Doktryna wojskowa Pentagonu wprowadziła pojęcie „piątego pola walki” (5th Battlefield) w odniesieniu do cyberprzestrzeni. Pierwsze cztery to ziemia, woda, powietrze i przestrzeń kosmiczna. Nie ma wątpliwości, iż cyberbezpieczeństwo jest dzisiaj integralną częścią konfrontacji zbrojnej we wszystkich czterech przestrzeniach.
Doświadczenie Ukrainy jest jednak dowodem na to, iż poważnymi zagrożeniami dla bezpieczeństwa narodowego mogą być plotki, pseudoprasa, ulotki, materiały drukowane tworzone na koszt państwa-agresora i rozpowszechniane bezpłatnie wśród ludności. Takie metody wywierania wpływu na umysły ludzi nie mają niczego wspólnego z cyberprzestrzenią. Właśnie z tego względu należy mówić o kolejnym – „szóstym polu walki”, przestrzeni związanej ze świadomością człowieka, jego krytycznym stosunkiem do mediów i środowiska psychoemocjonalnego.
Wojnę i przemoc można rozpatrywać jako jedną z form komunikacji, która pojawiła się w toku ewolucji komunikacji. Po pierwsze, podmiot komunikacji, zdając sobie sprawę, iż stosowanie metody perswazji pozostają bezskuteczne, przechodzi do komunikacji przymusu. A do skutecznego stosowania przymusu wykorzystywana jest już przemoc.
Po drugie, sama przemoc i wojna stały się jedną z form komunikacji z siłą wyższą. Doskonałym tego przykładem są „święte wojny”, krucjaty i islamski dżihad. Wojna i przemoc są wyjaśniane jako sposób komunikacji z Bogiem oraz przyczyny zbawienia duszy i pójścia do raju. Im więcej Saracenów zabił krzyżowiec, na tym większą miłość od Boga sobie zasłużył. Im więcej „niewiernych” zabrał ze sobą szahid, wysadzając się w powietrze, tym więcej dziewic czeka na niego w zaświatach.
Wraz z koncepcją wojny jako formy komunikacji pojawiają się również inne atrybuty tego procesu: heraldyka, herby, sztandary, flagi itp. Formy wizualne, które mają pełnić rolę awatarów i opowiadać o samoidentyfikacji tego, kto je nosi. Herby te przedstawiają lwy, orły i inne zwierzęta, w zależności od tego, jakie przesłanie chce przekazać światu osoba je nosząca.
W dzisiejszych czasach przybiera ona formę szewronów na rękawach wojskowych, którzy chcą pokonać wroga również na polu bitwy emocji, idei i znaczeń.
Dla ludzkości wojna stała się jednym z naturalnych środków komunikacji. Fakt ten potwierdza forma organizacji pojedynków gladiatorów i turniejów rycerskich. To właśnie w okresie walk gladiatorów w Rzymie pojawiły się pierwsze gesty kciuka skierowanego w górę i w dół. To one decydowały, czy pozwolić walczącemu żyć, czy skazać go na śmierć.
Im bardziej konserwatywna i słabiej rozwinięta jest dana jednostka czy społeczność, w tym mniejszym stopniu udaje jej się wykształcić inne środki komunikacji niż przemoc. I tym bardziej jest ona podatna na formy komunikacji związane z przemocą.
Hipotezę tę łatwo potwierdzić na przykładzie rosyjskiej agresji militarnej na wielką skalę przeciwko Ukrainie. Jednym z najbardziej udanych rosyjskich memów (narracji) jest fraza „Możemy powtórzyć…”. Rosjanie używają jej w charakterze jednego ze sposobów wyrażania dumy ze zwycięstwa w II wojnie światowej, w której zginęło ponad 50 mln osób, z czego 8 mln to Ukraińcy.
Tymczasem Ukraina, która według amerykańskiego historyka Timothy’ego Snydera była jednym z państw najbardziej poszkodowanych w II wojnie światowej, promuje w przestrzeni informacyjnej zupełnie inną narrację o zwycięstwie w II wojnie światowej – „Nigdy więcej”.
To jednak, co dla wszystkich Ukraińców „nigdy więcej” miało się nie powtórzyć, znowu nadeszło. To właśnie ze względu na tę różnicę można powiedzieć, iż rosyjskie społeczeństwo nie rozumie innego formatu komunikowania swojej tożsamości jak format przemocy. Wydaje się, iż samopotwierdzenie własnej wyjątkowości przez rosyjską ideologię może być realizowane wyłącznie poprzez przemoc.
Taka teoria mogłaby wyjaśnić romantyzację wojny w Rosji, a także gotowość przestrzeni informacyjnej do aktywnego promowania tez i komunikatów dotyczących możliwości zastosowania przemocy ekstremalnej – ataków jądrowych.
Właśnie dlatego większość rosyjskiej propagandy w ostatnim czasie koncentrowała się na uzasadnianiu możliwości stosowania skrajnej przemocy. Należy jednak podkreślić, iż nie jest to pierwszy taki przypadek ze strony rosyjskiej. Ponadto trzeba wziąć pod uwagę, iż same dywagacje i kampanie informacyjne wokół kwestii związanych z bronią jądrową i jej użyciem są równie dużym zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego co jej faktyczne użycie.
Główne niebezpieczeństwo polega na tym, iż tego rodzaju taktyka w przestrzeni informacyjnej nie ma już nic wspólnego z koncepcją rozpowszechniania fake newsów. To nie są fake newsy, tylko religijne, sekciarskie przekonania, ukształtowane przez media.
Władze rosyjskie przekonują własny naród, iż Ukraina jest źródłem zagrożenia, podobnie jak władze Białorusi przekonują Białorusinów, iż źródłem zagrożeń jest Polska.
