Z Woli do lasu pod Osuchy poszło 30 młodych mężczyzn. Ta ofiara była konieczna?

gazetabilgoraj.pl 3 miesięcy temu

Chłopów z furmankami z Woli wysłano pod Osuchy, by przywozili rannych i zabitych. Z relacji mojego taty dowiedziałem się, iż teren nie był łatwy, bo było bardzo dużo bagien, które ciągnęły się kilometrami, drogi były zalane wodą, ale musieli podążać za obławą zorganizowaną przez wojska niemieckie.

W czasie przyjazdu były ciągłe potyczki z partyzantami. Ciągle krążyły samoloty i było słychać ostrzał artyleryjski. W końcu dojechali do Osuch, gdzie zastali makabryczny widok. Spędzali złapanych partyzantów. Wielu z nich było rannych. Najgorzej było patrzeć na znajomych, bo to byli ludzie z okolicznych wiosek. Nad jeńcami znęcali się w przeróżny sposób.

Nasi wracając z Osuch znaleźli niechciany karabin. Wyrzucili go pod most

Tata opowiadał, iż po przyjeździe do Osuch jeden z młodych żołdaków niemieckich biegał pomiędzy furmankami i szukał czegoś w słomie, która była na ich wozach wykorzystywanych do podwożenia rannych. Później furmanów zwolniono i gdy wracali przez Łukową i Chmielek jeden z furmanów znalazł w słomie na wozie maszynowy karabin. Przypuszczali, iż zgubił go ten, który tak intensywnie szukał czegoś w słomie. Ale bali się, iż to może być podstęp, więc uradzili, iż niby poją konie i w tym czasie wyrzucili karabin pod most, a sami odjechali w kierunku Biłgoraja. Po przyjeździe nie wracali do domu, bo jeszcze trwała akcja. Przenocowali na Bojarach i powrócili szczęśliwie na drugi dzień.

Oczekiwaliśmy z niecierpliwością na wiadomość, co stało się z naszymi. Przecież z Woli poszło do lasu ze 30 młodych mężczyzn i nie ma w wiosce wiadomości co się z nimi stało. Nie wiedzieliśmy też co jest z naszym Wincentym Pacykiem, który przez lato przebywał u nas po ucieczce z transportu na Rotundę w Zamościu.

Tragiczny los rodziny Pacyków, przeżył tylko Kazimierz

Po około tygodniu zjawia się u nas łącznik, który zawsze przyprowadzał „Żwawego” jak wracali z akcji. Na wejściu pyta czy powrócił Wicek. Usłyszał odpowiedź, iż nie. Wtedy krzyknął: „O Jezu, już po Wicku!”. I wyskoczył z domu. Na dworze powiedział mojemu tacie, iż on wyszedł na wysoką jodłę i przesiedział na niej kilka dni, a Wicek powiedział, iż śpieszy się do domu i poszedł. Musiał trafić na jakiś szpicli, którzy go zastrzelili w okolicach Harmeni. Odnalazł go później brat Kazimierz (ten który został skatowany przez Niemców w Biłgoraju i z braćmi uciekł z transportu do Zamościa). 6 sierpnia przywiózł zwłoki do Biłgoraja na cmentarz.

Tragiczny los spotkał całą rodzinę Pacyków z Gromady, gdzie siostra mojego taty Agnieszka, wyszła za mąż. Mieli czterech synów, którzy byli zaangażowani w ruch oporu czyli AK to ci którzy uciekli z transportu. Witek zginał, ojca i braci Jana i Bronisława Niemcy zamordowali. Nie udało się ustalić gdzie, pomimo długo trwałych poszukiwań. Przypuszczalnie zostali straceni na Rotundzie w Zamościu.

Z całej rodziny ocalał tylko Kazimierz (ten najbardziej skatowany, o którego losie nie wiedzieliśmy) Podczas akcji Wicher ze swoimi oddziałami podjął decyzję przebijania się w odwrotnym kierunku, czyli na zachód, atakując budynek murowanej szkoły w Osuchach. Było tam lżej, bo Niemcy byli zajęci walkami głównego przebicia się. Trzeba było zlikwidować maszynowy karabin niemiecki, który był zlokalizowany w szkole murowanej i już mieli wolne przejście. Ucieczka ich odbyła się przy rzece Tanew w kierunku Księżpola.

Tragiczny los wolańskiego oddziału

(…)

Więcej w najnowszym papierowym wydaniu Nowej Gazety Biłgorajskiej.

foto: Edward Buczek

Idź do oryginalnego materiału