Kto dla Rosji jest wrogiem numer 1? Oczywiście Rosjanie są przekonani, iż źródłem wszystkich problemów w świecie są Stany Zjednoczone Ameryki i to ten kraj jest dla nich głównym wrogiem. Ale nie sam kraj jako taki, tylko system światowy zbudowany przez ten kraj. Rosjanie nie widzą problemu z istnieniem USA, o ile tylko ten kraj podzieli z nimi świat w stylu konferencji jałtańskiej i nie będzie się mieszał do rosyjskiej strefy wpływów.
Kim wobec tego dla Rosjan jest wróg numer 2? Ktoś może pomyśleć, iż najbardziej groźnym dla Rosji wrogiem w Europie jest Ukraina. Byłoby to logiczne, skoro z tym właśnie krajem Rosja toczy ciężką wojnę ponosząc duże straty. Ale tak nie jest. W moim odczuciu to jest ważna dla zrozumienia kwestia. UKRAINA NIE JEST DLA ROSJI PRAWDZIWYM WROGIEM. Ukraińcy nie są prawdziwym narodem, a Ukraina nie jest prawdziwym państwem. Wobec tego oni nie uważają Ukrainy za wroga, tylko za część siebie samych. To jest część Rosji okłamana i przeżarta zachodnią propagandą, którą USA obrócilo przeciwko Rosji. To są dla Rosjan w zasadzie separatyści. I oni nie mogą uznać Ukraińców za swoich wrogów, ponieważ wtedy posypie się cała ich imperialna koncepcja. W ich mniemaniu oznaczałoby to zrzeczenie się w dużej mierze praw do Ukrainy. Wobec tego ceną porażki dla Ukrainy nie jest utrata jakiego terytorium, czy zmiana władzy na prorosyjską. Cena jest o wiele wyższa – likwidacja państwa i asymilacja narodu. Być może nie od razu, być może w kilku etapach, ale nie ma wątpliwości, iż w planach rosyjskich i Ukrainę i Białoruś czeka rosyjska asymilacja.
Jeżeli Ukraina w tej sytuacji nie jest realnym wrogiem Rosji, TO POLSKA TYM WROGIEM JEST. I nie tylko jest dla niej wrogiem, ale i jest uważana za głównego przeciwnika, który musi zostać pokonany dla zrealizowania swoich szerszych planów w Europie. Polska jest postrzegana jako kraj – agent USA w Europie, który jak wielki kamień na drodze, musi zostać usunięty, by otworzyć swobodę przejazdu ze wschodu na zachód. Ani Finlandia, ani kraje Bałtyckie, ani Rumunia nie pełnią takiej roli w rosyjskim odbiorze. Także wrogiem numer 2 dla Rosji niewątpliwie jest Polska. I to jest prawdziwy wróg w odróżnieniu od Ukrainy. Jest prawdziwy w tym sensie, iż Rosjanie uznają Polaków za odrębny naród z odrębną kulturą i tożsamością. Wobec tego i rosyjskie cele w stosunku do Polski są inne, niż te które stawiają sobie w wojnie z Ukraina. Polska, której chcą Rosjanie, musi być krajem zmarginalizowanym. Krajem z ograniczoną suwerennością. Krajem podatnym na wpływ przede wszystkim ze strony rosyjskiej. Krajem, w którym Rosja miałaby swój udział w decyzjach strategicznych. To w sumie nic nowego. Tak już było wielokrotnie w historii Polski i Rosjanie po prostu dążą do powrotu do tych „pięknych czasów”, kiedy Polska siedziała cicho i nie przeszkadzała. I nic nie jest w stanie zmienić tych celów rosyjskich wobec Polski, oprócz dobrowolnego poddania się Polski tym żądaniom ( co właśnie proponują politycy „antywojenni” w Polsce ).
