„Wyrzut sumienia kulturalnego świata”: lewica w obronie niepodległej Gruzji

krytykapolityczna.pl 6 miesięcy temu

Belgijski minister sprawiedliwości Emile Vandervelde, który we wrześniu 1920 roku odwiedził Gruzję wraz z delegacją socjalistów z Europy Zachodniej, w jednym z wystąpień mówił:

„Tam, w Sowieckiej Rosji, pod czerwonym sztandarem odbywa się gnębienie myśli i wolności. Tu, w Gruzji, czerwony proletariacki sztandar powiewa nad istotną wolnością i radosnym socjalizmem. Zobaczyliśmy wasze góry, poczuliśmy wasze słońce i zrozumieliśmy, iż wasz kraj jest symbolem słonecznego socjalistycznego ustroju”.

Pełne patosu słowa oddawały rzeczywisty zachwyt nad tym, co ujrzeli socjaliści w tym kaukaskim kraju, dopiero co wyzwolonym spod carskiego jarzma.

Republika Gruzji rządzona była przez miejscowych mienszewików, którzy w demokratycznych wyborach uzyskali ponad 80 proc. poparcia. Dzięki zdobytemu w ten sposób społecznemu mandatowi mogli oni wdrożyć imponująco szeroki program refom, mający prowadzić do zbudowania ustroju socjalistycznego. Ustanowiono 48-godzinny tydzień pracy i obowiązkowy arbitraż w konfliktach pracodawców z pracownikami, rozpoczęto nacjonalizację wielkiej własności obszarniczej i przekazywanie ziemi w ręce chłopów, wprowadzono bezpłatną i obowiązkową edukację, zadeklarowano rozdział Kościoła od państwa, a także zagwarantowano równość wszystkich obywateli bez względu na narodowość, płeć czy wyznanie.

Najdoskonalszy socjalizm w Europie

Socjalistyczny duch tej społecznej przebudowy podkreślany był przez powiewające na ulicach czerwone sztandary i portrety Karola Marksa, wiszące w budynkach publicznych. Jesienią 1920 roku międzynarodowa delegacja socjalistów opuściła Gruzję zdumiona i zafascynowana obrazem młodego państwa. „Oni stworzyli najdoskonalszy socjalizm w Europie” – przekonywała uczestniczka wyprawy, działaczka brytyjskiej Partii Pracy Ethel Snowden.

Informacje płynące z Kaukazu robiły duże wrażenie także na socjalistach polskich. „Po nocy niewoli Gruzja proklamowała, iż żyje, iż chce żyć socjalistycznie, i od razu zaczęła żyć pod kierunkiem najlepszych synów swoich” – pisał jeden z działaczy PPS Stanisław Posner. „Socjaliści zajęli miejsce w przedniej straży zmagającego się z przemocą narodu, stali się jego bohaterami i wodzami” – dodawał jego partyjny towarzysz Tadeusz Szpotański.

Słuchaj podcastu „Blok wschodni”:

Spreaker
Apple Podcasts

Żywot mienszewickiej republiki okazał się jednak bardzo krótki. W lutym 1921 roku na Gruzję spadł najazd bolszewicki. Po 10 dniach padła stolica Tyflis. Po miesiącu walk opór Gruzinów został ostatecznie złamany, a rząd zmuszony był udać się na emigrację.

Już pierwsze wieści o bolszewickiej agresji wywołały oburzenie wśród polskich socjalistów. 22 lutego klub PPS złożył w Sejmie Ustawodawczym wniosek, w którym stwierdzał, iż „jest obowiązkiem świata cywilizowanego, a więc i Polski, zaprotestować przeciw zbrodni i wojnie”, a także domagał się od rządu podjęcia interwencji dyplomatycznej w tej sprawie. Sejm przyjął rezolucję bez głosu sprzeciwu.

Łatwo było uzyskać jednomyślność w pozbawionym reprezentacji komunistycznej parlamencie, ale nieco trudniej było o nią w społeczeństwie, do którego docierała płynąca z Moskwy propaganda, prezentująca bolszewików jako wyzwolicieli wyzyskiwanych warstw społecznych. „Jak usprawiedliwiają swoje podłe dzieło?” – pytał retorycznie PPS-owski „Robotnik” 8 marca 1921 roku – „A no w zwykły swój sposób: kłamią, potwornie kłamią – według najohydniejszych wzorów carskiej dyplomacji. Zdradziecki napad rosyjskich i ormiańskich żołdaków na Gruzję nazywają powstaniem gruzińskich robotników i chłopów”.

Stosunek do kwestii gruzińskiej był kolejną sprawą dzielącą i tak już zwaśnione ugrupowania polskiej lewicy. Gdy w późniejszym okresie komuniści proponowali socjalistom np. wspólne akcje protestacyjne przeciwko przypadkom ucisku narodowego w Polsce, PPS zarzucała im hipokryzję i przypominała, iż walka z prześladowaniami nie kończy się na granicach RP, a „obowiązkiem socjalistów jest protestować także przeciwko pogwałceniu niepodległości Gruzji przez rząd sowiecki”.

