W. Jurasz, H. Grala: Wataha Putina

instytutsprawobywatelskich.pl 1 rok temu

Witold Jurasz, autor bestsellerowych „Demonów Rosji” i Hieronim Grala w swojej książce odmalowują portret Putina i rosyjskiej elity władzy: tych, którzy z Władimirem Putinem współrządzą dzisiaj Rosją, tym samym odpowiadając za napaść na Ukrainę (opis Wydawcy).

Wydawnictwu Czerwone i Czarne dziękujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji. Zachęcamy do lektury całej książki.

Rozdział II

Kreml

(…)

Życie obyczajowe Kremla

(…)

Witold Jurasz: Czy nie było ani jednego momentu, gdy kobieta mogła sięgnąć po władzę?

Hieronim Grala: W pewnym momencie, żeby ocieplić wizerunek i zamieszać, zatrzeć ślady, otoczenie Putina puściło pogłoskę, iż jego następcą będzie kobieta. Przekonywano, iż będzie kandydować na prezydenta Federacji Rosyjskiej właśnie Matwijenko. Walentyna aż się napiła z radości, uwierzyła, iż ma szansę, i niestety wierzyła parę tygodni, nie wychodząc z ciągu alkoholowego. Jak się wreszcie obudziła, to się okazało, iż kandydatem namaszczonym jest Miedwiediew. I przyszedł wicegubernator jej o tym powiedzieć: „Walentino Iwanowna, no gospodarz zdecydował, Dmitrij Anatoljewicz będzie naszym kandydatem”. Matwijenko najpierw dostała ataku histerycznego śmiechu, bo myślała, iż sobie z niej żartują, po czym wściekła zaczęła krzyczeć: „Ten kurdupel?”. Działo to się przy otwartych drzwiach. Jak zrozumiała, iż to prawda, podobno rzuciła karafką w ścianę. To się rozeszło i później to było absolutnie jasne, iż ich nie wolno trzymać w jednym układzie władzy. Do rządu przy Miedwiediewie nie można było jej wziąć. Więc danie jej stanowiska szefa wyższej izby parlamentu było oczywistą złośliwością Putina wobec Miedwiediewa.

WJ: interesujące jest, jak Rosjanie traktują kobiety obecne w zachodniej polityce. Mogę opowiedzieć dowcip, który, jak opowiadali mi koledzy z przedstawicielstwa UE w Moskwie, Ławrow opowiedział Catherine Ashton, czyli Wysokiej Przedstawiciel Unii Europejskiej do Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa. Poziom pogardy Rosjan wobec niej był niebywały. Ławrow spytał otóż panią Ashton, czy ona wie, jak wyglądają relacje pomiędzy Rosją, Białorusią i Ukrainą, a następnie powiedział, iż proszę sobie wyobrazić orgię, podczas której Władimir Władimirowicz siedzi na tronie, Julia Tymoszenko zaspokaja go oralnie, a z tyłu jest Aleksandr Łukaszenka. I Aleksandr Łukaszenka po pół godziny spocony mówi: „Bardzo się, Władimirze Władimirowiczu, zmęczyłem, może zamieńmy się miejscami”, na co Putin odpowiada: „Zamieniajcie się”. Czy ty sobie w ogóle wyobrażasz, żeby na tym szczeblu kobiecie taki dowcip opowiedzieć?! To był zresztą stały trik. Opowiadanie najbardziej seksistowskich, rasistowskich, pogardliwych dowcipów.

HG: Nie jestem zupełnie tym zdziwiony.

Kontynuując wątek kobiet, wydaje mi się, iż w całej rosyjskiej polityce jest tylko jedna, która jest traktowana tak do końca na serio i z szacunkiem, czyli szefowa banku centralnego Elwira Nabiullina.

Niewątpliwe jedna z najzdolniejszych szefowych i szefów banku centralnego w ogóle na całym świecie. Wielu przypisuje właśnie jej to, iż Rosja mimo sankcji jest w stanie w zasadzie bez szczególnych wstrząsów przechodzić gospodarczo czas wojny.

