Zostali bez dachu nad głową. Czekają trzeci rok na pomoc

polsatnews.pl 4 godzin temu

W nocy przebudził ich huk, ściany zaczęły pękać, a drzwi w mieszkaniach przestały się domykać. Tak zaczął się dramat lokatorów bloku przy Armii Krajowej w Stargardzie. Budynek zaczął pękać, wykrzywiać się i grozi zawaleniem. Od tej pamiętnej nocy minęły trzy lata. 14 rodzin zostało bez dachu nad głową i pewności, co dalej. Materiał "Interwencji".

Polsat News / "Interwencja"
Mieszkańcy Stargardu protestują przeciwko braku pomocy. Materiał "Interwencji"

- O drugiej w nocy nastąpił głośny huk, wstaliśmy na równe nogi. Zaczęliśmy rozglądać się po mieszkaniu. Myśleliśmy, iż może ktoś ma jakąś imprezę w bloku czy coś. Mąż wyszedł na balkon i już niestety nie mógł zamknąć drzwi balkonowych, bo one siadły - opowiadała Joanna Kiełtyka, gdy dwa lata temu realizowaliśmy pierwszy reportaż w tej sprawie.

- Zszedłem na dół i zobaczyłem, iż stoi dosyć duże grono ludzi i ogląda filarek przed budynkiem. Mieliśmy 15 minut na wyprowadzkę. Nie było żadnego targowania się, iż jeszcze chwila - mówił Mateusz Bareja, inny mieszkaniec budynku.

ZOBACZ: Zabójcy unikają kary dzięki luce w prawie. Rusza akcja "Interwencji"

Przyczyną tej sytuacji, jak wykazały przeprowadzone analizy techniczne, były błędy w konstrukcji i wykonaniu budynku. Dla pani Elżbiety ta chwila była, jak mówi, końcem jej dotychczasowego życia. Kobieta w jednej chwili straciła wszystko, na co pracowała przez całe życie. A cztery dni po przymusowej ewakuacji trafiła do szpitala.

Dramat 14 rodzin w Stargardzie. "Straciłam wszystko"

- Straciłam wszystko. Już wolałabym, żeby ten dom się spalił, bo coś człowiek zawsze wówczas dostanie, jakąś rekompensatę czy pomoc, a tutaj nic. Po czterech dobach zawieźli mnie do Szczecina, do szpitala. Rano się obudziłam i zawołałam tylko do siostry, iż strasznie zdrętwiała mi prawa strona, nie mogę się ruszyć. A ona mi tak cichutko powiedziała, dziecko, to ci nie zdrętwiało. Ty masz udar. Tak się zaczęło życie numer dwa. Straszne to drugie życie - wspomina Elżbieta Szumska.

Zaraz po tragedii mieszkańcy otrzymali wiele obietnic pomocy. Deweloper obiecywał naprawić budynek, a prokuratura ukarać winnych. Niestety do dziś nie udało się spełnić żadnej z nich.

- Zgodnie z tym, co dostaliśmy z PINB-u, chcemy ten budynek naprawić. Jeden powie, iż to się już nie nadaje, a drugi: no dobrze, może to nie będą koszty takie a inne albo rozwiązania lepsze lub gorsze, zamienne i jesteśmy w stanie to zrobić - mówił wówczas deweloper.

Dziś wyjaśnień udzielać już nie chce. "Nie rozmawiam" - powtarza, gdy pytamy go o losy bloku.

Budynek grozi zawaleniem. Nowe informacje z prokuratury

- Postępowanie trwa od momentu wystąpienia tego zdarzenia, więc od 2022 roku. Jednakże jest to sprawa bardzo obszerna, w tej chwili na końcowym etapie. Prokurator uzyskał już wszystkie zawnioskowane opinie biegłych. Sprawa toczy się przeciwko pięciu osobom, jej zakończenie planowane jest na bieżący rok - informuje Julia Szozda z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.

- To dochodzenie powinno być zamknięte dwa lata temu. Tu zostało poszkodowanych 14 rodzin z małymi dziećmi. Zostaliśmy wyrzuceni na bruk. Tu żaden czas nie wróci tego, co my przeżywamy. Trzeba sobie jasno powiedzieć, iż miesiąc to i tak jest za długo, a tu to trwa trzy lata już - komentuje Tomasz Koliński, mieszkaniec uszkodzonego budynku.

ZOBACZ: "Interwencja" ujawniła dramat rodziny z Warszawy. Nowe oświadczenie policji

Sytuacja finansowa 14 rodzin, które trzy lata temu straciły dach nad głową, jest bardzo trudna. Ich miesięczne wydatki przeważnie znacząco przekraczają połowę przychodów.

- Musieliśmy gdzieś zamieszkać, dwójka dzieci, jedno do przedszkola, drugie w domu. Musieliśmy coś zrobić. Za wynajem płacimy około 3 tysięcy zł, a trzeba spłacać kredyt czy czynsz za tamto mieszkanie - przyznaje Tomasz Koliński.

- Początkowo mieszkaliśmy u rodziny, następnie mieszkaliśmy na wynajmie. Odkładaliśmy środki tylko po to, żeby móc właśnie wziąć kolejny kredyt. Mamy teraz dwa kredyty, które musimy spłacać, które skończą nam się za 25 lat, opłacamy dwa czynsze - wylicza Przemysław Garbaciak.

- Ponad pół miliona straciłam, około 530 tysięcy. W dodatku z tego mieszkania nam nie wolno niczego wziąć, bo budynek straci statykę i może się przewrócić, więc nic nie ruszamy - dodaje Elżbieta Szumska.

ZOBACZ: "Interwencja" ujawniła dramat rodziny z Warszawy. Błyskawiczna reakcja z Sejmu

Jedyną instytucją, która zaproponowała realną i szybką pomoc był stargardzki magistrat. Niestety mimo dobrych chęci urzędników, poszkodowani nie mogą z niej skorzystać.

Urząd miasta ma propozycję dla lokatorów

- Wypracowaliśmy taką propozycję, iż miasto odkupi ten budynek, wyremontuje go i przeznaczy na mieszkania komunalne. I ta propozycja jest wciąż aktualna - opowiada Piotr Styczewski z Urzędu Miasta Stargard.

Warunkiem udzielenia takiej pomocy, była zgoda wszystkich właścicieli na odsprzedaż mieszkań.

- Według mojej wiedzy jest tam jeden współwłaściciel, który ma dość dużą część tej nieruchomości, około 40 proc., który właśnie nie wyraża zgody na sprzedaż tej nieruchomości, odkupienie jej przez miasto - dodaje Piotr Styczewski.

- Odmówił deweloper. Określił, iż jest to dla niego niekorzystna oferta. Ja już nie odzyskam wiary w to, iż tu w tym kraju mamy jakąkolwiek sprawiedliwość - ocenia Przemysław Garbaciak.

Materiał wideo "Interwencji" można obejrzeć TUTAJ.

Widziałeś coś ważnego? Przyślij zdjęcie, film lub napisz, co się stało. Skorzystaj z naszej Wrzutni

WIDEO: "Irytuje mnie to". Minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz o rozmowach w koalicji
Idź do oryginalnego materiału