Czwartego dnia po egzekucji wyroku śmierci wydanego przez Kierownictwo Walki Podziemnej AK brigadeführer SS Franz Kutschera „wziął ślub” z 26-letnią Jane Lillian Steen, norweską volksdeutschką. Zamiast wesela odbył się pogrzeb „pana młodego” na powązkowskim niemieckim „cmentarzu bohaterów”.
Wyrok na dowódcę SS i Policji na dystrykt warszawski Generalnego Gubernatorstwa – który wprowadził w Warszawie niespotykany wcześniej podczas niemieckiej okupacji terror – wykonali żołnierze oddziału specjalnego Kedywu Komendy Głównej AK „Pegaz” we wtorek 1 lutego 1944 r. w Alejach Ujazdowskich w Warszawie.
Wykonawcy wyroku Polskiego Państwa Podziemnego nie mieli pojęcia, iż swoją akcją przerwali przygotowania do hucznego wesela.
– Stukała maszyna do pisania. Oficer SS zajmujący się sprawami gospodarczymi dyktował właśnie maszynistce pismo do niemieckiego wydziału wyżywienia i rolnictwa o specjalny przydział mięsa, jajek, masła itp. na przyjęcie weselne, gdy przed domem rozległ się zgrzyt hamulców, pisk opon zatrzymujących się nagle samochodów, a potem seria strzałów
– relacjonowała „Milena” („Stolica”, 1969), urzędniczka biura gubernatora Ludwiga Fischera, i jednocześnie żołnierz kontrwywiadu Komendy Okręgu Warszawskiego AK.
– Pani 'Milena’, nie życzy sobie ujawniania jej nazwiska. Swoją misję — zbieranie w siedzibie gubernatora dystryktu warszawskiego wszelkich interesujących Polskę Podziemną wiadomości — wspomina z prostotą, usuwając osobiste zasługi w cień
– czytamy w tygodniku „Stolica”.
„Milena” – Teodora Żukowska (1914-93) – prawdopodobnie nie chciała wówczas o sobie przypominać. Aresztowana przez Urząd Bezpieczeństwa 20 lipca 1949 r., przesłuchiwana m.in. przez Józefa Światłę, Eugeniusza Chimczaka i Józefa Różańskiego, którzy szykanami i psychicznymi torturami usiłowali wydobyć z niej zeznania wskazujące na rzekome kontakty kontrwywiadu AK z Gestapo, została zwolniona z więzienia 25 kwietnia 1953 roku. Zdaniem historyka prof. Tomasza Szaroty była „jedną z najwspanialszych postaci Polskiego Państwa Podziemnego”.
– Gdy 1 lutego na biurkach dygnitarzy hitlerowskich rozdzwoniły się telefony donoszące o zamachu i śmierci Kutschery, po prostu nie chciano w to uwierzyć. Telefony odezwały się zresztą jeszcze dwukrotnie. Tego samego przedpołudnia zlikwidowano jeszcze urzędnika Arbeitsamtu oraz niemieckiego adwokata dr. Eitnera. Likwidacja tego ostatniego, choć stanowiskiem w ogóle nie dorównywał Kutscherze, wywarła na Niemcach nie mniejsze wrażenie, bo uchodził wśród nich za polonofila. Zapanował popłoch graniczący z histerią
– relacjonowała Żukowska.
Jak podał Władysław Bartoszewski w książce pt. „1859 dni Warszawy”, godzinę przed akcją na Kutscherę, na rogu Mazowieckiej i Traugutta został zastrzelony Willi Lübbert, współodpowiedzialny za łapanki uliczne i wywożenie Polaków na przymusowe roboty. Natomiast około południa w swoim biurze mieszczącym się na trzecim piętrze gmachu „Prudentialu” przy Placu Napoleona stracił życie Albrecht Eitner, oficjalnie generalny powiernik nieruchomości pożydowskich i – zakonspirowany – agent niemieckiego kontrwywiadu wojskowego Abwehr-Ost. Wyrok ten wykonali żołnierze Kedywu przynależący do grupy por. Tadeusza Jaegermanna „Klimka” – Zbigniew Bogucki „Zbyszek” i Bolesław Bondy „Bolek”.
