iż liczba przypadków, w których dezinformacja zostaje przyłapana in flagranti na swym oszustwie, nie zmienia opinii publicznej.
Przytoczmy tylko kilka przykładów wziętych z rozmaitych publikacji:
– zdjęcie matki, przedstawionej jako Chorwatka, przy nagrobnym krzyżu na mogile syna. Ale napis z nazwiskiem syna jest w alfabecie… cyrylicy. Chodzi więc o Serba; zdjęcie torturowanego. Podpis mówi, iż to muzułmanin, któremu obcięto trzy palce, żeby nie mógł wykonywać gestu „V”. W prawej ręce trzyma obrączkę ślubną – zatem to prawosławny;
– wieśniacy serbscy przedstawieni tak, jakby oddawali cześć… publicznemu szaletowi. Ale ten szalet zbudowano na miejscu zburzonej cerkwi;
– wieśniak z fuzją w ręku, za nim mały chłopiec. Podpis mówi, iż to uciekający muzułmanie, ale dziecko ma na głowie „chaikacha” (rodzaj wojskowej czapki) typowo serbskiej;
– uzbrojeni milicjanci o wyjątkowo szubienicznym wyglądzie, przedstawieni jako Serbowie. Ale ich odznaki prezentują chorwackie „szachownice”. (W związku z tym „Le Nouvel Observateur” opublikował sprostowania w swych numerach 1470 i 1473);
– inne dzienniki publikowały zdjęcia małej Anisy, która widziała, jak Serbowie obcinają uszy i nosy w Tuzla. Tuzla nigdy nie wpadła w ręce Serbów;
– Amnesty International przypisało Serbom koszyk wyłupanych oczu – historię, którą Malaparte opowiedział w związku z Antem Pavelićem podczas drugiej wojny światowej;
– agencja Reuter poinformowała 20 lipca 1998 roku, iż Czarnogóra jest małą republiką jugosłowiańską „z większością muzułmańską. Tymczasem muzułmanów jest tam 18 procent;
– sceny zburzonych ulic w Vukovarze zostały użyte jako ilustracja walk ulicznych w Dubrowniku, gdzie nigdy nie miały miejsca walki uliczne;
– muzułmanin, więzień serbskiego obozu koncentracyjnego sfilmowany przez BBC w 1992 roku, okazał się serbskim oficerem o nazwisku Branko Velec, więźniem obozu – ale muzułmańskiego;
– dzieci zabite w autobusie przedstawiono jako muzułmanów. Ale sfilmowany rytuał pogrzebowy, pokazany dalej, wskazywał, iż był to obrządek prawosławny;
– inna fotografia przedstawiała Chorwatkę opłakującą syna zabitego w Posuje w ataku serbskim. Tymczasem Serbowie nigdy nie zaatakowali Posuje, wioski chorwackiej, która straciła 34 mieszkańców zabitych przez muzułmanów.
Przypisy:
[68] Slobodan Milosevic (1941-2006) – serbski polityk, zwolennik utrzymania Jugosławii jako państwa federacyjnego, uwięziony i oskarżony przed Trybunałem Haskim o „ludobójstwo”, zmarł w więzieniu: podejrzewa się polityczne zabójstwo.








