Wielka reforma armii gen. Wiesława Kukuły. Od mieszania herbata nie robi się słodsza

news.5v.pl 2 tygodni temu

Wojna w Ukrainie uświadomiła wojskowym, iż przyszły konflikt będzie wymagał ogromnego wysiłku całego społeczeństwa. Znaczenie ma też liczebność armii. Świetnie wyszkoleni zawodowcy to za mało. Wojsko musi mieć zastępy rezerwistów, którzy w razie potrzeby ruszą na front.

Rezerwę buduje się zaś z osób, które złożyły przysięgę i przeszły przeszkolenie wojskowe. Do 2010 r. stały napływ rezerwistów gwarantowała obowiązkowa zasadnicza służba wojskowa. Ostatni poborowi polskie koszary opuścili jednak w 2009 r. i formalnie od 1 stycznia 2010 r. pobór został zawieszony. W tamtym czasie wojsko odstąpiło również o masowych wezwań rezerwistów na obowiązkowe ćwiczenia.

Kto się boi poboru

Rezerwuar żołnierzy rezerwy, po których mogłaby sięgnąć armia, zaczął się gwałtownie kurczyć. Dowódcy widzieli problem, jednak dla polityków temat powrotu do armii z poboru, czy choćby obowiązkowych szkoleń rezerwy, był gorącym kartoflem, który mógł zniechęcić wyborców do głosowania na partię, która by to zaproponowała.

Mijały lata, a temat szkolenia rezerw był coraz głębiej chowany pod dywan. Problemów nie próbowano rozwiązać nawet, gdy „zielone ludziki” zjawiły się na Krymie i w Sewastopolu, a zaraz potem Rosja zajęła te tereny. Sprawy nie podniesiono, choćby gdy w 2014 r. wybuchła rosyjsko-ukraińska wojna na Donbasie. Wojsko co prawda ruszyło wówczas z ćwiczeniami rezerwistów, ale z roku na roku było ich coraz mniej.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Jak Kaczyński stworzył rezerwę pasywną i aktywną

Kolejną datą graniczną była pełnoskalowa napaść Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 r. Wojsko obudziło się wtedy z letargu. W sztabach uświadomiono sobie, iż polska armia w obliczu ewentualnego ataku jest nieprzygotowana. Problemów jest cała masa. Jednym z najbardziej palących okazał się właśnie brak przeszkolonych rezerwistów.

Poprzedni rząd w trybie ekspresowym zaczął pracować nad zmianami legislacyjnymi w obszarze obronności. Tak powstała ustawa o obronie Ojczyzny, firmowana przez byłego wicepremiera do spraw bezpieczeństwa Jarosława Kaczyńskiego i byłego ministra obrony Mariusza Błaszczaka. Ustawa zbiera wszystkie uwarunkowania związane z wojskiem w jednym miejscu. Ma sporo wad wynikających przede wszystkim z tego, iż wojsko jej nie konsultowało. przez cały czas brakuje też wielu rozporządzeń do tej ustawy.

Jednak to właśnie ten dokument powołał do życia tzw. rezerwę pasywną i rezerwę aktywną. Wcześniej rezerwa była jedna. Do tej grupy trafiali zarówno ci, którzy przeszli kwalifikację wojskową, ale nie odbyli przeszkolenia wojskowego i nie złożyli przysięgi, jak i ci, którzy z wojskiem mieli do czynienia: byli wojskowi, ochotnicy po służbie przygotowawczej, żołnierze Narodowych Sił Rezerwowych.

Czym są rezerwa pasywna i aktywna

Zgodnie z ustawą o obronie Ojczyzny, pasywną rezerwę tworzą:

  • osoby, które przeszły kwalifikację wojskową, czyli mają określoną kategorię umiejętności służby wojskowej, ale nie odbyli czynnej służby wojskowej i nie złożyli przysięgi
  • osoby, które mają jakikolwiek kurs wojskowy, np. dwutygodniowy w WOT, lub miesięczny w dobrowolnej zasadniczej służbie wojskowej, ale nie złożyły przysięgi wojskowej,
  • osoby, które złożyły przysięgę wojskową, mają uregulowany stosunek do służby wojskowej, nie pełnią innego rodzaju służby wojskowej i nie są zainteresowane służbą w wojsku

Osoby takie mogą być powoływane na stosunkowo krótkie ćwiczenia rezerwy.

