Wspomnienia sprzed 80 lat. Historia wkroczenia wojsk polskich i radzieckich do Kamienia Pomorskiego cz.2

kamienskie.info 4 godzin temu
Zdjęcie: Stary_Rynek_985746_Fotopolska-Eu


Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej prezentuje kolejny odcinek wspomnień Heinza Grotzke, wówczas 16-letniego chłopca, który opisuje osobiste wydarzenia ze zdobycia miasta przez wojska polskie i radzieckie w marcu 1945 roku.

Następnego dnia rano, 5 marca, pojawiła się wieść, iż wróg się zbliża. Przeszedłem obok uzdrowiska, żeby obejrzeć zaporę przeciwczołgową pod mostem kolejowym. Wyglądała na solidną i na pewno wytrzymałaby atak. Koledzy otrzymali jednak rozkaz, aby w razie ataku zająć pozycję po lewej stronie zagłębienia przed nasypem kolejowym, prawdopodobnie w celu ostrzeliwania czołgów, które mogłyby się tamtędy przedrzeć.

Wróciłem do domu, żeby coś zjeść. Musiała być około godziny 14:00, gdy zaczęły wyć syreny. Niedługo potem usłyszałem strzały. Wziąłem karabin i amunicję, po czym udałem się na wyznaczone stanowisko. Wyglądało na to, iż atak na zaporę jeszcze nie nastąpił. Jednak słyszałem dźwięk silników Diesla i terkot gąsienic – czołgi musiały dotrzeć do rzeźni i próbowały dostać się na nasyp kolejowy.

Zatem atak nastąpił od strony Treptower Chaussee. Nagle zobaczyłem także postacie w futrzanych czapkach poruszające się po torach nad ulicą, za domami. Schroniłem się za narożnym budynkiem przy Hindenburg-Straße, wycelowałem w przemieszczających się Rosjan i oddałem kilka strzałów. Zniknęli za budynkiem. Pomyślałem, iż mógłbym przedostać się przez ulicę i wejść do jednego z domów, skąd miałbym lepszy widok na tory. Uznałem jednak, iż to zbyt niebezpieczne – czołg mógł w każdej chwili obrócić dom w gruzy. Zostałem więc pod jego osłoną i strzelałem tylko wtedy, gdy widziałem ruch.

Nagle usłyszałem wystrzał granatu przeciwpancernego, a zaraz potem głośny krzyk dochodzący z przeciwległego dołu. Czołg, ustawiony po lewej stronie torów, dostrzegł żołnierzy uzbrojonych w granaty przeciwpancerne i otworzył do nich ogień. Widziałem ludzi uciekających w stronę solanki. Wiedziałem, iż mój szkolny kolega, Herbert Brückner, został tam wysłany. Później dowiedziałem się, iż podczas tego pierwszego starcia stracił obie nogi.

Po tej wymianie ognia zapadła cisza. Przyglądałem się torom kolejowym za domami, gdzie zawsze stacjonowały wojska i czołgi. Znów ruszyły naprzód. Dobra widoczność między budynkami pozwalała mi oddawać krótkie strzały i chować się za osłoną. Nagle zobaczyłem dwóch uzbrojonych Rosjan zmierzających w stronę stacji. Strzeliłem do drugiego z nich i ku mojemu przerażeniu pocisk spowodował eksplozję – obaj żołnierze zniknęli. Musiałem trafić w amunicję.

Pozostałem na stanowisku aż do wczesnego wieczora, ale gdy skończyła mi się amunicja, musiałem się wycofać. Uświadomiłem sobie, iż przez te wszystkie godziny byłem skrajnie spięty – po oddaniu kilku strzałów od razu wyjmowałem magazynek i napełniałem go nowymi nabojami, tak by zawsze mieć pełne dziesięć strzałów. Nikt wcześniej mnie tego nie nauczył, ale instynktownie traktowałem to jako zabezpieczenie.

Hałas wokół dworca kolejowego nie ustawał, natomiast w moim schronieniu przy solankowym uzdrowisku panowała względna cisza. Wyruszyłem na poszukiwanie nowej amunicji, licząc, iż obszar wokół Bautor nie został jeszcze zajęty. Przeszedłem obok katedry, potem ulicą Domstraße, mijając szpital. Wszedłem sprawdzić, czy Herbert Brückner został przyjęty. W środku paliły się tylko świeca i lampa – wyglądało na to, iż elektrownia została już zniszczona. Słyszałem słabe jęki rannych, ale kilka widziałem. Nie chciałem przeszkadzać nielicznym sanitariuszom i lekarzom, którzy pracowali przy rannych. Z ponurymi myślami opuściłem budynek i ruszyłem dalej przez rynek, w kierunku bramy Bautor.

Gdy dotarłem do składu amunicji, okazało się, iż drzwi są otwarte. W środku ktoś już szukał naboi pasujących do swojego kalibru. W pomieszczeniu piętrzyły się skrzynie z bronią i amunicją, więc teoretycznie znalezienie odpowiednich naboi nie powinno sprawić trudności. Ale wiecie co? Nie mogłem znaleźć ani magazynków, ani naboi pasujących do mojego karabinu.

Zapytałem mężczyznę, co powinienem zrobić. Odparł, iż wszędzie leżą karabiny i mogę wybrać sobie dowolny. Większość była dość krótka i wydawała się poręczna. Powiedział, iż to zdobyczne rosyjskie karabiny. Obok leżały stosy amunicji, w tym naboje z kolorowymi oznaczeniami.

– To naboje smugowe – wyjaśnił.
– Strzelają jak inne? – zapytałem.
– Oczywiście!

Spodobał mi się pomysł zobaczenia, dokąd poleci pocisk, więc zabrałem torbę pełną amunicji smugowej i wybrałem krótki rosyjski karabin. Zrobiło się już ciemno. Kiedy wróciłem na rynek, przestraszyłem się umundurowanych postaci – przez chwilę myślałem, iż Rosjanie już zajęli miasto. Ku mojemu przerażeniu gwałtownie zorientowałem się, iż to niemieccy żołnierze. Z drugiej strony bałem się, iż Rosjanie mogą mnie zaskoczyć w każdej chwili.

Patrzyłem jak zahipnotyzowany – słyszałem huk dział czołgowych, krótkie serie z pistoletów maszynowych, widziałem czerwone, rozświetlone niebo i byłem zdumiony obrońcami, którzy nonszalancko pili z ukradzionych butelek. Nie tak wyobrażałem sobie wojnę.

Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej

Idź do oryginalnego materiału