Szansa, iż odpowiedź Izraela będzie na tyle skalibrowana, iż nie doprowadzi do regionalizacji konfliktu jest minimalna. Iran mógłby w takiej sytuacji zbagatelizować taki atak jako nieszkodliwy (bez względu na faktyczne jego skutki) i wrócić do uderzeń przy pomocy proxy, w szczególności przerzucania przez Irak i Syrię wsparcia dla Hezbollahu. Jednocześnie dalej oczekiwałby na wybory prezydenckie w USA, mając nadzieję na zwycięstwo Kamali Harris i zawarcie na początku nowego roku dealu w sprawie reaktywacji JCPOA, zniesienia sankcji i daleko idącej deeskalacji w regionie. Iran utrzymałby swoje wpływy w Libanie, Iraku, Syrii i Jemenie, a Izrael kontynuowałby normalizację ze światem arabskim w ramach Porozumień Abrahamowych. Tak mogłoby być ale niestety tak najprawdopodobniej nie będzie.