Wspomnienia sprzed 80 lat. Historia wkroczenia wojsk polskich i radzieckich do Kamienia Pomorskiego

kamienskie.info 5 godzin temu
Zdjęcie: FB_IMG_1741768119478


W szkole w marcu 1945 roku stacjonowała jednosta artylerii. Przed wojną znajdowała się szkoła Domschule, w tej chwili Szkoła Podstawowa nr 1

Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej rozpoczęło publikację wspomnień byłego mieszkańca Kamienia Pomorskiego (niem. Cammin), który opisuje wydarzenia sprzed 80 lat związane z wkroczeniem wojsk polskich i radzieckich do miasta. Są to wspomnienia wówczas 16-letniego chłopca Heinza Grotzke.

Ostatnie godziny w Cammin
4 marca 1945 roku wydano rozkaz ewakuacji miasta.

Mój ojciec pracował jako kierowca w browarze Voerkeliusa. W ostatnich latach zaopatrywał okoliczne miasta i wsie w piwo, przewożąc je ciężarówką napędzaną gazem drzewnym. Gdy ogłoszono nakaz ewakuacji, pozwolono mu zabrać rodzinę – żonę i czwórkę dzieci – i wyjechać na Zachód. Ja, jako najstarszy syn, mając zaledwie szesnaście lat, musiałem zostać w Cammin, by pomóc w obronie miasta.

Byłem dowódcą małej grupy pilotów i jedynym, który zdał już wszystkie egzaminy szybowcowe – ostatni w grudniu 1944 roku, w odległym Lęborku, niedaleko Gdańska.
Z daleka dochodziły już odgłosy walk, a miasto wypełniali żołnierze SS, którzy w radosnym nastroju oczekiwali na nadejście wroga.

Po wyjeździe mojej rodziny i większości mieszkańców ulice opustoszały. W naszym domu pozostała starsza, samotna kobieta, która zrezygnowała z ucieczki ze względu na swój wiek. Starsze dziewczęta z BDM, podobnie jak ich sąsiadki z naprzeciwka, również musiały zostać – spodziewano się, iż mogą być potrzebne jako pielęgniarki.
Po południu nasza grupa została umundurowana, uzbrojona i przeszkolona w zakresie obrony miasta. Jako wyszkolony strzelec wyborowy otrzymałem karabin automatyczny z magazynkiem na dziesięć nabojów oraz zapasowy magazynek i dodatkową amunicję – łącznie około stu sztuk. Inni mieli tylko Panzerfausty. Moim zadaniem było osłanianie ich ogniem karabinu podczas ataku. jeżeli skończyłaby się amunicja, należało ją uzupełnić w budynku przy Friedrichstrasse, po prawej stronie bramy wejściowej. Sklep tekstylny przy Domstrasse został przeznaczony na szpital wojskowy. Moje stanowisko znajdowało się przy ulicy Hindenburga, naprzeciwko zapory przeciwczołgowej pod mostem kolejowym na Treptower Chaussee, przed rzeźnią. Dźwięk syren miał oznaczać atak i natychmiastowe zajęcie pozycji. Główne siły obronne miasta stanowili członkowie jednostki artylerii morskiej, która od lat stacjonowała w szkole podstawowej naprzeciwko Kleisthaus. Dowódcą miasta był Korvettenkapitän Prinz zu Schaumburg-Uppe, który oczekiwał od nas obrony do samego końca. Kapitulacja nie była brana pod uwagę. Większość ludzi uciekła, wielu drogą morską przez Zatokę.
Wieczorem nad miastem zapanowała cisza – złowieszcza zapowiedź nadchodzącej burzy. Zjadłem kilka kromek chleba i położyłem się wcześniej spać w pokoju rodziców, zamiast na poddaszu. Nasz dom przy Breite Straße znajdował się na rogu Carpinstraße. Ponieważ teraz to ja byłem za niego odpowiedzialny, zamknąłem drzwi na noc.
W wiadomościach podano informację o zbliżających się wojskach wroga. Półprzytomny usłyszałem nagle pukanie do drzwi. W ciszy rozpoznałem swoje imię. Otworzyłem i zobaczyłem Gerdę, dziewczynę mieszkającą po drugiej stronie ulicy. Nie znałem jej dobrze, ale kojarzyłem jej siostrę, która była w moim wieku i już wcześniej uciekła.

Niegdyś znajdował się tu most kolejowy przy Treptower Chaussee. To tutaj miał stanowisko ogniowe mlody Heinz

– Boję się zostać sama – powiedziała cicho. – Czy mogę do ciebie przyjść?

Serce zaczęło mi bić szybciej, a twarz zrobiła się czerwona. Nigdy wcześniej żadna dziewczyna nie zadała mi takiego pytania. Kiwnąłem głową i zamknąłem za nią drzwi. Gerda już jadła, więc jedyne, co mogła zrobić, to położyć się spać. Bałem się nadchodzących godzin.

Już kiedyś pocałowałem śliczną uchodźczynię z Prus Wschodnich, ale nigdy wcześniej nie byłem z dziewczyną w łóżku. Gerda, przerażona, przytuliła się do mnie. Prawie nie zmrużyliśmy oka, przewracając się z boku na bok aż do świtu. Potem musiała iść do pracy, a ja – jako członek obrony miasta – zmierzyć się z tym, co miało nadejść.

Kolejne odcinki tych wspomnień będą ukazywać się w cyklu tygodniowym – w każdą środę.

Idź do oryginalnego materiału