W odwecie za zabicie Kutschery Niemcy, następnego rozstrzelali na miejscu akcji 100 więźniów Pawiaka, 200 kolejnych osób zaś zamordowano w ruinach byłego getta warszawskiego.
– Tych, którzy zginęli w egzekucji na miejscu zamachu, dobierano specjalnie — byli to sami młodzi chłopcy. SS-mani Kutschery szykowali się do tego widowiska z prawdziwą radością. Zajmowali w oknach w al. Ujazdowskich miejsca jak w lożach teatru. Jeden z nich przyprowadził ze sobą swoją 15-letnią córkę, aby mogła się razem z nim nacieszyć. Skazanych przywieziono ciężarówkami z których zrzucano ich jak worki kopiąc i bijąc. Według ustalonego już rytuału egzekucji ulicznych byli w papierowych ubraniach i mieli zagipsowane usta, aby nie mogli wołać „Niech żyje Polska”. Ponieważ ręce i nogi ich były spętane sznurami, z trudem mogli stać. Ustawiano ich w szachownicę i oddawano salwę. I tak pierwszą, drugą i następne partie. Strugi krwi zabarwiały papierowe ubrania, spływały na bruk, a później zamieniały się w strumienie zalewające chodnik i jezdnię
– opisywała „Milena”.
– Narzeczona Kutschery, znajdująca się w czasie egzekucji w mieszkaniu w al. Róż, zachowywała się podobno spokojnie, ściskając tylko przy każdej salwie nerwowo ręce. Siostra jej natomiast za każdym razem wydawała okrzyki radości. Kilka godzin po egzekucji al. Ujazdowskie były jeszcze wciąż zamknięte. Gdy stałam na placu Trzech Krzyży odwrócona w tamtą stronę, ciągle jeszcze puszczano strumienie wody, by zmyć krew – relacjonowała. – Dzisiaj trudno już oddać słowami, co przeżywaliśmy wtedy patrząc na strumienie wody, zakreślające systematyczne łuki na tle słonecznego, zimowego nieba, na tę najzwyklejszą, tak bardzo prozaiczną czynność oczyszczania ulicy. Chwytało za gardło zwątpienie, czy warto było złożyć aż tak wielką ofiarę? Przecież tu zginęli ci najlepsi z naszej młodzieży, którym należało się wszystko od życia, a którym przypadła jedynie w udziale straszna śmierć
– dodała Teodora Żukowska.
Jane Lillian Steen była w zaawansowanej ciąży. W związku z tym w Berlinie wydano zgodę na zorganizowanie „pośmiertnego ślubu”. Ceremonia odbyła się 4 lutego 1944 r. w obecnym Pałacu Prezydenckim.
– Trumnę ustawiono na parterze, w hallu, wśród sztywnej zieleni laurowych drzewek – opisywała Żukowska. – Stałam wśród innych w półmroku przypatrując się ponuremu widowisku. Cóż mogłam w tej chwili czuć innego jak satysfakcję? Jakież nieludzkie to były czasy! Wesele przepadło, ale ślub się odbył! Obok katafalku stanęła oblubienica z oznakami mocno zaawansowanej ciąży. Urządzono tę niezwykłą ceremonię po to, aby nienarodzone jeszcze dziecko mogło otrzymać nazwisko ojca, który zasłużył sobie na miano kata Warszawy
– wspominała.
– Śluby post mortem nie były zjawiskiem nieznanym w hitlerowskich Niemczech. Taki ślub mogła zawrzeć kobieta, która udowodniła, iż jej poległy na wojnie narzeczony miał zamiar się z nią ożenić. Dyrektywę w tej sprawie wydał sam Adolf Hitler 6 listopada 1941 roku. W III Rzeszy zawarto 25 tys. takich małżeństw. Śluby odbywały się często zgodnie ze specjalnym rytuałem, wśród nazistowskich artefaktów. Pana młodego reprezentowało jego zdjęcie albo urzędnik – napisała Joanna Operacz w artykule „Ślub po śmierci? Mało znana historia małżeństwa kata Warszawy” (aleteia.org, 2022). – Kutschera akurat „stawił się” osobiście – choć przesadą byłoby twierdzić, iż był całkiem żywy
– dodała w tekście umieszczonym pod paginą „Styl życia”.
