Byli jak Ulmowie. Ona w błękitnej sukience, on trzyma ją pod rękę. Uśmiechnięci, z nadzieją w oczach, chociaż ich życie później brutalnie przerwano. W Instytucie Pileckiego trwa niecodzienna wystawa, w ramach projektu „Zawołani po imieniu”, upamiętniająca Polaków, którzy zapłacili najwyższą cenę za ratowanie życia Żydów. Dotychczas w całym projekcie uhonorowano 89 osób. Znamy jednak nazwiska i okoliczności ratowania Żydów przez około 10 tys. osób. Ta liczba to wskaźnik gigantycznego heroizmu w nieludzkich czasach. To cena, jakiej nie wymagano w krajach tzw. “Zachodu”.
Jak to jest być przyzwoitym w czasach dehumanizacji i łamania sumień? Bo oni najczęściej nie uważali wcale tego za bohaterstwo, choć ratowali bliskich, znajomych i zupełnie obcych ludzi od pewnej śmierci. „Zawołani po imieniu” to unikalna wystawa pokazywana w Domu bez Kantów, przy ul. Krakowskie Przedmieście 11. Ekspozycja dokumentuje historie indywidualnych Polaków zamordowanych przez niemieckich nazistów za pomoc Żydom.
„Zawołani po imieniu” – to także nazwa szerszego projektu, który rozpoczął – wreszcie pod egidą państwową – zbieranie dokumentacji o bohaterskich Polakach, wyciągających pomocą dłoń, często płacąc przy tym najwyższą cenę.
CZYTAJ TAKŻE: Siła pokoleń. Buduj międzypokoleniową wizję swojej rodziny
W ramach projektu zorganizowano wyżej wspomnianą wystawę, która odsłania najbardziej tragiczne losy. Na wystawie widzimy zdjęcia z rodzinnych albumów, uśmiechnięte twarze ludzi stojących przed domem, czy fotografie z okazji ślubu. Tuż obok zdjęć przeczytamy czułe wspomnienia ich bliskich, a wreszcie relacje z ich śmierci, najczęściej przez rozstrzelanie. Nierzadko w makabrycznych okolicznościach.
Niektórzy pomagali długotrwale, inni tylko jednorazowo, ale już to wystarczyło, aby dostać przysłowiową „kulę w łeb”. Często byli najpierw torturowani na oczach najbliższych, później rabowano i niszczono ich domostwa. Dzieci szukały schronienia u sąsiadów lub zdarzały się zsyłki na roboty przymusowe. Zamordowanym Niemcy często odmawiali choćby chrześcijańskiego pochówku.
Zobacz twarze tych, którzy zginęli jak Ulmowie
Ona uśmiecha się i ma na sobie błękitną sukienkę, on w garniturze trzyma ją pod rękę. Stoją pewnie przed swoim domem. Stanisław i Władysława Krysiewiczowie z Waniewa mieli pięcioro dzieci w wieku od trzech do dziewięciu lat. Nie przeszkodziło im to przyjąć do siebie, jesienią 1942 roku, ośmioro Żydów z getta. Ojciec rodziny, po pobiciu do nieprzytomności, został zastrzelony. Matka, po brutalnym śledztwie, zginęła w areszcie w Tykocinie. Należące do nich zabudowania podpalono. Sąsiadom postawiono ultimatum: albo zaopiekują się dziećmi, albo one także zginą. Dzieci trafiły w końcu w różne miejsca – do krewnych lub sierocińców.
Lucyna Radziejowska to nauczycielka z Płatkownicy z okolic Ostrowii Mazowieckiej. To piękna kobieta, z modną fryzurą w stylu lat 20-tych i 30-tych. Ubrana w elegancki, stylizowany mundur. Ona również pomagała Żydom. Przyjęła matkę z nastoletnim synem. Trafiła na Pawiak, a potem do obozu w Auschwitz.
Na wystawie widzimy ich twarze, są namacalni i widoczni, już znani z imienia i nazwiska – i o to chodzi w projekcie „Zawołani po imieniu”.
CZYTAJ TAKŻE: Przepis na udane małżeństwo. Zobacz jak gwiazda serialu M.A.S.H po 65-latach mówi o swojej żonie
“Zamordowany Józef Pruchniewicz z żoną Marią… zamordowana Marianna Lubkiewicz” – tak czytamy ich nazwiska. Marianna Lubkiewicz po brutalnym śledztwie została zamordowana, wraz z mężem i synem Stefanem, ponieważ Niemcy zauważyli Żydówki, które niosły chleb z ich piekarni (na pieczenie chleba trzeba było mieć wtedy specjalne pozwolenie). Pozostałe dzieci Marianny ocalały. Takich losów jest znacznie więcej.
