Zełenski wściekły – Polska póki co nie przystąpi do wojny

eswinoujscie.pl 2 godzin temu

Drony nad Polską – kto naprawdę odpowiada za incydent?

Kilka dni temu media obiegła informacja, iż Białoruś ostrzegła polskie służby o zbliżających się w kierunku naszego kraju dronach. Według przekazu miały one nadlatywać z kierunku Ukrainy, jednak do dziś rząd w Warszawie nie potrafi odpowiedzieć na podstawowe pytanie: ile tych dronów faktycznie było i skąd dokładnie wystartowały.

Sprawa jest o tyle poważna, iż prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który od miesięcy zabiega o większe zaangażowanie Zachodu w wojnę z Rosją, wykorzystał incydent do krytyki społeczności międzynarodowej. W jego narracji Polska została „zaatakowana”, a brak zdecydowanej reakcji Zachodu miałby być dowodem słabości NATO i Unii Europejskiej.

Wojna narracji – Rosja czy Ukraina?

Problem w tym, iż nikt do dziś nie wskazał jednoznacznie sprawcy tego incydentu. Czy drony były rosyjskie, czy ukraińskie? A może – jak sugerują niektórzy analitycy – była to prowokacja mająca na celu wciągnięcie Polski w bezpośredni udział w wojnie?

Trzeba przypomnieć, iż wszystkie dotychczasowe przypadki rakiet i pocisków, które spadły na teren Polski od początku konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, pochodziły z Ukrainy. To właśnie pociski ukraińskiej obrony przeciwlotniczej były odpowiedzialne za tragiczne wydarzenia w Przewodowie, gdzie zginęli dwaj polscy obywatele.

Polska wciąż bez odpowiedzi

Choć minęło już kilka dni, polski rząd przez cały czas nie potrafi odpowiedzieć na podstawowe pytania:

  • Ile dronów faktycznie wleciało nad terytorium Polski?

  • Kto był ich właścicielem i kto wydał rozkaz ich wystrzelenia?

  • Dlaczego Białoruś miała wiedzę o nadlatujących maszynach wcześniej niż polskie służby?

Brak klarownych informacji budzi niepokój i rodzi podejrzenia, iż opinia publiczna jest karmiona półprawdami i niedopowiedzeniami.

Czy Polska zostanie wciągnięta w wojnę?

Eksperci ostrzegają, iż każdy taki incydent może zostać wykorzystany politycznie. Ukraina, broniąc się przed rosyjską agresją, dąży do tego, aby jak najwięcej państw Zachodu zaangażowało się militarnie w konflikt. Z kolei Rosja nie unika prowokacji, które mogą destabilizować sytuację w regionie. Polska znajduje się więc między młotem a kowadłem – i to dosłownie, bo incydenty takie jak ten mogą stać się pretekstem do eskalacji.


Sytuacja wymaga pełnej transparentności i jasnych komunikatów polskich władz. Bez tego Polacy pozostają z fundamentalnym pytaniem: czyje drony naprawdę naruszyły nasze terytorium i kto tak naprawdę chciał przetestować bezpieczeństwo naszego państwa?

Idź do oryginalnego materiału