Podczas piątkowego (7 marca) wystąpienia w Sejmie Donald Tusk ogłosił, iż rząd pracuje nad przygotowaniem szkoleń wojskowych "na wielką skalę" dla wszystkich dorosłego mężczyzny. Podkreślał, iż muszą one stać się "zwyczajem, oczywistą tradycją". Później w rozmowie z mediami wyjaśnił, iż szkolenia nie byłyby obowiązkowe, ale stosowano by zachęty, "które powodują, iż mężczyźni decydują się na coroczne szkolenie". Tłumaczył to także Cezary Tomczyk w rozmowie z Polsat News. Wiceszef MON zaznaczył, iż szkolenia będą "dobrowolne, ale powszechne". - Nie planujemy odwieszenia poboru, ale chcemy, aby każdy Polak i każda Polka mieli możliwość przejścia przeszkolenia wojskowego w różnych formach - mówił. Niemniej jednak sama zapowiedź wystarczyła, aby w Polsce znów rozgorzała dyskusja o tym, czy zasadnicza służba wojskowa powinna być przywrócona. Zapytaliśmy o to generała Romana Polko.
REKLAMA
Zobacz wideo istotny apel Kosiniaka-Kamysza w Sejmie. Bezpieczeństwo Polski zagrożone?
Powrót zasadniczej służby wojskowej nie byłby prosty. Jest inna możliwość
- Nie ma możliwości technicznej, aby zasadnicza służba wojskowa działała - podkreślił generał. - Aby miała ona sens, to musi być przede wszystkim odpowiednia infrastruktura, odpowiednie przygotowanie, a tego wszystkiego w tej chwili nie ma. Trzeba by było to zbudować - wyjaśnił. Dodał również, iż w przeszłości zasadnicza służba wojskowa borykała się z "wieloma różnego rodzaju patologiami".
- najważniejsze jest, aby wykorzystać ten potencjał dobrowolny. Czyli taki potencjał dobrowolnego przeszkolenia wojskowego, budowania rezerw. Zarówno w ramach dobrowolnej służby wojskowej, formacji pokroju Wojsk Obrony Terytorialnej, jak i powszechnego przeszkolenia obronnego - powiedział gen. Polko. Wskazał też, iż możliwy pozostało inny kierunek. - Mógłby nim być selektywny pobór, polegający na tym, iż wojsko szuka ekspertów w deficytowych specjalizacjach, których im brakuje, i takich ludzi powołuje. Mamy dużą informatyzację, automatyzację pola walki, a brakuje ekspertów w tej dziedzinie - wyjaśnił. - Warto byłoby przemyśleć tę kwestię, aby ekspertów w tych dziedzinach w jakiś sposób skłonić, zwerbować tak, aby oni te cenne, unikatowe umiejętności przydające się na współczesnym polu walki też w jakiś sposób spożytkowali dla dobra ojczyzny - dodał.
Podkreślił, iż wiele wojskowych specjalizacji pokrywa się z tymi cywilnymi. - Wojsko potrzebuje informatyków, pielęgniarek, specjalistów od walki informacyjnej, kierowców wysokiej klasy, logistyków. Przecież te specjalności są w cywilu, tylko trzeba je przenieść do wojska - powiedział.
Szkolenia wojskowe dla wszystkich? Gen. Polko: Brzmi dobrze, ale pytanie, kogo i do czego chcemy szkolić
Według byłego dowódcy GROM-u informacja o szkoleniach była przekazana niewystarczająco precyzyjnie. - Brzmi dobrze propagandowo, brzmi dobrze choćby wykonawczo. Tylko kogo i do czego chcemy szkolić? Widzę, iż już choćby eksperci się w tym gubią. Pytanie brzmi: czy szkolimy rezerwistów dla armii, czy po prostu szkolimy ludzi, aby potrafili się zachować w ramach struktur obrony cywilnej na wypadek sytuacji kryzysowych - powiedział. - jeżeli natomiast popatrzymy na to, tak jak pewnie większość ludzi, to takie powszechne przeszkolenie wojskowe nie jest aż tak skomplikowane, aby nie dało się tego zrealizować - stwierdził. Uściślił, iż ma na myśli tu chociażby podstawowe techniki działania: poruszanie się w terenie, wykorzystywanie warunków terenowych, jak się zachować w przypadku zagrożenia w mieście, organizowanie działań partyzanckich czy jak używać podstawowego uzbrojenia.
- Takie szkolenie musi być jednak realizowane na podstawie przygotowanych baz, infrastruktury, w tym chociażby strzelnic. Ludzie, którzy wezmą w nim udział, muszą mieć poczucie, iż to szkolenie jest potrzebne, jest pożyteczne i nie zmarnowało ich czasu - dodał. - Najpierw trzeba zbudować system, programy szkoleniowe, przygotować infrastrukturę, a dopiero później zacząć wdrażać ten system tak, aby nie budził wątpliwości - podkreślił. Aby zobrazować to, jakie mogą pojawić się problemy przy szkoleniach, powołał się na własne doświadczenie. - Ściągnięto rezerwistów na szkolenie, a ja miałem być dowódcą grupy specjalnej. Tyle tylko, iż moi żołnierze nie mieli choćby butów. Dostali gumofilce, bo mundurów zabrakło. Zresztą broń też nie każdy dostał - opowiedział.
- To nie tak, iż chcę krytykować premiera. Rzucił pomysł. Ma takie prawo. Zresztą tak, jak powiedział - do końca roku ma to zostać opracowane - stwierdził. - Teraz oczekuję, aby doszło do tych przygotowań. Tylko tak, żeby to było dobrze przygotowane. Nie mogą tego robić wojska operacyjne, bo one muszą się same szkolić. Trzeba stworzyć jednostki rezerwowe, bataliony i ośrodki szkoleniowe. Tak, aby to było zrobione z głową - podsumował.