Po ceremonii ślubno-pogrzebowej trumnę z ciałem Kutschery przewieziono pustymi ulicami – okolicznym mieszkańcom nakazano opuszczenie domów na siedem godzin – Warszawy na Dworzec Gdański. Jednak wywiadowcy AK Andrzejowi Englertowi (1918-76) – ojcu Jana i Macieja Englertów – udało się zza firanki w oknie Hotelu Bristol, zrobić zdjęcia konduktu.
– Z zachowanych relacji i wspomnień wynika, iż po raz ostatni widziano kondukt na wysokości Nowego Miasta nieopodal ul. Zakroczymskiej i ul. Konwiktorskiej z okien Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych mieszczącej się w owym czasie jak i w tej chwili przy ul. Romana Sanguszki nr 1. Gdzie się udał dalej, pustymi ulicami Warszawy, brakuje wiarygodnych i udokumentowanych informacji na ten temat
– napisał Wojciech Parzyński w książce „Zabić Franza Kutscherę” (2015), prawnik, prywatnie siostrzeniec Michała Issajewicza „Misia”.
– Do dnia dzisiejszego funkcjonuje informacja, iż trumnę ze zwłokami Kutschery Niemcy przewieźli na Dworzec Gdański, skąd, wcześniej przygotowanym, specjalnym pociągiem odwieziono go do Berlina, gdzie miały się odbyć dalsze uroczystości pogrzebowe. Takie wiadomości podawane są przede wszystkim w artykułach prasowych, ale również w ten sposób Piotr Stachiewicz przedstawił ostatnie chwile Kutschery w Warszawie, jednak nie podając źródła, na podstawie którego doszedł do tych ustaleń. Co do dalszej drogi na miejsce ostatecznego pochówku Brigadeführera w relacjach wspomnieniowych przewija się również informacja, iż ciało Kutschery zostało przetransportowane do Berlina samolotem z pobliskiego lotniska wojskowego na Bemowie czy też, iż ciało przewieziono Wisłą do Gdańska motorówką, a stamtąd okrętem do Niemiec. Co jest powodem braku dalszych relacji po opuszczeniu konduktu pogrzebowego okolic PWPW? Kondukt dalej przemieszczał się po terenie będącym obrzeżem dzielnicy żydowskiej, rejonem praktycznie niezamieszkałym od kwietna 1943 r., to jest od Powstania w Getcie Warszawskim. Może nikt na dalszym odcinku konduktu nie obserwował, bądź choćby jak obserwował, to nie przekazał relacji
– wyjaśnił Parzyński.
Wedle jego ustaleń, kondukt pogrzebowy z trumną Kutschery dotarł na powązkowski Heldenfriedhof, na którym po I wojnie światowej pochowano poległych w niej niemieckich żołnierzy i który od 1941 r. znów zaczął funkcjonować. Pochowano tam m.in. żołnierzy Wehrmachtu, którzy zginęli podczas oblężenia Warszawy, a także tych, którzy zginęli w potyczkach w wyniku akcji zbrojnych polskiego podziemia. Już po wojnie chowano tam również Niemców straconych w wyniku orzeczeń sądów polskich. Cmentarz ten został zlikwidowany w związku z budową (nomen omen) Trasy Armii Krajowej.
Wytrwała kwerenda Wojciecha Parzyńskiego doprowadziła do ostatecznego ustalenia. W lipcu 2014 roku dostał list od Fritza Kirchmeiera, referenta prasowego Ludowego Niemieckiego Związku Opieki nad Grobami Wojennymi.
– Franz Kutschera (22.02.1904 – 1.02.1944) został najpierw pochowany na cmentarzu Powązki w Warszawie. W 1990 r. nasi pracownicy dokonali tam ekshumacji ponad 2.000 Niemców poległych w czasie wojny, którzy zostali przeniesieni na Niemiecki Wojenny Cmentarz w miejscowości Joachimów – Mogiły. Wśród nich znajdował się również Franz Kutschera. Z powodu odpowiedzialności za jego liczne zbrodnie nie umieściliśmy jego nazwiska na tablicach, na których wymienieni są pochowani na cmentarzu. Również w publicznym, internetowym banku informacji nazwisko to nie zostało uwzględnione. Kutschera został zidentyfikowany na podstawie miejsca usytuowania swego grobu na Powązkach (część Q, rząd V, grób nr 6)
– napisał Fritz Kirchmeier.
