

13 marca opublikowaliśmy w Onecie artykuł pt. Ujawniamy: Atak seksualny dowódcy na żołnierkę. „Jestem nachalny”, „Pragnę”, „Dokończymy”. Opisaliśmy w nim historię znajomości dowódcy 14 Zachodniopomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej z szeregową A., która miała się zakończyć atakiem seksualnym na nią. Historia została opatrzona bogatym materiałem dowodowym w postaci cytatów ze screenów rozmów oraz nagrań.
Cztery dni po naszej publikacji podczas swojej konferencji prasowej w odpowiedzi na pytanie dziennikarki Polsatu do sprawy odniósł się minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz. Dobrze, iż sprawę skomentował wysoki urzędnik rządowy, ponieważ taka wypowiedź nadaje wagi problemowi, który ma destrukcyjny wpływ na całą polską armię. Wystąpienie ministra wymaga jednak poważnego doprecyzowania.
Jak to było naprawdę
Zacznijmy od twardych faktów. W pierwszej części swojej wypowiedzi minister Kosiniak-Kamysz mówi: „Po pierwsze, natychmiastowe wyjaśnienie sprawy, powiadomiona żandarmeria, powiadomiona prokuratura, tu nie ma i nie może być mowy o żadnej zwłoce. Zostało to natychmiast po powzięciu informacji powiadomione, dlatego są prowadzone czynności w tej sprawie, odsunięcie od pełnienia obowiązków i utrata tak naprawdę tej funkcji”.
Z wypowiedzi tej jasno wynika, iż wojskowe organy natychmiast zareagowały na doniesienie kobiety do Żandarmerii Wojskowej, na skutek czego dowódca został odsunięty od pełnienia obowiązków. Nie tak to wyglądało.
6 grudnia 2024 r. szeregowa A. złożyła doniesienie w jednostce Żandarmerii Wojskowej w Trzebiatowie w sprawie ataku seksualnego ze strony dowódcy 14 brygady.
Niedługo potem dowódca faktycznie zniknął z jednostki, ale nie z powodu odsunięcia go od obowiązków, ale dlatego, iż udał się na urlop, a następnie był na zwolnieniu lekarskim. Już wtedy otrzymywaliśmy sygnały, iż wojsko gra na przeczekanie i dowódca niedługo wróci do pełnienia swoich obowiązków. Czekaliśmy na moment powrotu, aby sprawdzić, iż te sygnały się sprawdzą. Sprawdziły się.
3 marca dowódca wrócił do pełnienia swoich obowiązków w brygadzie.
6 marca wieczorem, tuż przed weekendem, wysłaliśmy do Dowództwa Wojsko Obrony Terytorialnej 29 szczegółowych pytań w jego sprawie.
10 marca oficer został odsunięty od obowiązków służbowych i przeniesiony do rezerwy. W tej sprawie, jak często bywa, wojsko zadziałało dopiero w reakcji na pytania mediów.
Bagatelizowanie problemu
W drugiej części swojej wypowiedzi minister obrony narodowej powiedział: „Bardzo bym prosił, aby pojedynczych przypadków nie uogólniać do 200 tysięcy żołnierzy Wojska Polskiego, bo szacunek do munduru to jest coś, co nas łączy. W każdej grupie społecznej zdarzają się czarne owce, wśród polityków, wśród lekarzy, wśród osób pełniących zawód zaufania publicznego, wśród księży, nie ma środowiska wolnego od tego i trzeba wyłapywać czarne owce i je ukarać, a nie obciążać za ich winy wszystkich, którzy są uczciwi”.
Bardzo dalecy jesteśmy od uogólniania pojedynczych przypadków do 200 tys. żołnierzy Wojska Polskiego. Natomiast uważamy, iż mówiąc o jakichś pojedynczych „czarnych owcach” minister bagatelizuje poważną patologię w armii. Chodzi o to, iż wojsko boryka się z systemowym problemem wykorzystywania na różne sposoby zwierzchności służbowej przez wyższych oficerów, którego ogromna większość z owych 200 tys. żołnierzy jest ofiarami.
Problemem wykorzystywania nadrzędności służbowej w wojsku zajmujemy się co najmniej od 2017 r., kiedy opisaliśmy mobbing i molestowanie seksualne w Żandarmerii Wojskowej. To, co wówczas wydawało nam się prostą historią zmierzającą do jasnego sądowego werdyktu, przerodziło się w zmasowany atak całej wojskowej formacji na dwie kobiety, ofiary mobbingu i molestowania. Wobec tych dwóch kobiet wytoczono wówczas cały apart dochodzeniowy, który zwykle stosuje się wobec najcięższych przestępców – włącznie z czynnościami operacyjno-rozpoznawczymi oraz systemu Pegasus.
W wojsku dochodzi do wykorzystywania nadrzędności służbowej, a kiedy takie przypadki jak szer. A. wychodzą na jaw, w pierwszym odruchu próbuje się zamieść je pod dywan. Problem ten dotyczy zresztą nie tylko wojska, ale wszystkich służb mundurowych. Pod koniec 2022 r. fundacja #SayStop opublikowała raport, z którego wynikało, iż w ciągu ostatniej dekady do wszystkich służb mundurowych wpłynęło łącznie 525 skarg dotyczących mobbingu, dyskryminacji i molestowania. Jedynie pięć z nich uznano za uzasadnione.
Zderzenie z feudalnymi relacjami
Jaki jest tego efekt? Do wojska garnie się wielu ludzi o wysokich kompetencjach – informatycy, inżynierowie, łącznościowcy etc., słowem przedstawiciele wszystkich tych profesji, które dla wojska są bezcenne. Ludzie ci często przychodzą do wojska z cywilnych przedsiębiorstw, gdzie panują wysokie standardy dotyczące etyki pracy. Ci, którzy mają szczęście trafić na rozsądnych dowódców, wnoszą bezcenną wartość dla bezpieczeństwa naszego kraju. Wielu innych, którzy w swoich jednostkach zderzają się z feudalnymi relacjami, po prostu odchodzi. To pozostawia naszą armię z ogromnym niedoborem specjalistów.
Droga z województwa zachodniopomorskiego, w którym opisaliśmy aferę z atakiem seksualnym, do ministerstwa obrony w Warszawie jest długa. Podejrzewamy, iż do ministra nie docierają wszystkie informacje z tamtej, jak i z innych jednostek. Stąd, jak nam się wydaje, brak precyzji w wypowiedzi ministra i bagatelizowanie systemowego problemu.
A przecież w samej 14 Zachodniopomorskiej Brygadzie Obrony Terytorialnej kłopotów jest znacznie więcej niż ten jeden, który opisaliśmy. Pytanie – czy minister prędzej dowie się o tych pozostałych od podległych mu ludzi, czy z kolejnych publikacji medialnych.