To, co wydarzyło się dziś w Karkonoszach, to kolejny przykład tego, jak bezmyślna moda potrafi doprowadzić ludzi na skraj życia. „Suche morsowanie” brzmi może efektownie na Instagramie, ale w górach – zwłaszcza zimą, przy silnym wietrze i minusowej temperaturze – jest po prostu proszeniem się o kłopoty. I nie chodzi tu o hart ducha ani o żaden „trening mentalny”. Chodzi o fizjologię, która nie ma litości: organizm nie wybacza lekkomyślności. Dzisiejszy turysta, wędrujący bez odpowiedniej odzieży, skończył z II stopniem hipotermii. To już nie jest „przemarznięcie”. To stan, w którym ciało zaczyna odmawiać posłuszeństwa, umysł się zacina, a człowiek traci kontakt z rzeczywistością. W takich warunkach nie ma mowy o samodzielnym zejściu. Gdyby nie szybka reakcja ratowników karkonoskiej grupy GOPR i czeskiej Horskiej Służby, historia mogłaby mieć zupełnie inny finał – ten, którego nikt nie chce czytać w komunikatach.
Ratownicy GOPR i czeskiej Horskiej Służby wykonali kawał roboty: lokalizacja poszkodowanego, ocena stanu, zabezpieczenie cieplne, transport do Pecu i przekazanie załodze śmigłowca. W tym czasie człowiek, którego ratowali, był narażony na śmierć z powodu… mody. Naprawdę trudno to nazwać inaczej.
Wchodzenie na Śnieżkę w samych spodenkach to nie jest żaden rytuał odwagi. To głupia moda, która coraz częściej kończy się interwencją ratowników. I o ile zdjęcie „półnago na