Zwolnienia w mediach? A co z wojną?

krytykapolityczna.pl 9 miesięcy temu

Agora zwalnia 190 pracowników prasy i mediów internetowych. Władysław Kosiniak-Kamysz ogłasza przyznanie 118 mld zł na obronność. Wbrew pozorom te dwie sprawy się łączą.

Władysław Kosiniak-Kamysz przeznacza 3,1 proc. PKB na obronność – armię, sprzęt, który będziemy może kupować, może produkować. Wraz z pieniędzmi z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych ma to być choćby 4,2 proc. PKB. Zaczyna się choćby troskać o kompletny brak obrony cywilnej. Do tej pory tą kwestią zajmowała się wyłącznie partia Razem, zwracając uwagę na brak schronów czy brak podstawowych informacji, kto i za co będzie odpowiedzialny w sytuacji zagrożenia.

Mamy 10, 5, a wg. Pawła Kowala dwa do trzech lat na przygotowanie się do siłowej konfrontacji z Rosją. Dwa lata, które już dali nam Ukraińcy, płacąc za każdy dzień swoim życiem, zmarnowaliśmy. Tak, jak zmarnowaliśmy doświadczenie pandemii i jej ofiar.

Już w czasie pandemii zaczęliśmy zastanawiać się nad rezyliencją – odpornością społeczeństwa na kryzysy, które rozwijają się wielopoziomowo. A na poziom czysto materialny, fizyczny – czyli na to, ile osób się zaszczepi lub ile gmin, spółdzielni, czy organizacji włączy się w organizację schronów – nakłada się poziom informacyjny.

Obserwowaliśmy aktywność fejkowych kont siejących antynaukową, antyszczepionkową propagandę, widzieliśmy, jak ofiary tej propagandy po prostu umierają. W Polsce liczba ofiar przekroczyła 100 tysięcy, to kilkukrotnie więcej niż w krajach Europy Zachodniej. A raczej właśnie nie widzieliśmy, bo siedzieliśmy w domach, a ludzi umierali w szpitalach i karetkach czekających w długich karawanach pod przepełnionymi szpitalami. Widzieli i na pewno pamiętają to lekarze, którzy sami musieli bronić się przed atakami antyszczepionkowców.

Czy skorzystaliśmy z tamtego kryzysu? Nie. Postaraliśmy się jak najszybciej o nim zapomnieć. „Wrócić do normalności”.

W książce To wróci. Przeszłość i przyszłość pandemii, w rozdziale autorstwa Moniki Płatek czytamy o tym, czego trzeba, by zwalczyć plagi. Po pierwsze mądrej przywódczyni/przywódcy, która nie zignoruje zagrożenia, nie wskaże ofiary do linczu, nie wyśmieje środków zabezpieczenia. Będzie pamiętała poprzednie sytuacje z historii i wyciągnie z nich wnioski. Po drugie – konkretnych działań. W przypadku pandemii to testy i szczepienia. W przypadku wojny to właśnie na przykład obrona cywilna.

Po trzecie, kluczowa jest „pełna informacja, która uzasadni zaufanie do władzy. Tylko wtedy można liczyć na współpracę społeczności i skuteczność”.

Rezyliencja i rola mediów

Wnioski? Po pierwszej pladze przyszły kolejne: kryzys i wojna. W tle rośnie zagrożenie AI, z której już korzystamy, wprzęgamy w rynek i logikę zysku, ale która pozostało zupełnie nieuregulowana. Udało nam się przyhamować inflację i zmienić władzę. Donald Tusk nie podważa skuteczności maseczek i szczepionek, nie wykorzystuje wojny w Ukrainie, by kręcić podwórkowe interesy. Rząd przeznacza na obronność odpowiednie środki i chce zatrudniać żołnierzy.

A co z trzecim warunkiem odporności? Z wiarygodną informacją? Rezyliencję buduje bowiem nie tylko wojsko, ale sprawne państwo, zorganizowane społeczeństwo, działająca ochrona zdrowia i wiarygodne media.

Wszyscy widzieliśmy, jak wraz z pełnoskalową agresją Rosji na Ukrainę konta antyszczepionkowców przerzucają się na propagandę antyukraińską. Widzimy, z jakim trudem Bartłomiej Sienkiewicz zmienia TVP z propagandowej partyjnej tuby na rzetelną telewizję publiczną. TVP, która siała nienawiść, manipulowała, dezinformowała właśnie wtedy, kiedy nikt nie miał już wątpliwości, iż informacja i dezinformacja też są na wojnie, iż są używane jako broń. Że dezinformacja uderza w nasze bezpieczeństwo fizyczne.