WJ: Znam jedną, wiele mówiącą, anegdotę na jej temat. To jest anegdota z czasów, gdy była członkiem rządu i negocjowała kupno koncernu energetycznego w jednym z państw południowej Europy. W trakcie negocjacji była przerwa na lunch. Po przerwie Nabiullina pyta swojego interlokutora, czy smakował mu lunch, a gdy słyszy to samo pytanie, odpowiada, iż sama nie zdążyła zjeść, bo wpadł do niej jej mąż i zajęli się miłością. To spowodowało, iż druga strona nie była w stanie skupić się na negocjacjach przez kolejną godzinę, a pani minister miała jeszcze celowo rozpięty guziczek w bluzce. I ten rozpięty guziczek to takie typowo rosyjskie zagranie, to jest coś, czego prawdopodobnie nie zrozumieją zachodnioeuropejskie i amerykańskie feministki, mianowicie, iż to nie jest w Rosji traktowane jako dowód podporządkowania kobiety mężczyźnie, tylko jako dowód siły kobiety.

HG: Zwróć jeszcze uwagę na to, iż poza prezydentami wygląda na to, iż nikt w Rosji nie ma żony. Żony po prostu w publicznym odbiorze nie występują. Żony pojawiają się jedynie wtedy, jak na stół się kładzie kolejne zeznanie podatkowe i nagle się okazuje, iż istnieją żony, które mają jakiś solidny pakiet. W przestrzeni publicznej bardziej niż żony funkcjonują dzieci. Dzieciom się przyglądamy, bo albo dzieci to mężczyźni i są przez niektórych ojców przymierzani do sukcesji w polityce. Patruszew kiedyś wnioskował, żeby stworzyć nową szlachtę. My tu jesteśmy tyle czasu u władzy, stworzyliśmy takie zaplecze dla państwa, iż Rosję stać na to, żeby mieć szlachtę. Nasze dzieci będą nową szlachtą. Jak Patruszew zaczął to głosić, to choćby Putin się złapał za głowę. Natomiast córki i wnuczki są oglądane przede wszystkim przez pryzmat nieruchomości, posiadłości i majątku za granicą. Był taki moment, iż z dużym zdumieniem konstatowano, iż dzieci sporej części establishmentu kształcą się poza Rosją, więc pytanie, dlaczego mamy się dziwić, iż tak niski jest poziom edukacji rosyjskiej, iż w rankingu szanghajskim stoi tak nisko, o ile sami oddajemy dzieci na różne Oksfordy, Cambridge i tak dalej. Zresztą myślę, iż nie ma elity władzy, nie ma ani jednego rządu na świecie, którego członkowie mieliby taką liczbę jawnych i ukrytych podwójnych obywatelstw. Najbliższy ekonomiczny w tej chwili współpracownik Putina, czyli German Gref, ma obywatelstwo niemieckie. Spora część oligarchów i osób z otoczenia władzy ma obywatelstwo izraelskie. Są ludzie mający obywatelstwa cypryjskie.

WJ: Dziś to już brzmi podejrzanie.

HG: Owszem, to zaczyna im szkodzić, bo to znaczy, iż oni się przygotowują albo na ewakuację, albo nie są lojalni wobec państwa.

Dlatego też jak poszły pierwsze, drugie, trzecie pakiety sankcji i uderzenie w poszczególne osoby, to o ile sankcje bijące w państwo były oczywiście jak najgorzej odebrane przez społeczeństwo, zarazem uderzenie w elity nie powodowało oburzenia Rosjan. Bogacz, jak wierzą Rosjanie, to jest złodziej albo syn złodzieja.

Niewielu ludziom z elity udało się przerwać pierścień pretensji do siebie. Udało się na przykład Abramowiczowi dzięki temu, iż jak był gubernatorem Czukotki, to inwestował tam własne pieniądze i to mu zapewniło szacunek obywateli, no bo oto jednak bywają tacy uczciwi złodzieje, jak ten, który nam jednak trochę oddał.

WJ: Mówimy cały czas o Kremlu, to wspomnijmy, jak Kreml wygląda.

HG: Kreml to są dekoracje. Większa część polityki odbywa się nie na Kremlu, genius loci prawdopodobnie powoduje, iż poszczególni szefowie państwa boją się stale przebywać na Kremlu. Spora część polityki odbywa się na daczach. Na daczach państwowych, gdzie w zależności od potrzeby wzywa się członków biura politycznego albo szefów poszczególnych resortów i tak dalej, albo wielką radę wojenną itd. Spotkania tam realizowane są w wąskim i wyłącznie męskim towarzystwie. Kreml, poza wszystkim innym, jest jak jedna wielka patelnia, a rosyjska tradycja polityczna zakłada dużą ilość konfidencjonalnych rozmów, spotkań, do łaźni pójdziemy i tak dalej. I naprawdę niekoniecznie po to, żeby się napić. Na polowanie wyjdziemy, bo akurat dzięcioł jest bez słuchawek i magnetofonu.