89 kamieni i tablic. 10 tysięcy nazwisk
Wszyscy, niejako w zwieńczeniu poszukiwań archiwalnych, są upamiętniani na okolicznościowej tablicy, która znajduje się na kamieniu z napisem w języku polskim i angielskim.
– „Dotychczas odbyły się 34 upamiętnienia w 33 miejscach, w których uhonorowano 89 osób” – czytamy na stronie Instytutu Pileckiego.
Dostępna jest tu także pełna lista nazwisk. 89 osób – czy to dużo czy mało? Poszukiwania archiwalne, w oparciu o powtarzalną metodologię, są pracochłonne. Wielu świadków już umarło, ale wciąż zdarza się, iż najbliższa rodzina po latach odkrywa prawdę o swoich bliskich, którzy „zginęli w czasie wojny”. Nie wszyscy otrzymali izraelski medal „Sprawiedliwy wśród narodów świata” (który także możemy zobaczyć na wystawie).
Medal „Sprawiedliwy wśród narodów świata” przyznany pośmiertnie Katarzynie i Sebastianowi Kazakom w 2008 roku. Dar Katarzyny Rudnickiej.
Warto przypomnieć, iż w 2014 roku ukazała się w Polsce książka Janiny Hery pt. „Polacy ratujący Żydów”. Około 400-set stronnicowe opracowanie dokumentuje z imienia i nazwiska polskich bohaterów lub wymienia okoliczności pomocy Żydom – to w przypadku tych Polaków co do których brakuje danych osobowych.
Przed laty na konferencji, towarzyszącej wydaniu książki, wspomniano, iż znamy około 10 tys. nazwisk. Nie jest to lista pełna.
– “Wiem także, iż moi dziadkowie pomagali Żydom” – wspomina jedna z osób odpowiedzialnych za wystawę „Zawołani po imieniu”.
Takich historii jest więcej. Projekt „Zawołani po imieniu” dokumentuje tych, których uśmiercono. Ale każda cyfra, jaka by nie była, świadczy o gigantycznym heroizmie w nieludzkich czasach.
– “Dla uratowania jednego Żyda trzeba było nie raz kilku a choćby kilkunastu osób” – stwierdził Marek Edelman, jeden z ocalonych z Holokaustu.
Kraj podludzi – tylko tu pomoc Żydom karano odgórnie śmiercią
Wystawę otwiera jednak ponure porównanie. Tylko w krajach Europy Centralnej i Wschodniej za pomoc Żydom, na mocy odgórnych rozporządzeń władz niemieckich, groziła kara śmierci. We Francji było to trzymiesięczne więzienie; w Danii brak było ustawodawstwa penalizującego pomoc Żydom; w Belgii natomiast groziła grzywna lub kara pozbawienia wolności; w Holandii więzienie oraz umieszczenie w obozie na terenie własnego kraju. Owszem „sprawców” czasem rozstrzeliwano lub umieszczano w obozach koncentracyjnych, ale były to przypadki indywidualnego potraktowania, nie wynikające z ustaw.
W samych Niemczech stosowano areszt prewencyjny lub karę obozu koncentracyjnego.
– „Żydzi, którzy bez upoważnienia opuszczają wyznaczoną im dzielnice podlegają karze śmierci. Tej samej karze podlegają osoby, które takim Żydom dają kryjówkę” – czytamy na wystawie rozkaz Hansa Franka z 15 października 1941 roku, generalnego gubernatora okupowanych ziem polskich. T
Tę wypowiedź zestawiono z opinią Romana Friestera, ocalałego z Holokaustu dziennikarza polsko-izraelskiego, który pytał sam siebie: „Dlaczego mieliby ryzykować życiem dla kogoś, kogo nie znają? Dla obcego. Dla Żyda?”. Zadawał sobie także pytanie – czy i jego byłoby stać na podobne, wyjątkowe bohaterstwo…
Szczegóły. Wystawa dostępna także w trybie wirtualnym
Wystawa jest bezpłatna i czynna od poniedziałku do niedzieli od godz. 10 do 18, przy Krakowskim Przedmieściu 11. W każdy wtorek realizowane są zajęcia bezpłatne dla uczniów szkół ponadpodstawowych i klas ósmych (trwają 1,5 godziny). Strona internetowa, gdzie znajdują się informacje kontaktowe jest: TU. Istnieje także możliwość obejrzenia wystawy w trybie wirtualnym (na tej samej stronie).
OGLĄDAJ TAKŻE: