Legenda o "złotym pociągu" od dekad rozpala wyobraźnię poszukiwaczy skarbów i miłośników historii. Mowa o pancernym składzie kolejowym, który pod koniec II wojny światowej miał wyjechać z Wrocławia w kierunku Wałbrzycha, wioząc ze sobą zrabowane przez III Rzeszę złoto, dzieła sztuki i inne cenne rzeczy. Pociąg podobno nigdy nie dotarł do celu, tylko gdzieś przepadł, a skarby czekają na śmiałków...
Grupa "Złoty Pociąg 2025" jest pewna, iż znalazła legendarny skarb III Rzeszy. Skąd to wiedzą?
W 2015 roku głośno było o doniesieniach Piotra Kopra i Andreasa Richtera, którzy twierdzili, iż zlokalizowali skład na 65. kilometrze trasy kolejowej Wrocław-Wałbrzych. Ich entuzjazm ostudziły jednak badania naukowców z Akademii Górniczo-Hutniczej, które nie potwierdziły istnienia pociągu we wskazanym miejscu.
Na scenę wkroczyła jednak nowa, anonimowa ekipa działająca pod nazwą "Złoty Pociąg 2025". Z pełnym przekonaniem ogłasza, iż jest o krok od rozwiązania zagadki. Twierdzą, iż namierzyli miejsce ukrycia trzech wagonów w podziemnym tunelu.
Ich pewność, jak sami deklarują, jest stuprocentowa. "Po przeprowadzeniu naszych badań, dokładnym przeliczeniu wszystkich zebranych danych, pomiarów, wyeliminowano wystąpienie błędu. Wagony są w tunelu na 100 proc., jak i również sam tunel znajduje się we wskazanym przez nas miejscu na 100 proc." – mówił jeden z członków grupy w rozmowie z "Faktem".
Swoje ustalenia opierają na trzech wnioskach. Po pierwsze, wskazują na nietypowe wymiary domniemanych wagonów, które mają być zbyt duże i ciężkie na standardowy transport kopalniany.
Po drugie, argumentują, iż tunel, w którym mają się znajdować, został wyjątkowo starannie zamaskowany. Tak duży nakład pracy ma świadczyć o tym, iż "wjechało coś bardzo cennego, czego nikt nie miał nigdy odnaleźć".
Trzecim kluczowym elementem ma być relacja nieżyjącego już świadka, który w czasie wojny pracował przymusowo w Wałbrzychu. w tej chwili grupa czeka na zgody od Nadleśnictwa Świdnica i konserwatora zabytków, a finansowanie prac wykopaliskowych planuje pozyskać od sponsorów lub poprzez zbiórkę publiczną.
Ekipa poszukiwaczy "złotego pociągu" wyjaśnia, jak dokonała odkrycia. Mają też nową hipotezę
W swoim najnowszym wpisie szef zespołu "Złoty Pociąg 2025" podpisujący się jako "M." podtrzymuje dotychczasowe stanowisko, dziękuje za wsparcie i odpierają ataki krytyków. Podkreśla, iż fundamentem ich odkrycia są badania radiestezyjne.
"Praca radiestezyjna została wykonana dobrze, badanie jest kompletne, spina się w każdym elemencie, ewentualna możliwość popełnienia błędu została wyeliminowana" – czytamy w oświadczeniu.
Dodaje, iż przebieg tunelu opisuje 16 punktów GPS, które pozwoliły stworzyć jego dokładny model, ukazujący ogrom prac maskujących. Badacze przedstawiają również własną hipotezę historyczną.
Według nich "złotych pociąg" został ukryty na początku 1945 roku, podczas srogiej zimy, jeszcze przed oblężeniem Wrocławia. Wymagało to czasowego wyłączenia linii kolejowej i pracy więźniów na trzy zmiany przez wiele dni, a choćby tygodni. To miałoby tłumaczyć brak jakichkolwiek dokumentów, gdyż operacja była tajna, a wykonujący ją więźniowie zostali najprawdopodobniej zabici.
Grupa "Złoty Pociąg 2025" celowo unika mediów i skupia na uzyskaniu pozwoleń na dalsze, nieinwazyjne badania geofizyczne oraz odwierty. Zapewniają, iż ich celem nie jest sława, a dostarczenie ostatecznego dowodu.
Szef zespołu kończy swój wpis mocnymi słowami, nazywając swoich krytyków "dyletantami", którym wróży bolesne zderzenie z rzeczywistością: "Pycha kroczy przed upadkiem, w internecie nic nie ginie, wstydu będzie co niemiara".
Kontrowersje wokół metod poszukiwania "złotego pociągu". Grupa korzysta z... "różdżkarstwa"
Wspomniani hejterzy zauważają, iż odkrycie grupy "Złoty Pociąg 2025" opiera się na radiestezji. "Badanie radiestezyjne to pseudonaukowa metoda, która rzekomo pozwala na wykrywanie i analizowanie 'promieniowania' niewidzialnego dla ludzkiego oka, przy użyciu przyrządów takich jak różdżka" – czytamy w komentarzu pod wpisem.
Radiestezja często nazywana jest różdżkarstwem, bo polega na rzekomym wykrywaniu tzw. promieniowania lub energii dzięki narzędzi takich jak różdżki czy wahadła. Robi się to w celu zlokalizowania słynnych żył wodnych, minerałów, a także, jak się teraz okazuje, również tuneli i pociągów.
Jej zwolennicy często odwołują się do pojęć z zakresu fizyki (np. promieniowania), ale społeczność naukowa uznaje radiestezję po prostu za pseudonaukę (czy choćby okultyzm). Nie ma bowiem wystarczających dowodów na to, by skuteczność odkryć radiestetów, była wyższa niż tych wynikających z czystego przypadku.
Krytycy radiestezji tłumaczą, iż pozytywne rezultaty są najczęściej efektem podświadomych ruchów osoby badającej (efekt ideomotoryczny) oraz dobrej znajomości terenu, a nie faktycznego wykrywania jakichkolwiek fal czy obiektów.
Mało tego. Fundacja Jamesa Randiego (JREF) ufundowała nagrodę miliona dolarów dla osoby, która w kontrolowanych warunkach dowiedzie swoich paranormalnych zdolności. Wielu radiestetów próbowało tego dokonać, ale do tej pory nikomu się to nie udało, co też o czymś świadczy.
Dlatego oparcie poszukiwań "złotego pociągu" na tej metodzie sprawia, iż do najnowszych rewelacji grupy trzeba podchodzić z dużym dystansem. I poczekać na lepsze dowody potwierdzające w ogóle istnienie tego legendarnego skarbu.