
Herem ostrzega, iż Rosja może zbudować wystarczający potencjał wojskowy w ciągu sześciu miesięcy, aby rozpocząć agresję na kraje bałtyckie.
Choć według generała jest mało prawdopodobne, by Rosja pomaszerowała bezpośrednio na Tallin, Berlin czy Warszawę, to Putin może wyrządzić znaczne szkody w inny sposób.
— Moskwa może sprowadzić wojska na granicę i postawić ultimatum. jeżeli nie będziemy wtedy gotowi, co zrobimy? Zapobiegniemy wojnie, jeżeli się poddamy — mówi Herem, odnosząc się do możliwości zakwestionowania przez Moskwę art. 5. Traktatu Północnoatlantyckiego, który mówi o wzajemnej pomocy sojuszników.
„Rozbudowa potencjału militarnego zachęci Władimira Putina do podjęcia dalszych działań wojskowych”
Sytuacja dla państw bałtyckich może stać się szczególnie niebezpieczna w momencie ewentualnego wstrzymania dział wojennych w Ukrainie.
— Setki tysięcy rosyjskich żołnierzy przestanie walczyć. Środki i zasoby Rosji będą kumulować się gdzie indziej — wyjaśnia Herem w wywiadzie dla „Die Welt”.
Generał od czasu zakończenia czynnej służby wojskowej pracuje w Milrem Robotics, estońskiej firmie zbrojeniowej, która opracowuje i produkuje bezzałogowe pojazdy naziemne. Szacuje on obecną dzienną rosyjską produkcję wojskową na:
- 80 dronów szturmowych Szahid,
- 2500 dronów FPV (z ang. First Person View, czyli sterowanych z perspektywy pierwszoosobowej);
- 40 dronów zwiadowczych;
- trzy pociski manewrujące;
- oraz trzy rakiety balistyczne.
Według estońskiego generała Rosja jest ponadto w stanie wyprodukować od 50 do 120 bomb szybujących miesięcznie oraz trzy mln pocisków artyleryjskich rocznie.
— Rosja będzie miała do dyspozycji ponad 10 tys. dronów szturmowych typu Szahid w ciągu sześciu miesięcy. To tempo, którego nie należy lekceważyć — mówi Herem.
Model tego bezzałogowego statku powietrznego został opracowany przez Iran. Teheran początkowo dostarczał tę broń Rosji, a teraz Moskwa w dużej mierze przejęła produkcję tego typu uzbrojenia, bazując na irańskich wzorcach.
Herem obawia się, iż ta rozbudowa potencjału militarnego zachęci Władimira Putina do podjęcia dalszych działań wojskowych, jeżeli uda mu się zawiesić walkę w Ukrainie na swoich warunkach, a Rosja nie zostanie pociągnięta do odpowiedzialności za swoją agresję.
Reakcja USA może być spóźniona
W świetle oświadczeń Trumpa dotyczących Ukrainy, które są zgodne z propagandą Kremla, pojawia się pytanie, czy decyzje prezydenta USA są oparte na solidnej i przemyślanej strategii. jeżeli Trump będzie działał na podstawie niewiarygodnych informacji, może to doprowadzić do problemów z obroną NATO.
Herem uważa, iż w przypadku ewentualnego konfliktu najważniejszy jest czas. Generał obawia się, iż ze względu na niepewną postawę USA pod rządami administracji nowego prezydenta, reakcja Waszyngtonu może być spóźniona.
Meelis Oidsalu pracował przez ponad 20 lat w estońskim ministerstwie obrony, ostatnio jako zastępca sekretarza generalnego. w tej chwili jest redaktorem naczelnym czasopisma poświęconego bezpieczeństwu „The Baltic Sentinel” i współprowadzącym program „Security Today” na kanale telewizyjnym dziennika „Postimees”.
Jego zdaniem groźby Trumpa dotyczące wycofania wojsk amerykańskich z Europy i aneksji Grenlandii lub Kanady pogłębiły tylko niepewność wśród sojuszników.
— W tej sytuacji należy się spodziewać, iż Trump w pewnym momencie podejmie decyzję o znacznym zmniejszeniu amerykańskiego kontyngentu w Europie i iż będzie to miało bardzo bezpośredni wpływ na zbiorową obronę w krajach bałtyckich — mówi Oidsalu.
Jego zdaniem Europa musi przygotować się na taką ewentualność i wypełnić luki w zdolnościach, które powstały w wyniku polegania na USA.
„Ukraina to wstęp”
Estoński minister obrony Hanno Pevkur również obawia się, iż Rosja rozmieści wojska w pobliżu Estonii, Finlandii i państw bałtyckich, jeżeli wojna w Ukrainie zostanie zamrożona lub zakończona. Według Pevkura reforma rosyjskich sił zbrojnych przewiduje rozmieszczenie w regionie takich jednostek jak 44. Korpus Armijny, 6. Armia Sił Połączonych (Lotnicza i Obrony Powietrznej) i 69. Dywizja Strzelców Zmotoryzowanych.
