
„Rzeczpospolita” poinformowała, iż za podpaleniem centrum handlowego OBI w Warszawie stał szpieg, który podawał się za uchodźcę uciekającego przed prześladowaniami politycznymi na Białorusi. Dzień przed pożarem rozlał w sklepie łatowopalną ciecz i zostawił tam urządzenie, które wywołało ogień zdalnie. Nagranie trafiło następnie na rosyjskie portale propagandowe.
„Prokurator ogłosił Stepanowi K. zarzut dokonania na rzecz obcego wywiadu sabotażu oraz przestępstwa o charakterze terrorystycznym polegającego na umyślnym wywołaniu powyższego pożaru” — poinformowała stołeczna policja.
To jedno z wielu takich wydarzeń, z którymi mieliśmy w ostatnim czasie do czynienia w Polsce i zdaniem ekspertów — nie ma w tym przypadku.
Trzy fale. Po nich Rosja zmieniła metody
— Nie ulega wątpliwości, iż mamy do czynienia z absolutnie nowym zjawiskiem, którego źródła sięgają 2016 r. — mówi płk Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu.
Dodaje, iż wtedy rozpoczęły się amerykańskie działania związane z ograniczeniem tradycyjnej aktywności służb specjalnych z Rosji. Realizowano to poprzez falę wydaleń rosyjskich dyplomatów identyfikowanych, jako oficerowie wywiadu.
— Druga taka fala nastąpiła w 2018 r. po zamachu na Siergieja Skripala w brytyjskim Salisbury, a trzecia w 2022 r. po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji w Ukrainie. Ta trzecia miała największą skalę, gdyż dotyczyła łącznie kilkuset dyplomatów z różnych państw Zachodu, w tym Polski – dodaje ekspert.
Wyjaśnia przy tym, iż w warunkach wojennych aktywność służb specjalnych z natury rzeczy wzrasta, a skoro Rosjanie stracili w dużej mierze te tradycyjne „pozycje przykrycia”, czyli placówki dyplomatyczne, to oczywiste było, iż zaczną wymyślać nowe sposoby działania.
— Słyszymy już o tzw. szpiegach jednorazowego użycia, czyli takich, którzy choćby nie wiedzą, iż są szpiegami, bo zostają wynajęci do jednej, straceńczej misji, która niejako zakłada możliwości ich wpadki — mówi płk Małecki.
— Druga forma, którą obserwujemy, to właśnie działania sabotażowo-dywersyjne przy użyciu osób ze świata przestępczego, czyli mówić wprost: kryminalistów. I to jest nowa jakość, która stanowi bardzo poważne wyzwanie dla służb kontrwywiadowczych przyzwyczajonych do zajmowania się tradycyjnymi formami, czyli monitorowaniem i rozpracowywaniem aktywności dyplomatów. A tutaj trzeba wyjść ze strefy komfortu i poszukać nowych form identyfikowania osób, które są wykorzystywane przez rosyjskie służby – podkreśla.
— Nie możemy mówić, iż to są szpiedzy, bo działalność szpiegowska polega na zdobywaniu informacji niejawnych, czyli istotnych z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. Natomiast tu mamy do czynienia z sytuacją, w której rosyjskie służby pozyskują osoby nie do działań wywiadowczych, tylko właśnie sabotażowo-dywersyjnych – zaznacza.
„Nigdy nie jest tak, iż uda się złapać wszystkich”
Na podobne aspekty i trudności z zapobieganie takim sytuacjom zwraca uwagę były wiceszef Służby Kontrwywiadu Wojskowego płk Maciej Matysiak.
— Polska stanowi dzisiaj zaplecze wspierające Ukrainę, więc jest bezpośrednim celem ataku dla służb rosyjskich, które podejmują wzmożone działania na tym kierunku. Natomiast sytuacja jest o tyle nietypowa, iż pozyskiwanie osób do stosunkowo prostych działań dywersyjnych, takich jak podpalenia, odbywa się sieciowo i nie potrzeba do tego pracownika kadrowego. Wystarczy, iż łącznikowy kontakt z danej służby prześle zdalnie polecenie: „podpalcie halę Marywilska” – wyjaśnia.
— W związku z tym, jest większy problem z identyfikacją takich osób. choćby jeżeli znamy część oficerów obcych służb działających na naszym terenie, to takie osoby realizujące działania dywersyjne są spoza tego zaciągu, czyli pozyskiwane ad hoc za pieniądze. Dlatego służby muszą niektóre swoje wysiłki, takie jak profilaktyka, przesunąć na ten obszar zagrożeń – dodaje.
— Oczywiście, nigdy nie jest tak, iż uda się złapać wszystkich. Natomiast rolą naszych służb jest maksymalne utrudnianie i ujawnianie maksymalnej ilości takich sytuacji, co zmuszą obcą służbę do przeznaczania kolejnych sił i środków oraz rozpoczynanie od początku procesu typowania, werbunku itd. Chodzi o to, żeby przecinać taką współpracę na jak najwcześniejszym etapie – zaznacza ekspert.