W ten sposób w pełni realizuje się istota tak zwanego „twierdzenia Thomasa”. Zgodnie z twierdzeniem Thomasa (sformułowanym przez amerykańskiego socjologa Williama Isaaca Thomasa) ”jeśli sytuacje definiowane są przez ludzi jako realne, powodują realne konsekwencje”. Co to oznacza w praktyce?
Po wypowiedziach polskiego prezydenta Andrzeja Dudy na temat programu NATO Nuclear Sharing samozwańczy prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko poinformował, iż Białoruś może zostać rzekomo zaatakowana taktyczną bronią jądrową.
Dokładnie w ten sam sposób rosyjscy urzędnicy rozpowszechniają fałszywe wiadomości, jakoby prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ogłosił konieczność „prewencyjnego uderzenia jądrowego na Rosję”, co jest kłamstwem, chociażby z tego względu, iż Zełenski mówił o środkach prewencyjnych (w tym sankcjach) również przed inwazją Rosji na Ukrainę. Chodzi o to, iż Rosja powinna otrzymać surową odpowiedź na swój szantaż, zanim Putin podejmie katastrofalne decyzje, które pochłoną tysiące ludzkich istnień.
Tym samym rosyjscy prelegenci, których koncepcja ideologiczna przewiduje wykorzystanie szantażu jądrowego w celu nieprzerwanej eskalacji retoryki, a także Aleksander Łukaszenko, który jest marionetką Władimira Putina, mają przewagę w przestrzeni informacyjnej nie z powodu stałego stosowania dezinformacji, ale z tego powodu, iż w Rosji całkowicie brakuje wewnętrznej debaty politycznej. W związku z tym rosyjscy urzędnicy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności politycznej za to, co mówią, poza odpowiedzialnością wobec Władimira Putina.
Niemniej jednak to właśnie ten aspekt braku dyskusji znacznie osłabia władzę Putina pod warunkiem skutecznej odpowiedzi militarnej na niesprowokowaną przemoc z rosyjskiej strony. Innymi słowy, jak wskazano na początku tego materiału, udaną komunikacją poprzez przemoc.
Na przykład atak na Most Krymski 8 października br. był niewątpliwie w znacznie większym stopniu bronią komunikacyjną niż konwencjonalną. I właśnie z tego powodu nieuzasadnione jest odrzucanie wersji, zgodnie z którą wybuch na Moście Krymskim został zorganizowany przez zainteresowane osoby z rosyjskich służb specjalnych, które chciały wywrzeć presję na Putina, by ten zdecydował się na eskalację przemocy wobec Ukrainy.
Taka decyzja Putina leżałaby w interesie szeregu rosyjskich postaci politycznych zainteresowanych kontynuacją działań wojennych, ponieważ sprzyjają one ich kapitalizacji politycznej i dostępowi do nieograniczonych środków finansowych. Są nimi na przykład Jewgienij Prigożyn czy Ramzan Kadyrow.
Na podejmowanie decyzji politycznych wpływają więc ataki komunikacyjne na „szóstym polu bitwy”. Aby przywrócić swoją podmiotowość i legitymizację jako lider, Putin musiał użyć przemocy – wystrzelić w Ukrainę blisko 200 rakiet, z których tylko 11 osiągnęło swój cel.
Stwarza to zarys poważnego zagrożenia w przypadku eskalacji konfliktu konwencjonalnego w jądrowy. Właśnie dlatego dezinformacja (celowo upowszechniane nieprawdziwe informacje) dotycząca potencjalnych uderzeń jądrowych może stanowić realne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego i bezpieczeństwa obywateli.
W związku z tym powinniśmy wreszcie przerwać dyskusję o tym, w jaki sposób powinno się „przeciwdziałać dezinformacji”, a zacząć poważnie zastanawiać się, w jaki sposób należy karać za rozpowszechnianie dezinformacji zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa.
Na przykład w kontekście art. 224a polskiego kodeksu karnego przewidującego karę dla kogoś, kto, wiedząc, iż zagrożenie nie istnieje, zawiadamia o zdarzeniu, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób lub mieniu w znacznych rozmiarach lub stwarza sytuację, mającą wywołać przekonanie o istnieniu takiego zagrożenia.
Prawnicy i przedstawiciele organów ścigania powinni ocenić wypowiedzi białoruskich i rosyjskich urzędników, a także potencjalnych przedstawicieli agentów rosyjskich służb specjalnych na terytorium państw Unii Europejskiej, którzy „straszą” obywateli państw europejskich atakami nuklearnymi ze strony Rosji.
Dyskusja ta weszła w fazę niekontrolowaną zwłaszcza po kontrowersyjnych tweetach amerykańskiego biznesmena Ilona Muska, który motywował swoje zachowanie tym, iż chce zapobiec nuklearnemu holokaustowi. w tej chwili jednak tylko Rosja rozpowszechnia groźby użycia broni jądrowej.
Należy również poruszyć kwestie oceny prawnej niebezpiecznej dezinformacji i propagandy wojny jądrowej w związku z ostatnimi wydarzeniami w tej sferze. Chodzi tu na przykład o dyskusję o skorzystaniu z doświadczenia procesu przeciwko Félicienowi Kabudze zaangażowanemu w pracę Radia Tysiąca Wzgórz, który jest uznawany za jednego z podżegaczy do ludobójstwa w Rwandzie. A także wyrok dla amerykańskiego popularyzatora teorii spiskowych Alexa Jonesa, który został ukarany za informacje rozpowszechniane przez siebie w swoich programach telewizyjnych.
Autor: Dmytro Zolotukhin
Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja Publiczna 2022”
Fot. Mehaniq, Shutterstock via bankier.pl