— Faktem jest, iż mogą one stanowić wyraźne zagrożenie nie tylko dla Estonii, ale dla całego regionu bałtyckiego, Finlandii i całego NATO — powiedział Pevkur na konferencji prasowej pod koniec marca.
Następca Herema na stanowisku dowódcy Estońskich Sił Obronnych, generał dywizji Andrus Merilo, powiedział, iż bezpośrednie zagrożenie ze strony Rosji jest w tej chwili niskie, ponieważ armia Putina jest uwiązana w Ukrainie. Rosja może jednak rozmieścić od 250 tys. do 300 tys. żołnierzy w pobliżu państw bałtyckich już po krótkiej przerwie w walkach.
Dla Merilo jest jasne, iż „Ukraina nigdy nie była jedynym strategicznym celem Rosji”.
— Był to raczej wstęp do osiągnięcia jej strategicznych celów poprzez ewentualne działania wojskowe przeciwko krajom europejskim — dodaje.
W związku z napiętą sytuacją w zakresie bezpieczeństwa, estoński rząd postanowił zwiększyć wydatki na obronność do co najmniej pięciu procent Produktu Krajowego Brutto (PKB) od 2026 r. W ubiegłym roku Estonia zajęła drugie miejsce wśród 32 członków NATO z udziałem 3,4 proc. — za Polską i przed USA.
Talin stara się poprawić swoje zdolności obronne. Na przykład latem ubiegłego roku Estonia ogłosiła, iż kupi amunicję o wartości 1,6 mld euro (ok. 6 mld 870 mln zł, licząc po obecnym kursie walutowym), ale do tej pory nie zawarła odpowiednich umów.
— Przywiązaliśmy się do poczucia, iż jesteśmy chronieni lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Problem polega na tym, iż w krajach bałtyckich przeszacowaliśmy nasze zdolności — krytykuje Oidsalu.
„Sprawy mają się bardzo źle”
Generał Herem ostrzega, iż chociaż plany UE i poszczególnych krajów, takich jak Estonia i Niemcy, dotyczące zwiększenia wydatków na obronność brzmią dobrze, to konkretne środki i inwestycje wciąż nie przynoszą wystarczających efektów.

Martin Herem (zdj. ilustracyjne)
Estonia była największym nabywcą amunicji w Europie w 2023 r. — i to nie w przeliczeniu na mieszkańca ani w stosunku do produktu krajowego brutto.
— jeżeli to my jesteśmy największymi nabywcami , oznacza to, iż to sprawy mają się bardzo źle — gospodarczo jesteśmy znacznie mniejsi niż Niemcy — mówi Herem.
Generał widzi główny problem w obronie Europy, państw bałtyckich i Estonii przed ewentualną rosyjską agresją — podobnie jak w Ukrainie — w zagrożeniu z powietrza. Ataki frontalne można odeprzeć.
— Ale musimy być w stanie obronić się przed dronami szturmowymi, rakietami balistycznymi i pociskami manewrującymi. Nie chodzi tylko o obronę powietrzną, ale o wyeliminowanie atakującego — mówi czterogwiazdkowy generał.
Ekspert do spraw wojskowości Oidsalu chwali z kolei rolę NATO w obronie państw bałtyckich. Wielka Brytania dowodzi wojskami w Estonii, Kanada na Łotwie, a Niemcy na Litwie.
— Musimy spojrzeć na obronę państw bałtyckich jako na całość i powiedziałbym, iż Niemcy mają w tej chwili prawdopodobnie największy wkład pod względem wojskowym. To, co robią — brygada tworzona na Litwie, kooperacja przemysłu obronnego z Litwą — jest imponujące — stwierdził.
Kolejnym problemem w większości państw NATO jest brak personelu wojskowego. Estonia wprowadziła obowiązkową służbę wojskową w 1992 r., rok po odzyskaniu niepodległości. Służy ona również szkoleniu rezerwistów, stanowiących trzon estońskiej armii, która w tej chwili składa się z 7100 czynnych żołnierzy i 41 tys. rezerwistów. Estonia ma jedynie 1,37 mln mieszkańców — mniej niż Warszawa.
Herem podkreśla, iż nie chodzi mu o sianie paniki.
— Nie powinniśmy się obawiać, iż Rosja zaatakuje, ale iż nie jesteśmy na to przygotowani — mówi.
Jego zdaniem tylko jeden sposób, aby zapobiec wojnie.
— Trzeba przygotować się tak dobrze, aby wróg wiedział, iż jesteśmy przygotowani — podsumowuje generał Herem.