Władysław Jacenko: W związku z trwającymi rozmowami pokojowymi, niektórzy mogą odnieść wrażenie, iż wojna zbliża się ku końcowi. W mediach pojawiają się choćby konkretne daty - mówi się, iż do Wielkanocy ogień ma zostać wstrzymany. Jednak mało który z Ukraińców w to wierzy. Jak Pan ocenia aktualną sytuację na froncie?
Iwan Stupak: Nie mam wątpliwości - na froncie nie widać końca wojny. Sytuacja pozostaje bez zmian, walki toczą się nieprzerwanie. Owszem, w sferze politycznej widać pewien ruch: realizowane są spotkania, prowadzone są rozmowy, rozpoczęły się pewne procesy. Nie wszystkie przynoszą konkretne rezultaty.
REKLAMA
Niestety, rzeczywistość na linii frontu rządzi się własnymi prawami. Tam nie widać żadnych oznak zbliżającego się rozejmu. Walki realizowane są non stop. Dla Kremla rozmowy pokojowe to jedynie narzędzie gry na czas. Rosja chce kontynuować wojnę tak długo, jak tylko będzie to możliwe. Dopiero gdy obie strony znajdą się w tzw. "patowej sytuacji", gdzie żadna z nich nie będzie w stanie przełamać linii frontu - wtedy będzie można mówić o realnych negocjacjach pokojowych.
Zobacz wideo Efekty rozmowy Trump-Putin, czyli Putin rozgrywa Trumpa
Jaka jest w tej chwili sytuacja na kierunku pokrowskim? Wcześniej pojawiały się głosy, iż Rosja lada moment może go całkowicie przejąć, ale z najnowszych doniesień wynika, iż Ukraina odnosi tam sukcesy. Jak to wygląda z Pana perspektywy?
Rosyjska ofensywa na tym kierunku została skutecznie zatrzymana - i mówię to bez żadnej przesady. Biorąc pod uwagę tempo rosyjskich działań z początku 2024 roku, spodziewaliśmy się, iż już we wrześniu czy październiku dojdzie do bezpośrednich walk o Pokrowsk. Tymczasem ofensywa utknęła. Rosjanie stoją w miejscu - zdobywają co najwyżej pojedyncze ulice w niektórych wsiach.
Kluczowa trasa Pokrowsk-Pawłohrad, niezbędna zarówno do zaopatrzenia, jak i ewakuacji rannych czy ludności cywilnej, wciąż pozostaje pod ukraińską kontrolą. Choć rejon ten jest stale monitorowany przez rosyjskie drony i bardzo niebezpieczny, to Rosjanom nie udało się jej przeciąć. Co więcej, w ostatnim czasie udało się choćby odbić kilka wiosek. Łącznie odzyskaliśmy sześć kilometrów kwadratowych - to może wydawać się niewiele, ale trzeba pamiętać, iż Rosjanie prowadzą tam ofensywę od października 2023 roku. W tym kontekście każdy odzyskany kilometr to sukces.
Warto też spojrzeć na liczby - w marcu Rosja zdobyła zaledwie 133 kilometry kwadratowe terenu. To najmniejszy przyrost od czterech miesięcy i wyraźny sygnał, iż ich ofensywa słabnie.
Coraz częściej mówi się o możliwej nowej rosyjskiej ofensywie - pojawiają się sygnały o zagrożeniu m.in. w obwodach zaporoskim, sumskim i charkowskim. Czy rzeczywiście taki scenariusz jest realny?
jeżeli spojrzymy na sytuację chłodnym okiem, to dziś nie ma twardych, zweryfikowanych danych, które potwierdzałyby przygotowania Kremla do wielkiej ofensywy. Owszem, pojawiają się wypowiedzi polityków i wojskowych, są publikacje. Brakuje odniesień do informacji wywiadowczych z Zachodu, które potwierdzałyby masowe przemieszczanie wojsk czy techniki. Nie ma żadnych doniesień o koncentracji sił pod Uralem, w Nowosybirsku czy o setkach tysięcy żołnierzy gromadzących się na Krymie.