Wcale nie uważam, iż Rosji uda się zrealizować swoje plany wobec nie tylko Polski, ale i Ukrainy, a tym bardziej całej Europy. Ale nie miejmy złudzeń, choćby o ile im to się nie uda, to bez wątpienia spróbują zrealizować ten swój cel. A Polska poniesie koszty przeciwdziałania rosyjskim wysiłkom. My wszyscy poniesiemy te koszty. Im słabsza jest Ukraina, tym więcej zasobów Rosja ma możliwość skierować przeciwko nam. A Ukraina, która przegrywa wojnę, wcześniej czy później wzmocni swoimi zasobami Rosję i stanie się zagrożeniem dla nas, a nie sojusznikiem. Nie stanie się żadnym państwem neutralnym z niewyznaczonym statusem. Nie ma czegoś takiego w tej części świata. Na dłuższą metę, o ile Ukraina nie dołącza do świata zachodu i nie staje się naszym sojusznikiem – będzie dodatkowym zagrożeniem dla nas. I wtedy koszty przeciwdziałania rosyjskiej polityce dla nas wywindują w górę. Będą wielokrotnie wyższe od tych, które w tej chwili uważamy za wysokie. I jeszcze nie mówię wcale o sytuacji realnej wojny z Rosją. W odróżnieniu od polskich ekspertów, rosyjscy stratedzy nie uważają, iż członkostwo państw bałtyckich czy Polski w Unii Europejskiej i NATO jest dla nich problemem i przeszkodą. Oni uważają, iż świat czeka okres destabilizacji i konfliktów w różnych częściach globu. Uważają, iż trzeba się nie śpieszyć tylko spokojnie się przygotowywać militaryzując gospodarkę i zwiększając systematycznie produkcję wojskową. Oni chcą dalej inwestować w podziały na zachodzie i oczekują wygranej Trumpa, Le Pen, partii AFD. Rosjanie wspierają te siły polityczne nie dlatego, iż są prorosyjskie, a bardziej dlatego, iż uważają iż te siły niosą ze sobą destabilizację i rozpad struktur zachodnich. Oni również jawnie dążą do rozdmuchania większej ilości konfliktów na świecie i uważają, iż wszystkie te działania razem otworzą dla nich w końcu okienko możliwości, które pozwoli rozwiązać problem Ukrainy i państw Bałtyckich, i również problem Polski. Problem, który uważają za jeden z kluczowych dla siebie.
Niestety w polskich dyskusjach publicznych na ten temat często obserwuję daleko idące uproszczenia. Albo mamy poglądy w stylu – „pomagamy Ukrainie za wszelką cenę, bo ona nas broni” albo „Jesteśmy w odróżnieniu od Ukrainy w EU i NATO i nic nam nie grozi. Mamy komfort, a Ukraina jest niewdzięczna i broni tylko siebie”. Każda skrajna opinia, moim zdaniem, nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Brakuje chłodnego pragmatycznego spojrzenia skupionego na strategicznej perspektywie. Swoich partykularnych interesów gospodarczych w stosunkach z sąsiadami trzeba bronić, bo to nie tylko kwestia stanu naszej gospodarki, ale i kwestia budowania nastrojów polskiej opinii publicznej, która wpływa na rozkład polityczny. To albo rozszerza, albo zawęża pole manewru dla elit politycznych. Nie można po prostu pozwalać tym sytuacjom konfliktowym toczyć się samowolnie i chaotycznie. Trzeba w sposób pragmatyczny i zaplanowany bronić swoich interesów. Ale zarazem nie można mieć złudzeń, iż w strategicznej perspektywie Rosja stanowi całkiem wymierne zagrożenie dla Polski i jest krajem, który gra często na tym polu, gdzie Polska jest mało aktywna. Trochę ponad naszymi głowami. My nie przeciwdziałamy Rosji na tym poziomie, na którym ona stara się w nas uderzać oddziałując na cały obóz zachodni. Nie można po prostu polegać na tym, iż członkostwo w zachodnich strukturach nas ochroni, więc możemy się skoncentrować na wojnie handlowej z sąsiadami za cenę strategicznej współpracy z tymi sąsiadami. o ile my w ten sposób osłabiamy przeciwników Rosji, którzy teraz koncentrują na sobie jej uwagę, to jest duże ryzyko, iż zyskując 5 zł dzisiaj, jutro stracimy o ile nie cały swój portfel, to przynajmniej będziemy zmuszeni oddać duży procent swego dobrobytu na rzecz chamskiego pana ze wschodu. Potrzebujemy jasnego i pragmatycznego spojrzenia na ten konflikt i wyznaczenia jasnej hierarchii interesów. Musimy przestać grać kwestiami bezpieczeństwa na rzecz punktów poparcia w polityce wewnętrznej. W końcu musimy wypracować jasny plan, w jaki sposób chcemy przeciwdziałać rosyjskim ambicjom w naszym regionie i szerzej w Europie. Nic podobnego w tej chwili nie mamy. Mamy tylko wyniosłe słowa i chaotyczne działania w różnych kierunkach. o ile nic z tym nie zrobimy – obniżymy mocno swoje szanse na sukces i zwiększymy szanse innych graczy, którzy są zdolni do budowania strategicznych planów i je zbudują dla naszego regionu zamiast nas. A później je zrealizują dla nas. I dobrze o ile to będzie jakiś amerykański czy francuski plan. A może też być rosyjski, albo rosyjsko-francuski na przykład.
Obrazek niżej przedsawia cytat wypowiedzi rzecznika prezydenta Rosji – Pana Pieskowa na temat stosunków polsko-rosyjskich z wiosny tego roku. Wypowiedż brzmiała następująco „Polska prawie zawsze była albo wrogiem Rosji albo była jej częścią”
Mikołaj Susujew
Autorska publicystyka na tematy polityczne i militarne. Pogląd Ukraińca ponad 15 lat mieszkającego w Polsce na stosunki międzynarodowe w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.