Finlandia to interesujący kraj do rozważenia w sporach o model nordycki. Rozwala nie tylko typowe kontrargumenty typu „bo oni mają ropę, bo oni byli neutralni”, ale też pozornie rozsądniejsze „u nas nie ma takiego zaufania do instytucji, bo zabory”.
Finlandia nie miała własnego państwa do ok. 1918 roku. Zaraz mi wyskoczy jakiś wikierudyta z dokładną datą, więc od razu wyjaśnię, iż niepodległość ogłoszono w warunkach wojny domowej z udziałem obcych wojsk.
Moim zdaniem, o niepodległości można mówić od zakończenia ewakuacji niemieckiego kontyngentu (grudzień 1918), ale o niepodległym państwie dopiero od pierwszych powojennych wyborów (marzec 1919), które ugruntowały ustrój republikański. Wbrew planom prawicy i regenta Mannerheima (który się nigdy choćby nie nauczył fińskiego).
Pod względem „zaufania do instytucji” Finlandia w 1918 roku startowała z gorszego poziomu niż Polska. U nas też Niemcy próbowali wprowadzić regencję z księciem Kakowskim i księdzem Lubomirskim, ale obu zdrajców naród potraktował zasłużonym kopenwdupenem.
Nie poparła ich choćby prawica, która zawarła historyczny kompromis z lewicą. Polacy zachowali także jedność podczas wojny bolszewickiej.
W Finlandii natomiast lewica i prawica zaczęły od wzajemnego mordowania się – i wołania obcych wojsk o wsparcie. To dopiero brak zaufania do własnego państwa!
Finlandia od zarania dziejów była zapyziałą prowincją odległej metropolii – Kopenhagi, Sztokholmu czy Petersburga. Rządy w tych stolicach nakładały cła i embarga na handel z innymi państwami, a Finlandia korzystała z tego, iż była najtrudniejszym do upilnowania odcinkiem granicy.
Lokalsi potrafili przejść nocą przez bagna albo nawigować wśród mielizn, których bała się flota królewska. Żeby zrozumieć Finów trzeba pamiętać, iż to jest społeczeństwo wolnych chłopów, którym od lat rząd zabrania pić alkoholu – a oni gdzieś w puszczy mają ukrytą odpowiednią aparaturkę i rząd im dużo może.
Polakom zrozumieć Finów jest stosunkowo łatwo, bo Finlandia jest taką bizarro Polską. Często robili co innego a kończyli tak samo jak my, albo odwrotnie.
Pod rosyjski zabór weszliśmy na przykład prawie jednocześnie, ale w dramatycznie innej sytuacji. My w znacznie lepszej! Na starcie mieliśmy konstytucję i formalną niepodległość z pisemnymi jej gwarancjami.
Finom car Aleksander dał tylko ustną obietnicę, iż może kiedyś. Przez dalsze lata Polacy systematycznie pogarszali swoją sytuację przy pomocy powstań, a Finowie poprawiali przy pomocy uprzejmego lobbowania w Peterburku.
Na jedno wyszło. Każdy sąsiad Rosji dobre wie (albo zaraz się dowie), iż czy masz od nich ustną obietnicę czy pisemne gwarancje, odin khui.
Mikołaj II był stukniętym despotą, który podarł te papiery. Polacy nienawidzili go tak samo jak poprzedników, ale Finowie byli autentycznie zaskoczeni.
Określają jego panowanie mianem „ucisku” (sortokausi) i dzielą to choćby na „ucisk pierwszy” i „ucisk drugi”. W 1905 car miał inne problemy na głowie i na chwilę dał Finom pieredyszkę.
W ramach pieredyszki w 1907 w Finlandii odbyły się pierwsze pięcioprzymiotnikowe wybory na świecie. Wygrali je socjaldemokraci (po raz pierwszy na świecie).
Car powiedział „paszli won” i rozwiązał parlament. Drugie wybory też wygrali socjaldemokraci. Tym razem usłyszeli „paszli won” już na inauguracyjnej sesji parlamentu. Echo szyderczego rechotu z priwiślańskiego kraju niosło się nad Zatoką Botnicką.
W okresie międzywojennym fińscy socjaldemokraci byli w sytuacji trochę podobnej do PPS. Zwalczani przez prawicowe bojówki za rzekomy kryptobolszewizm, jednocześnie bronili demokracji przed stalinistami. W efekcie walczyli na dwa fronty i mimo wyborczej popularności, przeważnie byli w opozycji.
Stalin w końcu zaatakował w 1939. Moja ulubiona statystyka z tej wojny jest taka, iż Ruscy stracili 3500 czołgów, ponad połowę wystawionych. Finowie stracili 30 – prawie wszystkie jakie mieli. Cue in: Sabaton.
Po wojnie Finlandii, jako sojusznikowi państwo Osi, groził los Rumunii czy Bułgarii. Udało jej się jednak iść drogą „finlandyzacji”.
I znowu nasza historia jest rewersem ich historii. Na Zachodzie tego określenia używano pejoratywnie. My im zazdrościliśmy.
Podstawą finlandyzacji był upokarzający traktat o wzajemnej pomocy (YYA/VSB), który m.in. zobowiązywał Finlandę do stanięcia po stronie ZSRR w razie trzeciej światówki. USA z kolei infiltrowały Finlandię budując struktury, gotowe sabotować ten traktat.
Lewica przypłaciła to trwałym rozłamem na frakcję antyradziecką i antyamerykańską. I w konsekwencji – polityczną marginalizacją.
Finlandia jest więc o tyle ciekawym przykładem do naszych rozważań, iż modelu nordyckiego nie wprowadzili tam socjaldemokraci, tylko człowiek, który był uosobieniem polityki finlandyzacji: Urho Kekkonen, który rządził Finlandią jako premier i prezydent przez 32 lata (1950-1982).
Formalnie pochodził z Partii Agrarnej, ale swoje nieustanne reelekcje zawdzięczał głównie poparciu Moskwy. Ta przez wiele lat żądała politycznego izolowania socjaldemokratów, bo byli bardziej antykomunistyczni od prawicy.
Fiński model nordycki budowano więc innymi metodami, wychodząc z innego punktu wyjścia – a jednak skończyło się bardzo podobnie. To interesujący przyczynek do naszych rozważań z serii „czy da się tak w Polsce”.
Czasem na tym blogasku pojawiają się dyskusje, co w modelu nordyckim wynika z czego: kapitał społeczny i zaufanie do instytucji z państwa opiekuńczego, czy odwrotnie. Co było pierwsze, kura czy jajko?
Finom udało się problem braku drobiu i nabiału rozwiązać budując od zera kurnik po prostu na wzór tego, co mają sąsiedzi.