Kat Warszawy nie wyjechał więc z niej 4 lutego 1944 roku – spoczął na Powązkach.
– Barwności temu pochówkowi dodaje to, iż parę dni po pogrzebie generała, bo 7 lutego tego samego roku znaleźli miejsce swojego spoczynku na tym samym cmentarzu dowódca akcji i jednocześnie pierwszy wykonawca „Lot”, a 9 lutego tegoż roku „Cichy”
– ocenił Wojciech Parzyński.
Przypomniał, iż w kwaterze Batalionu „Parasol”, zostali również pochowani: „Olbrzym”, „Bruno”, „Kruszynka”, „Ali” i „Hanka”.
– Może jest to choćby pewnym paradoksem, iż przez wiele lat, w stosunkowo niewielkiej odległości od siebie (bo raptem kilka większej niż 400 – 500 m) spoczywali Kat Warszawy i uczestnicy zamachu na niego
– podsumował autor „Zabić Franza Kutscherę”.
Urodzony 25 marca 1944 r. Franz Sepp Kutschera, zrezygnował z używania pierwszego imienia. Był norweskim alpinistą, jako 19-latek pierwszy zdobył (wspólnie z Wernerem Pongratzem) szczyt Koh-e Keshni Khan (7200 m n.pm.) w Hindukuszu, 26 lipcu 1963 roku. Zmarł 22 maja 2004 roku.
80 lat temu dokonano zamachu na „kata Warszawy”. To akcja, przez którą strach okupantów sięgnął zenitu
1 lutego 1944 r. od kul żołnierzy Armii Krajowej zginął Franz Kutschera, szef SS i policji w dystrykcie warszawskim. Zgładzenie „kata Warszawy” było najważniejszą udaną akcją bojową AK wymierzoną w wysokiego funkcjonariusza niemieckiego aparatu terroru.
10 października 1943 r. w Generalnym Gubernatorstwie zaczęło obowiązywać rozporządzenie „o zwalczaniu zamachów na niemieckie dzieło odbudowy”, przewidujące za najdrobniejsze uchybienia karę śmierci w trybie doraźnym. Efektem było nasilenie terroru okupacyjnego w Warszawie: łapanek i rozstrzeliwania przypadkowych osób. Miało to doprowadzić do zastraszenia ludności cywilnej i ograniczenia działalności polskiego podziemia niepodległościowego.
Na wielu obwieszczeniach o zbiorowych egzekucjach był podpisany niewymieniony z nazwiska „dowódca SS i policji na dystrykt warszawski”. Działająca w podziemiu Armia Krajowa zdołała ustalić, iż za represje wobec Polaków odpowiadał Franz Kutschera. Ten syn ogrodnika, urodzony w 1904 r. w Oberwaltersdorf w Dolnej Austrii, pod koniec I wojny światowej zgłosił się do austro-węgierskiej marynarki wojennej. Na początku lat trzydziestych wstąpił do NSDAP i SS. Po przyłączeniu Austrii do Rzeszy został m.in. posłem do Reichstagu. W czasie wojny awansował do stopnia SS-Brigadeführera i generała majora policji. W kwietniu 1943 r. stanął na czele SS i policji w okręgu mohylewskim, a kilka miesięcy później w dystrykcie warszawskim.
– Misję 'ujarzmienia Warszawy’ Franzowi Kutscherze powierzył w 1943 r. Heinrich Himmler. Taktyka 'kata Warszawy’ polegała na tym, by wbić klin pomiędzy podziemie a ludność cywilną. Nasiliły się więc łapanki uliczne i publiczne egzekucje. Chciał za to obwinić podziemie i pokazać, iż o ile ludność cywilna przestanie ich wspierać i zacznie współpracować z okupantem, wydając m.in. członków podziemia, wtedy łapanki i egzekucje ustaną
– opowiadał PAP historyk, pracownik Muzeum Niepodległości, Robert Hasselbusch.
– Postanowiłem, iż Kutschera musi za wszelką cenę zginąć
– wspominał później gen. Tadeusz Komorowski „Bór”.