W tych okolicznościach duże medium właśnie zwalnia pracowników prasy i internetu. I to aż 15 proc. wszystkich pracowników w spółce.

Jakie będą konsekwencje zwolnień? Niedopracowane teksty, niesprawdzone fakty, a może choćby upadek medium – jak przekonują związkowcy. Jakie są powody zwolnień? „Czynniki rynkowe, wynikające ze stałego trendu spadkowego sprzedaży prasy drukowanej związanego z odpływem czytelników do innych kanałów komunikacji”. A internet pogrąża spadek dochodów z reklam i „wzrost pozycji platform globalnych” – jak tłumaczą właściciele Agory.

Dziennikarzy powszechnie straszy się utratą pracy, bo internet zjadł papier, a wyszukiwarki dzięki AI mogą same komponować treści, nie odsyłając czytelników do źródeł informacji.

Czy to nie czas, żeby pomyśleć o mediach w kontekście bezpieczeństwa? O tym, iż dla bezpieczeństwa kraju są tak samo strategiczne jak kraby i pielęgniarki? Pluralizm mediów został w Polsce uratowany przez fakt, iż za TVN-em stał amerykański kapitał, ale jak widać po zwolnieniach w Agorze prywatyzacja na dłuższą metę pluralizmu nie uratuje.

Na wojnie

Gotowość Bartłomieja Sienkiewicza do dźwignięcia odpowiedzialności prawnej za przemodelowanie telewizji publicznej pokazuje, iż rząd Donalda Tuska zdaje sobie sprawę z tego, iż media są na wojnie. Rząd patrzy głównie na aspekt polityczno-partyjny, ale ten nie jest jedyny.

Rzetelne media, zdywersyfikowane, wiarygodne i nie budzące wątpliwości również w warstwie wizualnej, są jedynym ratunkiem przed zalewem fejknewsów i deepfejków z social mediów i w interesie państwa jest, by obywatelki miały do nich dostęp.

Tymczasem w tej chwili choćby poważne platformy informacyjne poprzez dość lekceważące podejście do reklam mają treści przetykane reklamami wprowadzającymi chaos. Dla wprawnego oka czytelniczego nie stanowi to problemu, ale dla czytelniczek początkujących, zestawienie np. rozmowy z prof. Przegalińską z reklamami medium skupiającego się na przepowiedniach proroka z Indii, zestrzeleniem UFO czy tytułem straszącym szczepionką Pfizer – będzie konfundujące.

Co z danej strony mamy brać poważnie? Dlaczego informacje o przyszłości AI maja być bardziej prawdopodobne od katastrofy UFO? A o ile ta informacja widziana jest jako wątpliwa, to rzutuje na postrzeganie innych. Może jeżeli ktoś uwierzy w UFO, to uwierzy, iż Putin Ukrainie pomaga, a Trump ratuje Amerykę? I to nie będzie wina tego, kto uwierzy, ale chaosu, który sami wytwarzamy, zalewu informacji i braku edukacji najmłodszych, których nie uczymy, jak odróżniać prawdę od kłamstwa. Nie mamy jak. My mamy książki i szkoły, a oni siedzą zanurzeni po uszy w „nowych mediach”. Jedynym bezpiecznikiem będą jednak media – latarnie morskie, pewne, a nie takie, które żeby w ogóle się utrzymać, muszą igrać z faktami. Fejknjusy zabierają ludziom czas, angażują emocjonalnie i robią w konia. W mediach nie powinno być na nie miejsca.

Ratowanie medium dzięki reklam wpędza nas w pułapkę dezinformacyjną, a i ten zgniły kompromis – jak widać na przykładzie Agory – nie daje pewności istnienia i stabilności.

Być może czas pomyśleć o innym rozwiązaniu dla mediów niż to rynkowe. Być może państwo, obok uwolnienia mediów spod wszechwładzy Google’a, powinno wspierać media spełniające kryteria rzetelności, tak by nie musiały być uzależnione od reklamodawców, by mogły zatrudniać dziennikarzy, faktcheckerów, redaktorki i korektę, specjalistów od mediów społecznościowych? Żeby miały szansę na wygraną w socialmediowym wyścigu, bo ich wygrana będzie wygraną nas wszystkich.

Minął już czas, kiedy informacja była rozrywką, teraz jest bronią – i to my musimy mieć tą najlepszą.

Idź do oryginalnego materiału