Z tego, co obserwuję, o ile ofensywa rzeczywiście nastąpi, to raczej w ograniczonym zakresie - na wybranych kierunkach, a nie wzdłuż całej linii frontu. Możliwe są próby natarcia w rejonie Sum, Charkowa, Kupiańska czy Łymanu - tam Rosjanie mogą szukać słabszych punktów w naszej obronie. Ale na zmasowane, szerokie uderzenie na całym froncie nie widzę w tej chwili realnych możliwości.
Czy można zatem powiedzieć, iż rosyjska armia jest już wyczerpana? I co to oznacza dla roku 2025 - czy Rosja pozostało w stanie prowadzić ofensywę na wielu kierunkach jednocześnie?
Nie sądzę. Uważam, iż w obecnym stanie Rosja nie ma już potencjału do jednoczesnych działań ofensywnych na kilku kierunkach. Spodziewam się raczej punktowych, ograniczonych uderzeń.
Co ciekawe, coraz częściej to sami Rosjanie zaczynają publicznie twierdzić, iż to... Ukraina szykuje się do ofensywy. Widziałem ich przekazy, według których rzekomo przygotowaliśmy do natarcia kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy. Nie wiem, skąd oni wzięli te liczby.
Skoro Rosja nie szykuje się w tej chwili do wielkiej ofensywy, to jak wytłumaczyć ogłoszenie największego od lat poboru do wojska w Federacji Rosyjskiej? Co kryje się za tą decyzją?
Wbrew pozorom, ogłoszenie poboru nie musi oznaczać żadnego przełomu. W Rosji to standardowa procedura - odbywa się dwa razy do roku. choćby w 2022 roku, tuż po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji, w kwietniu ogłoszono wiosenny pobór. Warto jednak pamiętać o różnicy między planem a jego realizacją. Dobrze pamiętam tamten przypadek - faktycznie Rosjanom udało się powołać nie 134 tys., a około 90 tys. ludzi. Co działo się w kolejnych latach - trudno powiedzieć z taką samą precyzją, ale ta dysproporcja dobrze pokazuje, iż ogłoszone liczby nie zawsze mają wiele wspólnego z rzeczywistością.
Dziś mówi się o 160 tysiącach poborowych - jaka logika za tym stoi, trudno ocenić. Część z nich rzeczywiście trafia do struktur wojskowych i bierze udział w działaniach wojennych, ale raczej nie na pierwszą linię frontu. Zajmują się np. ochroną granic czy zabezpieczaniem zaplecza, dzięki czemu można przesunąć zawodowych żołnierzy na bardziej wymagające odcinki.
Jednocześnie Kreml robi wszystko, by jak najszybciej skłonić poborowych do podpisania kontraktów. Zmieniono prawo - dziś można to zrobić niemal natychmiast po wcieleniu do armii. Kiedy tylko poborowy podpisze kontrakt - staje się już pełnoprawnym żołnierzem zawodowym. I wtedy władze nie mają żadnych skrupułów, by wysłać go na linię frontu. Taka jest logika tego systemu.
Czy Rosja może spróbować zdobyć jeszcze jakieś terytoria, by poprawić swoją pozycję negocjacyjną?
Szczerze mówiąc, tego nie da się precyzyjnie przewidzieć. Możemy spekulować, iż Rosja będzie kontynuować natarcie na Pokrowsk, ale nie wiemy, jakie zasoby pozostają jej do dyspozycji. Możliwe, iż już tam się wypaliła albo rosyjskie dowództwo po prostu straciło wiarę w dalsze postępy i zdecyduje się na zmianę kierunku ofensywy.
Na pewno będą uwzględniać swoje strategiczne cele, ale jednocześnie analizować sytuację po stronie ukraińskiej. jeżeli zauważą, iż na jakimś odcinku mamy silną obronę, mogą postanowić unikać atakowania tego miejsca. Z kolei, gdy natrafią na słabiej broniony fragment, mogą spróbować przełamać naszą linię obrony i posunąć się do przodu.