Najnowsza operacja ochronna ma charakter wielowarstwowy i angażuje liczne formacje odpowiedzialne za stabilność kraju. Mimo to w przestrzeni publicznej najczęściej powtarzane pytanie brzmi inaczej: czy oznacza to pojawienie się żołnierzy w przestrzeni miejskiej i codziennym otoczeniu mieszkańców? Aby to zrozumieć, trzeba przyjrzeć się bliżej założeniom działań, które właśnie weszły w życie.
Nowa operacja wojskowa i strategiczne cele państwa
Zastosowane rozwiązania to odpowiedź na konkretne incydenty o charakterze sabotażu, które pokazały, iż zagrożenie bezpieczeństwa infrastrukturalnego nie jest już abstrakcją. W ramach operacji przygotowano poważne zasoby, które mogą być uruchamiane zależnie od sytuacji. Minister kierujący resortem obrony podkreślił skalę zaangażowania – Przeznaczamy do tej operacji do 10 tys. żołnierzy. To jest jedna z największych i kolejna po »Bezpiecznym Podlasiu«, »Straży Warty Wschodniej« oraz działaniach na Bałtyku operacja.
Założenia operacji zostały precyzyjnie przedstawione przez gen. Wiesława Kukułę kierującego Sztabem Generalnym, który wskazał cztery najważniejsze zadania: wsparcie służb MSWiA, przeciwdziałanie sabotażowi, ograniczenie swobody dywersantów oraz zaangażowanie obywateli w obserwację otoczenia.
To fundamenty działań, które mają zwiększyć odporność państwa na zagrożenia hybrydowe.
Czy żołnierze pojawią się w miastach? Wyjaśnienie nieporozumień
W sieci gwałtownie pojawiły się interpretacje sugerujące, iż operacja doprowadzi do masowego rozmieszczenia wojska wzdłuż torów, na dworcach czy w obiektach komercyjnych. Tymczasem płk Marek Pietrzak, rzecznik Sztabu Generalnego, stanowczo prostuje te wyobrażenia:
– Zwracam uwagę, iż chodzi o liczbę »do« 10 tys. żołnierzy. To nie znaczy, iż oni wszyscy ruszą do akcji w jednym momencie. Naszym celem nie jest zadysponowanie 10 tys. żołnierzy, żeby chodzili wzdłuż torów i patrzyli, czy coś złego się nie dzieje.
Wyjaśnia on również, iż operacja ma charakter punktowy, a udział wojska uzależniony jest od rodzaju i miejsca zgłoszonego zagrożenia. To formacje cywilne, a nie armia, są odpowiedzialne za analizę sytuacji i to one decydują o konieczności skierowania wsparcia wojskowego.
– Będziemy działali na wezwanie tych służb adekwatnie do zagrożeń. (…) Patrzmy więc na tę akcję przez pryzmat punktowego działania tam, gdzie jest zagrożenie.
Infrastruktura krytyczna i stopień alarmowy
Jednym z priorytetów jest zabezpieczenie obszarów objętych stopniem alarmowym CHARLIE. Oznacza to wzmożoną ochronę miejsc związanych z funkcjonowaniem państwa – takich jak rafinerie, obiekty energetyczne, węzły kolejowe czy zbiorniki paliw.
Jak wyjaśnia rzecznik Sztabu Generalnego:
– Musimy definiować te obszary, które są najbardziej krytyczne (…) także w wymiarze bezpieczeństwa transportów wsparcia dla Ukrainy.
To właśnie analiza ryzyka, a nie stałe patrole, decyduje o tym, gdzie w danym momencie pojawi się armia.
Możliwa obecność wojska w miejscach publicznych
Jeśli służby bezpieczeństwa zidentyfikują zagrożenie w okolicach dużych zgromadzeń ludzi, wojsko może zostać tam skierowane. Przykład proponowany przez płk. Pietrzaka obrazuje to najlepiej:
– Wyobraźmy sobie taką sytuację, iż adwersarz przygotowuje jakieś uderzenie na, dajmy na to, jarmark bożonarodzeniowy i służby identyfikują takie zagrożenie. (…) Wtedy rzeczywiście może pojawić się tam wojsko.
Takie działanie byłoby jednak reakcją na konkretny sygnał, a nie standardową obecnością w miejscach publicznych. Liczba żołnierzy zmieniać się będzie dynamicznie: jednego dnia może wynosić 300, a innego 3 tys.
Decyzje o wysłaniu wojska nie należą do żołnierzy
Szczególnie ważna jest zasada, iż wojsko nie wybiera obiektów do ochrony. Za ocenę zagrożeń odpowiadają służby cywilne, które mają wgląd w dane operacyjne. To one decydują, gdzie potrzebne jest wsparcie wojska.
Jak zaznacza płk Pietrzak:
– To nie wojsko będzie wybierało sobie obiekty do ochrony, ale właśnie służby, które mają najlepsze rozeznanie.
Wsparcie wojskowe często będzie niewidoczne – mogą to być drony, śmigłowce, ukryte punkty obserwacyjne lub zaawansowane systemy rozpoznawcze.
Zaangażowanie obywateli jako klucz operacji
Najważniejszym elementem operacji – co podkreśla rzecznik Sztabu Generalnego – jest rola obywateli. To oni mogą zgłaszać podejrzane zachowania i reagować na niepokojące zdarzenia.
– W tej operacji nie jest najważniejsza ta liczba 10 tys. żołnierzy, tylko kilkudziesięciu milionów obywateli naszego kraju.
– Oczy i uszy naszego obywatela powinny być także takimi naszymi radarami.
W przygotowaniu znajduje się aplikacja umożliwiająca zgłaszanie potencjalnych zagrożeń. Do czasu jej uruchomienia wszelkie sygnały należy kierować na policję lub pod numer 112.
Policja zarządza operacją, służby specjalne analizują zagrożenia
Mechanizm dowodzenia jest jasny – to policja koordynuje działania i decyduje, czy i gdzie potrzebne jest wsparcie wojska. Rzeczniczka MSWiA Karolina Gałecka potwierdza:
– To policja koordynuje akcję i to ona decyduje, na którym obszarze trzeba wzmocnić kontrolę (…) To policja ocenia, jakie środki osobowe są potrzebne w danym miejscu i wnioskuje o to do wojska.
Służby specjalne – w tym ABW i SKW – prowadzą jednocześnie własne działania operacyjno-rozpoznawcze. Jak podkreśla ich przedstawiciel Jacek Dobrzyński:
– W ramach tej akcji służby specjalne prowadzą działania kontrwywiadowcze i operacyjno-rozpoznawcze.
Co doprowadziło do uruchomienia operacji? Realne akty sabotażu
Bezpośrednim powodem rozpoczęcia działań były dwa poważne incydenty: wysadzenie fragmentu toru przez dwóch Ukraińców współpracujących z rosyjskimi służbami oraz uszkodzenie około 60 metrów trakcji kolejowej w okolicach miejscowości Gołąb, gdzie pociąg przewożący 475 pasażerów musiał nagle wyhamować.