Kierownictwo Walki Podziemnej wydało na zbrodniarza wyrok śmierci. Jego wykonanie powierzono płk. Augustowi Emilowi Fieldorfowi „Nilowi”, szefowi Kedywu Komendy Głównej AK. Zapadła decyzja, iż akcję przeprowadzi 1. pluton oddziału dywersyjnego „Pegaz”, dowodzony przez Bronisława Pietraszewicza „Lota”.
– Rozpracowanie go trwało ok. 40 dni. Ustalono, iż zamieszkuje w willi w al. Róż i codziennie rano o 9 wyjeżdża do swojej siedziby w al. Ujazdowskich. Podziemie zdecydowało by zamach zorganizować przy tej okazji, przed siedzibą dowódcy SS i policji dystryktu warszawskiego, gdzie urzędował. Akcja odbyła się więc w samej 'jaskini lwa’
– podkreślił Hasselbusch.
Obserwacja wykazała, iż krótki odcinek z miejsca zamieszkania przy alei Róż do siedziby dowództwa SS i policji przy Alejach Ujazdowskich Kutschera regularnie pokonuje około 9.00 rano samochodem. Gdy we wtorek 1 lutego wyszedł z domu kilka minut po dziewiątej, w gotowości do akcji był już dwunastoosobowy zespół „Pegaza”, podzielony na cztery grupy. Za sygnalizację odpowiadały Elżbieta Dziębowska „Dewajtis”, Maria Stypułkowska-Chojecka „Kama” i Hanna Szarzyńska-Rewska „Hanka”. Wyrok mieli wykonać wspomniany Pietraszewicz „Lot” oraz Zdzisław Poradzki „Kruszynka”. Ubezpieczali ich Zbigniew Gęsicki „Juno”, Henryk Humięcki „Olbrzym”, Stanisław Huskowski „Ali” i Marian Senger „Cichy”. Funkcję kierowców pełnili zaś Bronisław Hellwig „Bruno”, Michał Issajewicz „Miś” (dołączył on także do wykonawców wyroku) i Kazimierz Sott „Sokół”.
Cała akcja – przeprowadzona w biały dzień, w sercu niemieckiej dzielnicy policyjnej – trwała zaledwie sto sekund. Kutschera zgodnie z planem został zastrzelony w samochodzie. Po stronie niemieckiej zginęły tego dnia prawdopodobnie jeszcze cztery osoby. Ciężko ranni „Lot” i „Cichy” zmarli później w warszawskich szpitalach. „Juno” i „Sokół” na moście Kierbedzia natknęli się na niemiecką blokadę i po nierównej walce skoczyli do Wisły, gdzie dosięgły ich kule.
Niemcy urządzili Kutscherze uroczysty pogrzeb i odpowiedzieli na jego śmierć surowymi represjami. Tylko 2 lutego 1944 r. zamordowali w Warszawie 300 Polaków. niedługo jednak niemiecki terror w mieście zelżał – i z nową siłą wybuchł dopiero w czasie Powstania Warszawskiego.
– W wyniku tej akcji nie tylko zlikwidowano 'kata Warszawy’, ale również, jak pisano w podziemnych meldunkach, strach wśród okupantów sięgnął zenitu. Ponieważ wcześniej likwidowano różnych oprawców, ale o niższych rangach, a tutaj został zlikwidowany generał SS, czyli osoba z samego szczytu. Więc skoro podziemie go zlikwidowało to nikt z okupacyjnych władz nie mógł się czuć bezpieczny. Okupantowi nie udało się też wbić klina pomiędzy ludność cywilną a podziemie. Skończyły się mające wywoływać psychologiczny efekt terroru publiczne egzekucje, wciąż się oczywiście odbywały, ale w ruinach getta
– dodał Hasselbusch.
Niemcy w odwecie za zabicie Kutschery nałożyli na Warszawę 100 mln zł kontrybucji, a dzień po zamachu, 2 lutego 1944 r. w al. Ujazdowskich 21, w pobliżu miejsca przeprowadzenia akcji, rozstrzelali 100 zakładników. Była to jedna z ostatnich publicznych egzekucji przed wybuchem Powstania Warszawskiego.