Do rezerwy aktywnej trafią zaś wszyscy ci, którzy złożyli przysięgę wojskową, nie pełnią innego rodzaju służby, nie ukończyli 55 roku życia, a w przypadku osób posiadających stopień podoficerski lub oficerski – 63 roku życia i złożą deklarację, iż chcą się w takiej rezerwie znaleźć. Do aktywnej rezerwy mogą więc trafić np. byli żołnierze, emerytowani żołnierze (o ile nie przekroczą limitu wieku), osoby po służbie przygotowawczej, a także byli żołnierze WOT i absolwenci programu przeszkolenia wojskowego „Legia Akademicka”.

Służba w rezerwie aktywnej pełniona jest na podstawie powołania na czas nieokreślony. I wiąże się z częstszymi szkoleniami. Żołnierz rezerwy, w przeciwieństwie do rezerwisty pasywnego musi stawić się w koszarach na co najmniej dwa dni w czasie wolnym od pracy raz na kwartał oraz jednorazowo na 14 dni co najmniej raz na trzy lata. Służba ta może być też pełniona w trybie natychmiastowego stawiennictwa.

Bumble Dee / Shutterstock

Założenie słuszne – reszta, jak zwykle

Wróćmy teraz do zapowiedzi szefa sztabu, gen. Wiesława Kukuły. — Chcemy przenieść punkt ciężkości z rezerwy pasywnej na rezerwę aktywną, która jest trwale związana z jednostkami wojskowymi, bierze udział w ich życiu, wiąże ze służbą wojskową na długie lata. Upodmiotowienie rezerwy będzie się też wiązać ze zmianą jakości szkolenia i dostępem do wyposażenia. W najbliższych dwóch, trzech latach zajdą w tym względzie potężne zmiany – podkreślił szef sztabu w Polskim Radiu 24.

Założenie słuszne – problem tkwi jednak w szczegółach. Skoro do tej pory przeszkolone osoby wolały pozostawać w rezerwie pasywnej, to jak szef sztabu chce je nakłonić do przejścia do rezerwy aktywnej?

Znowu sięgamy po wypowiedź generała. — Musimy zmienić myślenie, zbudować strategię służby powszechnej, która wyrówna wszystkie formy służby wojskowej. Doprowadzić do tego, iż żołnierze rezerwy staną się podmiotem, wejdą do liczebności Sił Zbrojnych, będą wyposażeni jak żołnierze zawodowi, szkoleni na tych samych kursach, włącznie ze studiami generalskimi — zapowiedział.

Co zatem armia robiła przez ostatnie dwa lata, od kiedy obowiązuje ustawa o obronie Ojczyzny? Ze słów szefa sztabu wynika, iż niewiele. Począwszy od truizmów o „zmianie myślenia”, „budowie strategii służby powszechnej”, do faktu, iż szef sztabu generalnego przyznał, iż przez te lata żołnierze aktywnej rezerwy nie stali się podmiotem dla sił zbrojnych, nie mają należytego wyposażenia, nie są szkoleni jak żołnierze zawodowi.

Clou wypowiedzi generała zamyka się jednak w czymś innym – otóż tzw. wielka reforma ma polegać na tym, iż żołnierzy aktywnej rezerwy wojsko włączy do stanu liczebności armii. Słupki i statystyki na papierze poszybują w górę, ale czy rzeczywiście coś się zmieni, o ile chodzi o sprawność naszych sił zbrojnych? Obawiamy się, iż niewiele.

Mistrz słowa tłumaczy rzeczywistość

Radek Pietruszka / PAP

Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesław Kukuła

Gen. Kukuła jest znany z mistrzowskiego posługiwania się słowem. Tłumaczy cywilom i politykom rzeczywistość w taki sposób, by była miła dla ucha i nie powodowała napięć. Wojskowi, którzy go słuchają, dobrze jednak wiedzą, iż to jest tylko sprytna retoryka, a od samego mieszania herbata nie staje się słodsza.

W gabinetach sztabowych temat braku przeszkolonych rezerwistów staje się dziś numerem jeden. Nie ma jednak odważnych, którzy są gotowi poświęcić swoją karierę i przedstawić politykom rzeczywistość taką, jaką ona jest naprawdę. Z tych samych powodów boją się też podać im rozwiązanie, czyli powrót do zasadniczej służby wojskowej.

Tego tematu, jak diabeł wody święconej boją się jednak politycy każdej opcji, dlatego wolą słuchać takich wojskowych, jak gen. Wiesław Kukuła, który zamiast obstawać przy wzywaniu ludzi na obowiązkowe szkolenia wojskowe, będzie mówił, iż należy ich „nakłonić do przejścia do rezerwy aktywnej” i jeszcze twierdzić, iż sztab generalny szykuje wielką reformę.

Idź do oryginalnego materiału