Przyszłe bezpieczeństwo Europy wisi na włosku. Jednak dla wielu na kontynencie wojna w Ukrainie wydaje się odległa. Spacerując ulicami Brukseli, nie można choćby wyczuć, iż gdzieś toczy się wojna. A jednak się toczy. Rosyjska agresja trwa już ponad 1000 dni i pomimo dużych strat w ludziach i sprzęcie, Moskwa nie ustępuje.
Nawet jeżeli Stany Zjednoczone spieszą z dostawami wojskowymi przed inauguracją prezydenta elekta Donalda Trumpa, nie można zaprzeczyć, iż na tym etapie Ukraina jest w odwrocie. Pomoc ze strony administracji prezydenta Joe Bidena charakteryzowała się nieustanną niepewnością i opóźnieniami, a nowa administracja może być pod tym względem jeszcze gorsza.
Dlatego też musi to być sygnał alarmowy dla Unii Europejskiej, ostrzeżenie, iż trzeba podjąć działania w celu ochrony własnych interesów — bez względu na to, co zdecydują się zrobić Stany Zjednoczone.
Po prawie trzech latach wojny trudno jest dostrzec, w jaki sposób Kijów może wyzwolić wszystkie okupowane terytoria w krótkim okresie. Zdolność Rosji do generowania sił z pomocą Iranu, Korei Północnej i Chin przewyższa możliwości Ukrainy i jej partnerów, a brutalna agresja wygrywa. Co więcej, z perspektywy Zachodu cel końcowy konfliktu zmienił się z wygrania wojny przez Ukrainę na zachowanie niepodległej Ukrainy.
Jednak ostatnie doświadczenia wyraźnie pokazują, że samo zawarcie porozumienia o zawieszeniu broni z prezydentem Rosji Władimirem Putinem nie przyniesie pokoju. W końcu zawieszenie broni zostało uzyskane po nielegalnej okupacji i aneksji Krymu w 2014 r. i wynikającej z tego wojnie w Donbasie, ale Rosja po prostu wykorzystała je do zwiększenia swoich sił i przeprowadzenia pełnej inwazji w 2022 r.
Zawieszenie broni w najbliższym czasie byłoby trudne do osiągnięcia, ponieważ nic nie wskazuje na to, by Rosja była zainteresowana negocjacjami. Niemniej jednak musimy spodziewać się, iż nowa administracja Trumpa będzie próbowała wymusić zakończenie działań wojennych w taki czy inny sposób — choćby kosztem zdolności Ukrainy do obrony. A kiedy tak się stanie, zarówno Ukraina, jak i Europa muszą zasiąść przy stole negocjacyjnym.
Ponadto, zakładając, iż zawieszenie broni może zostać osiągnięte na koniec jakichkolwiek negocjacji, nie jest jasne, jak długo taki pokój będzie trwał. Niezależnie od tego, gdzie przebiega ewentualna linia demarkacyjna między niepodległą a okupowaną Ukrainą, musi ona być jednoznacznie broniona nie tylko przez ukraińskie siły zbrojne. W przeciwnym razie Rosja — prędzej czy później — wznowi ataki w tym samym celu.
Dlatego też Andrij Sybiha, nowy minister spraw zagranicznych Ukrainy, zażądał niedawno pełnego członkostwa w NATO jako jedynej poważnej gwarancji bezpieczeństwa dla swojego kraju. Prośbą tą Sybiha w gruncie rzeczy stwierdza rzecz oczywistą: bez obecności Zachodu w Ukrainie po zakończeniu działań wojennych nie będzie pokoju.
Ustępstwa nie gwarantują pokoju
Jednak wraz z wejściem Trumpa do Białego Domu perspektywa zaproszenia Ukrainy wydaje się odległa. Ten sam argument, którego Francja i Niemcy użyły, by odmówić Ukrainie członkostwa w NATO w 2008 r., powtarzany jest także dziś: przekonanie, że Putin rozpocząłby wojnę nuklearną, aby spełnić swoje marzenie o stworzeniu nowego rosyjskiego imperium i iż pokój można utrzymać poprzez ustępstwa.
Ostatnie 1000 dni dowodzi, iż tak nie jest. Ustępstwa nie prowadzą do pokoju, a Putin będzie kontynuował swoją agresję, dopóki nie zostanie powstrzymany. Stwierdziłem to ponad dwa lata temu, kiedy byłem premierem — i przez cały czas jest to prawdą.
Krisjanis Karins, ówczesny premier Łotwy, i Wołodymyr Zełenski, prezydent Ukrainy. Bruksela, 9 lutego 2023 r.
Jeśli Stany Zjednoczone i inni sojusznicy NATO nie są gotowi poprzeć wniosku Ukrainy o członkostwo, czy istnieje jakakolwiek inna prawdopodobna alternatywa, aby spróbować zakończyć działania wojenne, zapewnić pokój, zapobiec całkowitemu zniszczeniu kraju i ewentualnemu rozprzestrzenianiu się wojny?
Tak, „koalicja chętnych” spośród sojuszników z NATO mogłaby fizycznie wkroczyć i pomóc w zabezpieczeniu przyszłej strefy demarkacyjnej między niepodległą Ukrainą a okupowaną przez Rosję. A jeżeli Europa miałaby przejąć inicjatywę w tym zakresie, jest prawdopodobne, iż Stany Zjednoczone byłyby skłonne wesprzeć ten wysiłek, choćby jeżeli niekoniecznie wiązałoby się to z amerykańską obecnością na terytorium Ukrainy.
Odpowiedzialność na barkach Europy
Problemem jest tu kwestia przywództwa. Nadchodząca administracja Trumpa prawdopodobnie nie będzie chciała przejąć przywództwa, a Rada Bezpieczeństwa ONZ jest skutecznie sparaliżowana przez weta Chin i Rosji, co pozostawia Europie odpowiedzialność za zapewnienie pokoju w Europie.
W związku z tym po raz pierwszy w historii Komisja Europejska ma teraz komisarza do spraw obronności i przestrzeni kosmicznej. Biorąc pod uwagę, jak zwykle działa KE, możemy się spodziewać odważnych prób zwiększenia interoperacyjności wojskowej, a także dążenia do konsolidacji i zwiększenia zdolności europejskiego przemysłu obronnego — wszystko to jest potrzebne.
Andrius Kubilius, unijny komisarz do spraw obrony i przestrzeni kosmicznej. Bruksela, 6 listopada 2024 r.
Jednak w obliczu zbliżającej się wojny, UE potrzebuje czegoś więcej niż tylko odpowiedniego przemysłu obronnego. Potrzebuje twardej siły militarnej, aby zagwarantować Ukrainie niepodległość, jeżeli uda się osiągnąć zawieszenie broni.
Tak więc, do europejskich przywódców NATO należy teraz zaangażowanie administracji Trumpa we wszystkie negocjacje dotyczące jakiegokolwiek porozumienia o zawieszeniu broni w Ukrainie i upewnienie się, iż Kijów ma coś do powiedzenia. A jeżeli europejscy sojusznicy NATO są również gotowi fizycznie pomóc w zagwarantowaniu jakiegokolwiek porozumienia pokojowego, to jest nadzieja na niepodległą Ukrainę, a także na trwały pokój dla reszty kontynentu.
Nadeszła chwila, w której Europa może zacząć działać.