WJ: Putin pracuje na Kremlu?

HG: Putin znany jest z tego, iż jest raczej leniwy i mało pracuje. To nie jest pracuś typu Stalin, który od rana do nocy ślęczy nad dokumentami. Putin, jeszcze przed pandemią, bardzo często pracował w domu w Nowo-Ogariowie, czyli w swojej rezydencji.

WJ: Jak wiadomo, już Lenin powiedział, iż kino jest najważniejszą ze sztuk. Za czasów Putina władza obiektywnie była mecenasem kultury, przy czym kultura traktowana była oczywiście całkowicie utylitarnie. Jako metoda prania pieniędzy, kultura niska jako metoda ogłupiania ludzi, a kultura wysoka, którą sprzedawano na Zachód, jako metoda nabierania wszelkiej maści naiwnych Niemców i Francuzów, iż Rosja to jest balet, Puszkin i Czajkowski, a nie Kadyrow, Żyrinowski i Szojgu.

HG: Rzeczywiście usiłowali stworzyć wrażenie takiego właśnie dworu oświeconego, mecenatu nad kulturą, popierania różnych przedsięwzięć. Putin był w pewnym momencie bardzo w to zaangażowany. Na przykład żeby pokazać, jak jest zainteresowany kulturą, wydawał co jakiś czas polecenia oligarchom i oligarchowie kupowali obrazy, które potem trafiały do Ermitażu.

WJ: Sport też był narzędziem?

HG: Putin, przynajmniej tak długo, jak był całkowicie sprawny fizycznie, wprowadził pewien sznyt – było w dobrym tonie, iż ważne osobistości z państwa szefowały poszczególnym federacjom sportowym. Mało który rząd i która elita na świecie tak mocno inwestowała w sport jako wizytówkę, stąd ta wielka katastrofa z dopingiem. Kiedy rząd złożony z samych służb angażuje się we wspieranie sportu, który na dokładkę ma wszędzie i zawsze wygrywać, to się musi źle skończyć. Putin, po swoim doświadczeniu NRD-owskim, gdzie cały sport NRD-owski stał na farmakologii, miał chyba taką właśnie wizję sportu. Krótko mówiąc, sport ojczysty został posadzony na igły. Ich tam szprycowano straszliwie. Ten sport stawał się w momentach zaognienia kontaktu ze światem dodatkowym polem konfrontacji. Przecież to słynne zdanie: „Rosja powstaje z kolan”, to jest zdanie po raz pierwszy wygłoszone właśnie z okazji wydarzenia sportowego. Putin to powiedział po wygranym meczu z Holandią na piłkarskich mistrzostwach Europy w 2008 roku. Nie przewidział, iż zaraz potem będzie mecz półfinałowy z Hiszpanią, gdzie Rosja padnie na kolana (0:3).

WJ: Moskwa, którą obydwaj znamy, jest miastem niezliczonej ilości przyjęć, bankietów, rautów. Równocześnie jednak mam takie wrażenie, choć oczywiście to jest bardziej wrażenie niż doświadczenie, najściślejsza elita władzy funkcjonowała poza obiegiem imprezowo-weekendowo-rautowym. Oni się czasem gdzieś pojawiali, ale z rzadka. Ja akurat to życie towarzyskie śledziłem dość intensywnie, bo wydawało mi się, iż jako dyplomata z zupełnie oczywistych powodów powinienem. Oni się czasem pojawiali w teatrze Bolszoj.

HG:

Jeżeli Putin się pojawiał, to zawsze było wiadomo, iż się pojawi, bo telefony przestawały nagle działać.

WJ: Jak jechała kolumna z Władimirem Władimirowiczem, to też było wiadomo, iż to on jedzie, bo przed nim jechały terenowe samochody z takim specyficznym jakby orurowaniem na górze – tak naprawdę to były bardzo silne nadajniki, które są zagłuszarkami uniemożliwiającymi zdalne odpalenie bomby.

(…)

Witold Jurasz, Hieronim Grala, Wataha Putina, Czerwone i Czarne, 2023

Idź do oryginalnego materiału