Władimir Putin naraził Rosję na najgorszy rodzaj upadku. „Nie ma absolutnie nic do zaoferowania”

news.5v.pl 5 godzin temu

Minęło 25 lat od przejęcia władzy w Rosji przez Władimira Putina. Objął on władzę po traumie wywołanej ustąpieniem ze stanowiska Michaiła Gorbaczowa, co spowodowało upadek Związku Radzieckiego oraz po pijackiej anarchii Borysa Jelcyna, która groziła rozpadem Rosji.

Nie przystąpił jednak do demokratycznej reorganizacji tego chaosu i rozkładu — i to był jego największy błąd.

Zamiast tego zaczął „budować” silne scentralizowane państwo. Aby utrzymać wewnętrzną jedność i ożywić swój wielkomocarstwowy status, zniósł wybory gubernatorów na poziomie lokalnym, podzielił Rosję na odizolowane lenna, krwawo stłumił czeczeński opór, ustanowił klientelistyczną strukturę, regulowany pluralizm polityczny i kapitalizm państwowo-oligarchiczny. Cały tak stworzony model państwowy próbował spoić jakąś ideologią odwołującą się do jedności narodowej.

Jego patriotyzm jest wyraźnie narodowo-konserwatywny — opiera się na legendarnej „wyjątkowości” rosyjskiej historii, tradycji i prawosławia oraz na eksponowaniu dumy narodowej. Kilka lat temu Angela Merkel po rozmowach z Putinem z zaskoczeniem stwierdziła, iż mentalnie tkwi on w XIX w.

W pewnym sensie to prawda. Dużo energii poświęca na ukonstytuowaniu narodu rosyjskiego — a więc na zadanie, które inne grupy etniczne wykonały po upadku Związku Radzieckiego. Rosja podjęła jednak rewolucyjno-awanturniczą próbę przywrócenia „sowieckiej tożsamości”. I owszem, Putin może tchnąć w nas XIX w. — ale z ogromnym arsenałem broni nuklearnej.

Państwo totalne i przywódca

Kwestią czasu było, jak połączenie oligarchicznego kapitalizmu, etatyzmu i nacjonalizmu przekształci się w imperializm. Putin wykorzystał tę okazję. Jego manifest z grudnia 2012 r. był ideologicznie przełomowy.

— Jedność, integralność i suwerenność Rosji są bezwarunkowe — powiedział wówczas. Dodał, iż tej zasadzie muszą podporządkować się wszystkie instytucje kraju.

Contributor / Contributor / Getty Images

Władimir Putin obok oficerów w Wielkim Pałacu Kremlowskim, 12 czerwca 2024 r.

Nacjonalizm jest nieodłącznie związany z państwem, a ono staje się niekwestionowanym reprezentantem interesu narodowego — to koncepcja „państwa totalnego”, jaką znamy z etapu wczesnego włoskiego faszyzmu. Coraz bardziej ucieleśnieniem państwa staje się Putin.

Nawiasem mówiąc, wydaje się, iż brakuje mu czegoś, co było ważnym elementem państw faszystowskich — sił zbrojnych rządzącej partii Jedna Rosja, tak jak mieli je Mussolini czy Hitler. Putin jednak ich nie potrzebuje — ma do cały kompletny aparat służb bezpieczeństwa i wywiadu.

Geopolityka niekorzystna dla Rosji

Imperializm jest zawsze ekspansjonistyczny, to jego istota. Putin chciałby przywrócić imperium na miarę imperium sowieckiego i bez wątpienia byłby zadowolony, gdyby rosyjska strefa wpływów obejmowała byłe państwa Układu Warszawskiego. Istnieje jednak poważna przeszkoda na tej drodze — i nie jest nią NATO, a Unia Europejska. Nie zapominajmy, iż NATO jest traktatową organizacją obronną, która wciąż znajduje się pod parasolem i batutą Stanów Zjednoczonych.

UE jest jednak tworem, który ze względu na swoje standardy społeczno-gospodarcze oraz gwarancję poszanowania suwerenności innych państw usuwa europejskie państwa byłego Związku Radzieckiego ze strefy wpływów Rosji. Prawie wszystkie konflikty między nimi a Rosją były wynikiem, bezpośrednio lub pośrednio, podpisania przez nie różnych umów gospodarczych z Unią Europejską.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Umowy oddalały te kraje (Mołdawię, Ukrainę, Gruzję, potencjalnie Białoruś, Armenię, Azerbejdżan) od strefy bezpośredniego oddziaływania Rosji. Co więcej, pokazały, jak niewielkie perspektywy ma projekt Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej Putina.

Traktaty z UE i ewentualne rozpoczęcie procesów stowarzyszeniowych zdecydowanie zmieniły geopolitykę Europy Wschodniej i Kaukazu Południowego na niekorzyść Rosji. Rosja nie miała żadnych narzędzi, by konkurować z europejską miękką siłą. Jej jedynym atutem jest siła militarna i zasoby energetyczne. Wszystkie „kolorowe rewolucje” w tych krajach realizowane są pod sztandarem Unii Europejskiej.

Interwencja i manipulacja

Odwiedziłem prawdopodobnie wszystkie kraje, które zdaniem Rosji znajdują się w jej strefie interesów (z wyjątkiem Mołdawii). Rozmawiałem z najwyższymi przedstawicielami tych państw, w tym z tymi, którzy „oficjalnie” są prorosyjscy. W rozmowach wszyscy oni priorytetowo traktowali współpracę gospodarczą z UE i europejską perspektywę rozwoju.

Żaden z tych polityków nie chciał uzależniać swojego kraju od Rosji. Wielu z nich opowiedziało mi również o działaniach rosyjskich władz i — co najgorsze — o sposobach, dzięki których rosyjska oligarchia podzieliła terytoria w tych krajach.

Jest to zarówno zabawne, jak i upokarzające dla tych krajów, gdy ich pragnienie i walka o europejską przyszłość są interpretowane przez (nie)udanego premiera Słowacji jako „ingerencja” UE. Paradoks i cynizm tej interpretacji polega na tym, iż UE nie potrzebuje „ingerencji” ani manipulacji — społeczeństwa tych państw same chcą dołączyć do unijnjej wspólnoty. Rosja z kolei nie ma absolutnie nic, co mogłaby im zaoferować, co uczyniłoby ją atrakcyjną w ich oczach.

Upadek wolności

Odrzucając drogę demokratyzacji i stawiając na wielkomocarstwowy nacjonalizm, Putin naraził Rosję na najgorszy rodzaj upadku — nie tylko społeczno-gospodarczy, ale także w sferze wartości. Merkel była optymistką, gdy mówiła, iż Putin myśli kategoriami XIX w.

W rzeczywistości bliżej mu w kwestii poglądów do pierwszej połowy XX w. Sięga bowiem po liczne narzędzia nacjonalizmu — wewnętrznie ogranicza swobody polityczne i obywatelskie do minimum, a na zewnątrz prowadzi wojnę z sąsiadem. Jego pozycja wyraźnie słabnie, głównie dlatego, iż przegrywa na wszystkich frontach. Tym bardziej będzie uzurpatorsko szukał sukcesu w Ukrainie.

Jest jednak jasne, iż i tam mu się to nie uda. Może zdobyć kawałek terytorium, ale nic więcej, a więc w oczach świata pozostanie co najwyżej „drobnym złodziejaszkiem”. I to tylko pod warunkiem, iż pomoże mu inny „drobny złodziejaszek”, który chciałby zająć Grenlandię, Kanał Panamski lub Kanadę.

Idź do oryginalnego materiału