Socjaliści wskazywali, iż motywem napaści jest nie tylko rosyjski imperializm, ale też konflikt ideologiczny pomiędzy dwoma wizjami ustrojowymi. Jak pisał Szpotański, „bolszewicy poszli do Gruzji nie tylko po mangan, po miedź, po jedwab, po wełnę, po węgiel kamienny, po naftę. Nie tylko po to, by zapanować nad portami Gruzji i wzmocnić się nad Morzem Czarnym. Walka przeciwko Gruzji ze strony komunistów jest walką przeciwko socjalizmowi i demokracji. Umacnianie się kierunków politycznych, budujących nowe życie na zasadach wolności i równości, zamyka Moskwie drogę wpływów w innych krajach i stosunki rosyjskie poddaje surowemu sądowi opinii. Przeciwstawienie zaś tym stosunkom stosunków w Gruzji, gdzie zapanowała swoboda i spokój wewnętrzny, szczególnie drażniło czerwonych katów z Moskwy”.

Mimo bolszewickiego zwycięstwa nad Gruzją socjaliści próbowali podtrzymać społeczne zainteresowanie tą kwestią. 1 maja 1921 roku z inicjatywy władz PPS na wiecach pierwszomajowych w całej Polsce deklarowano, iż „sprawa odzyskania niepodległości Gruzji jest wspólną sprawą klasy robotniczej całego świata”.

Partia podjęła współpracę z komitetem emigrantów gruzińskich, kierowanym przez poetę Sergo Kuruliszwilego. Z pomocą działaczy PPS Kuruliszwili objeżdżał kraj z serią odczytów, w trakcie których przybliżał polskiej opinii publicznej szczegóły sytuacji na Kaukazie.

W czerwcu 1921 roku do Polski przyjechali członkowie obalonych władz republiki gruzińskiej, przewodniczący parlamentu Nikoloz Czcheidze i minister spraw wewnętrznych Noe Ramiszwili. 19 czerwca w sali warszawskiego Muzeum Przemysłu i Rolnictwa PPS zorganizowała wiec solidarności z Gruzją, w którym wzięło udział około dwóch tysięcy osób. Przemawiający na nim poseł Norbert Barlicki stwierdził, iż „Gruzja jest tragicznym przykładem tego, co czekałoby naród polski, gdyby chłop i robotnik polski nie odparli swoją piersią bolszewików w lecie 1920 roku”.

Entuzjastycznie witani goście z Gruzji dziękowali polskim socjalistom za zajęcie zdecydowanego stanowiska w ich sprawie, zauważając jednocześnie, iż nie wszędzie stosunek lewicy do imperializmu Rosji Radzieckiej jest tak jednoznaczny. Czcheidze oceniał, iż „socjaliści zachodnioeuropejscy nie rozumieją jeszcze w pełni, jak strasznym niebezpieczeństwem jest bolszewizm, który zmienił się w przeciwieństwo socjalizmu”.

Zainteresowanie kwestią gruzińską odżyło we wrześniu 1924 roku, na wieść o wybuchu w tym kraju powstania antybolszewickiego. „Gruzja stała się wyzyskiwaną kolonią sowiecką. Nie prześladowano wprawdzie języka gruzińskiego, ale wszelką samodzielność polityczną i gospodarczą Gruzja postradała. Zniesiono całkowicie wolność słowa, prasy, zgromadzeń. Zapanował wszechwładnie system terroru i gwałtu. Potrzebny jest wszędzie głośny, stanowczy, energiczny protest!” – krzyczała 17 września pierwsza strona pisma „Robotnik”.

19 września PPS zorganizowała w Warszawie wielki wiec na cześć powstańców. Tadeusz Hołówko przekonywał zebranych, iż „chociaż jesteśmy w Polsce pod rządami reakcji, panuje u nas większa swoboda niż w Rosji, która udaje wobec świata obrońcę wolności, a gnębi naród gruziński”. W kolejnych dniach kwestię gruzińską podnoszono też na demonstracjach m.in. w Łodzi, Lublinie i Pruszkowie, w których obok Polaków i Gruzinów uczestniczyli przedstawiciele żydowskiego Bundu i socjalistów niemieckich. „My, socjaliści, bez zastrzeżeń i bez wahania, duszą całą stajemy po stronie Gruzinów” – przekonywał w specjalnie wydanej broszurze Tadeusz Szpotański.

Trwające ledwie kilka dni powstanie zostało brutalnie stłumione przez władze radzieckie. Okazywana przez socjalistów solidarność z konieczności kończyć się musiała na aktach moralnego wsparcia. „Niestety pomocy materialnej dać im nie możemy” – ze smutkiem przyznawał na warszawskim wiecu poseł PPS Rajmund Jaworowski. Rozumieli to też działacze gruzińscy. Były poseł Joseb Sałakaja deklarował, iż „przyjaźń braterska, jaką proletariat polski okazuje ciemiężonej Gruzji, jest podporą moralną w jej ciężkiej walce o niezawisłość”.

Powstanie z roku 1924 było ostatnim tak dużym aktem buntu Gruzinów przeciwko władzy bolszewickiej. Jak stwierdzał Hołówko, „ujarzmiona Gruzja jest wyrzutem sumienia całego kulturalnego świata, jest świadectwem, iż dalecy jeszcze jesteśmy od tego, aby powiedzieć, iż istotna wolność i równość narodów panuje na świecie”.

Odzyskanie suwerenności okazało się możliwe dopiero prawie 70 lat później, wraz z upadkiem Związku Radzieckiego. A eksperyment ustrojowy, przeprowadzany przez gruzińskich mienszewików w latach 1918–1921, został z czasem niemal zapomniany, pozostawiając jednak w części środowisk lewicy przekonanie, iż to nie bolszewicka dyktatura, a właśnie przyjęty przez Gruzinów model demokratycznych przemian był adekwatną drogą do realizacji ustroju socjalistycznego.

Idź do oryginalnego materiału