„Możemy mieć do czynienia z uderzeniem w poważniejsze obiekty”
Płk Grzegorz Małecki tłumaczy, iż ta sytuacja wymaga nowego podejścia i stanowi poważne wyzwanie dla służb kontrwywiadu.
— Kluczowa w tym kontekście będzie ścisła kooperacja ze służbami policyjnymi, które mają najlepsze rozeznanie w środowisku przestępczym, gdzie z kolei kontrwywiad nie ma rozpoznania, bo w tym środowisku nie funkcjonuje — ocenia.
Z kolei płk Maciej Matysiak zwraca uwagę na znaczenie współpracy ze służbami innych krajów.
— Te grupy inspirowane przez służby białoruskie, czy rosyjskie, nie działają tylko w Polsce, ale również w innych krajach. Poza tym mogą to koordynować oficerowie z placówek, które nie znajdują się w naszym kraju – argumentuje.
— Mam tu na myśli zarówno werbunek, jak i zabezpieczenie tych grup, na przykład przewiezienie jakichś środków potrzebnych do działania, czy choćby wykonanie przelewu. Wtedy jurysdykcja leży po stronie tej służby, na terenie którego kraju to się dzieje. W związku z tym kooperacja i wymiana informacji musi występować w tym obszarze – dodaje.
Płk Małecki wyjaśnia też, iż to, co się dzieje, należy rozpatrywać w szerszym kontekście.
— Oczywiście, tego rodzaju działania są obliczone w krótkiej perspektywie na sianie zamętu i niepokoju. jeżeli do tego wszystkiego werbowani są na przykład obywatele Ukrainy, to dochodzi aspekt wzmacniania nienawiści i postaw antyukraińskich. Natomiast jest tu też element testowania pewnych rozwiązań na przyszłość – zauważa.
— Takie sytuacje mają też na celu przygotowanie infrastruktury, metodologii i ludzi do działania na wypadek operacji wojennych. Tak iż trzeba liczyć się z tym, iż w każdej chwili możemy mieć do czynienia z uderzeniem w jakieś poważniejsze obiekty. To jest bardzo duże wyzwanie dla państwa i nie mam tu na myśli tylko służb specjalnych, ale cały aparat bezpieczeństwa wszystkich formacji – zaznacza.

Podejrzani o szpiegostwo i dywersje doprowadzeni przez ABW na posiedzenie aresztowe we Wrocławiu. 28.05.2024
„To jest klucz do zapobiegania sytuacjom kryzysowym”
Eksperci są zgodni, iż najważniejsze w tym kontekście jest stworzenie odpowiednich mechanizmów prewencji.
— Chodzi o stworzenia odpowiednich mechanizmów koordynacji ścisłej współpracy w kierunku prewencji, bo najważniejszym aspektem jest niedopuszczanie do sytuacji kryzysowych. To jest kwestia bezpieczeństwa całej infrastruktury krytycznej, jak również obiektów, które z punktu widzenie bezpieczeństwa państwa nie mają wykorzystania, ale mogą stanowić potencjalne zagrożenie, gdy zostaną zaatakowane. Czyli na przykład jakieś fabryki, gdzie znajdują się środki chemiczne mogące zagrozić zdrowiu ludzi i spowodować skażenie środowiska – tłumaczy płk Grzegorz Małecki.
— Tu pojawia się właśnie kwestia systemu obrony cywilnej i ochrony ludności, czyli niemilitarnego komponentu państwa, który jest związany z bezpieczeństwem, ale nie takim siłowym. To jest klucz do zapobiegania sytuacjom kryzysowym. Szkolenia, zbieranie informacji, utrzymywanie bezpośrednich kanałów komunikacji ze wszystkimi obiektami, które mogę być potencjalnymi celami ataków. To wszystko stanowi dziś ogromne wyzwanie dla państwa – argumentuje.
Płk Maciej Matysiak zauważa, iż pewne kroki w tym kierunku zostały poczynione.
— Uważam, iż ogłoszona przez premiera idea powszechnych szkoleń obronnych zakłada nie tylko — mówiąc kolokwialnie — naukę strzelania z karabinu, ale w dużej mierze wykształcenie kompetencji, które wzmacniają system odporności i bezpieczeństwa państwa. Począwszy od umiejętności udzielenia pierwszej pomocy przedmedycznej, aż po świadomość, jak reagować na pewne zagrożenia – wyjaśnia.
— Pan minister Kosiniak-Kamysz w wielu wywiadach mówił, iż nie chodzi tu tylko o szkolenia stricte obronne, ale również takie, które wchodzą w obszar regulowany przez ustawę o ochronie ludności cywilnej. Czyli nie tylko oddziaływanie fizyczne, ale również kognitywne, czyli wzmocnienie odporności na dezinformację, nauka krytycznego myślenia itd. – kontynuuje.
— Chodzi o to, iż jeżeli obywatel zauważy na przykład na dworcu kolejowym coś, co go zaniepokoi i może być potencjalnie jakimś działaniem negatywnym, to przekaże to odpowiednim służbom, a to stanie się z kolei zaczynem do działań bardziej wykrywczych i likwidujących taką działalność — konkluduje ekspert.