Otwieram spotkanie Ekskursyjno-Dyskusyjnego Klubu Książki, poświęcone książkom pomagającym zrozumieć tę wojnę. Na początek proponuję „Czarne złoto” Karoliny Bacy-Pogorzelskiej i Michała Potockiego.
Jak wynika z posłowia, autorzy ukończyli pracę w lutym 2020, czyli w Ostatnim Normalnym Miesiącu. Wojny ani pandemii w tej książce nie ma, za to jest interesujący rozdział profetyczny, z którego wynika, iż prezydentura Zełeńskiego wymusi JAKĄŚ radykalną zmianę związaną z Donbasem, ale „w jej początkowej fazie nie sposób ocenić, który scenariusz się spełni”.
Książka jest w lekturze ciężka i nieprzystępna i gdyby nie wojna, nie przebrnąłbym do końca. Autorzy przywalają nas dziesiątkami nazwisk i nazw typu „Wniesztorgserwis”, wpadają też w liczne dygresje, które są ciekawe, ale oddalają nas od głównego tematu.
Głównym tematem jest przecież Donbas i sieć korupcyjnych powiązań, za sprawą których tamtejszy antracyt, mimo sankcji i embarga, jest kupowany w Polsce, na Zachodzie, w Turcji itd. Zamiast się tego trzymać, autorzy dorzucają nam np. rozdział o historii Wałbrzycha (że też antracyt).
Czytana dziś, ta książka pomaga zrozumieć „na cholerę to było Putinowi”. Zaznaczę jednak, iż przedstawię raczej swoją interpretację, niż słowa autorów.
Rosja od 30 lat odbudowuje swoje imperium poprzez tworzenie kleptokratycznych niby-państw, istniejących wyłącznie dzięki obecności rosyjskiej armii, która utrzymuje na tronie jakiegoś lokalnego bandziora, namaszczonego przez Kreml na namiestnika prowincji. Prototypem było Naddniestrze.
Donbas różni się od tych wszystkich Osetii, Czeczenii i Karabachów tym, iż nie trzeba do niego dopłacać. Gdyby się udały pierwotne plany Striełkowa i Zacharczenki z 2014 roku i separatyści oderwaliby od Ukrainy Mariupol, Charków i Odessę, powstałaby machina mogąca finansować tworzenie kolejnych „republik ludowych”, na przykład w Estonii czy Kazachstanie.
Udało się połowicznie, czy choćby ćwiartkowicznie. Przejęli tylko część kopalń, ale żadnego portu. ORDŁO (tak to nazywają Ukraińcy) stało się tworem dochodowym, ale nie samowystarczalnym.
Do mniej więcej 2017 w separatystycznych republikach trwały walki o władzę między fanatykami a kleptokratami. Wśród założycieli ORDŁO miała wtedy miejsce seria zamachów, zgonów i ucieczek. Kleptokraci wygrali.
W początkowym okresie doniecki antracyt przekraczał linię frontu na pełnym legalu. Ukraina miała wiele elektrociepłowni, przystosowanych wyłącznie do spalania donieckiego antracytu – nie mogli tego paliwa niczym zastąpić bez przebudowania pieca.
Prowadziło to do paradoksalnej sytuacji. Doniecki biznes płacił ukraińskiemu państwu podatki i jednocześnie haracze władzom ORDŁO, finansując obie strony wojny.
Po zamachach z 2017 lokalni kleptokraci pogonili ukraińskiego oligarchę Rinata Achmetowa i położyli łapę na przemytniczym biznesie. Dzielili się na cztery rywalizujące gangi, których moskiewskimi kryszami były: wywiad cywilny, wywiad wojskowy, resorty gospodarcze i otoczenie Putina, ze szczególnym uwzględnieniem Władisława Surkowa, bliskiego doradcy Putina, będącego prawdopodobnie pomysłodawcą operacji donieckiej.
Ukraina tymczasem zmodernizowała swoje elektrownie i już nie potrzebowała antracytu. W 2017 zaczęło się coś w rodzaju blokady ORDŁO (nadal dziurawej). Kleptokraci tworzyli mechanizmy omijania sankcji z wykorzystaniem innych niby-państw.
Rosja do niedawna nie uznawała DRL i ŁRL, ale uznawała Osetię Południową, która z kolei uznawała DRL i ŁRL. Przez kilka lat pośredniczenie w przepływach finansowych było więc podstawą „gospodarki” Osetii (która ma 70 tysięcy mieszkańców).
Prezydent Poroszenko przymykał na to oko. Zełensky zapowiadał zerwanie z tym. To dlatego autorzy kończą książkę proroczą sugestią, iż jego prezydentura musi doprowadzić do jakiejś radykalnej przemiany.
Dopowiem możliwy dalszy ciąg wydarzeń. Pandemia sprawiła, iż Putin słuchał już tylko bardzo nielicznych doradców, wśród których na pewno był Surkow.
Cała ta potworna wojna może być po prostu monstrualną konsekwencją rozgrywek między donieckimi gangami, które z kolei mają swoje wtyki w Moskwie. Uznanie DNL i ŁRŁ na przykład z dnia na dzień przekreśliło „biznes” osetyńskich prowizji (i pewnie dlatego Osetia od razu poprosiła o wcielenie do Rosji).
Skoro różne gangi kleptokratów mają krysze w różnych filarach państwa rosyjskiego, to by tłumaczyło, dlaczego np. wywiad cywilny zdaje się nie wspierać wywiadu wojskowego. Po prostu od wyniku tej wojny zależy to, kto położy łapę na Donbasie.
Gdyby się udał pierwotny plan i rosyjska flaga załopotała nad Kijowem jeszcze w lutym – Surkow stałby się najbogatszym człowiekiem w Rosji. Zamiast na liście Forbesa, wylądował jednak w areszcie, prawdopodobnie dlatego, iż Putin się poczuł oszukany.
Sukces Surkowa oznaczałby porażkę tych kleptokratów, którzy mieli kryszę w FSB. Dla nich najlepszym rozwiązaniem („FSB positive”) byłoby przejście tej wojny w „low intensity conflict”, jak prognozował Awal.
Ludzie z FSB mają najwięcej know-how w produkowaniu przykrywkowych papierów dla omijania sankcji. Zbyt duży sukces militarny byłby porażką dla ich kleptokratów. Może więc celowo karmili Surkowa błędnymi raportami, żeby go wprowadzić na minę?
Z plotek z Rosji wynika, iż Putin zaczął też czystkę wśród ludzi wywiadu i generalicji. Jedyną grupą podwładnych, którzy mu raportują jakieś sukcesy, są ludzie odpowiedzialni za gospodarkę – którym faktycznie póki co udaje się minimalizować skutki sankcji.
Skoro autorzy „Czarnego złota” wymieniają te resorty jako jedną z krysz dla donieckich gangów – to pewnie im Putin najchętniej oddałby ten antracyt, razem z niewolniczą siłą roboczą. Tylko czy będzie mógł narzucić swoje warunki pokoju?
Gdy myślimy o warunakach pokoju, musimy pytać nie tylko „jak Putin mógłby uratować twarz?”, ale też „jak zachować nielegalne dochody donieckich kleptokratów”. Z książki wynika, iż oni już w 2019 mieli w Moskwie taką pozycję, iż trudno powiedzieć, czy to Rosja podbiła Donbas, czy Donbas Rosję.
A wy jakie lektury polecacie?