Publikujemy fragment książki Pawła Lisickiego „Mit starszych braci w wierze” opublikowanej w 2024 roku nakładem wydawnictwa Fronda.
Tak jak wszyscy inni teologowie i hierarchowie wychowani na nowej, posoborowej teologii „meaculpizmu”, poczucia winy i wstydu, abp Ryś powtarza wciąż, iż żyjemy w całkiem nowej epoce, kiedy to relacja Kościoła do judaizmu ulega redefinicji. Nowa nauka opiera się na dwóch filarach: Żydzi przez cały czas pozostają narodem wybranym, są wręcz narodem pierwszego wybrania, po drugie chrześcijanie pozostają w stosunku do nich pokutnikami, wspólnotą obciążoną przelaną, niewinną krwią i muszą prosić o przebłaganie. Na początku 2023 r. abp mówił: „Pierwsze stwierdzenie jest takie, iż Żydzi dalej są narodem wybranym. Bóg nie odrzucił Izraela. O tym mówimy dziś łatwo, ale trzeba pamiętać, iż od II do XX w. w Kościele panowała tzw. «teologia zastępstwa», która głosiła, iż Bóg odrzucił Izrael i iż zastąpił go nowym ludem Bożym, jakim jest Kościół”. Tym samym Kościół, zdaniem arcybiskupa, tkwił w błędzie przez osiemnaście wieków, zaczynając od samych początków swego istnienia, czyli od wieku II. A może należałoby przesunąć granicę jeszcze wcześniej? W końcu Kościół wieku II jako żywo przejął nauczanie apostolskie wieku I i ewangelii, więc należałoby powiedzieć, jak to robił Jules Isaac i jak to propaguje wielu teologów dzisiaj, iż całe zło sięga pierwocin chrześcijaństwa. Już ewangelie zawierają w sobie straszliwe ziarna antysemityzmu, bo czyż nie sugerują, iż Izrael nie przyjął Mesjasza? Przecież piszą, iż Słowo „przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” (J 1, 11).
W ogóle nauczyciele pokroju kard. Rysia stają przed trudnym wyzwaniem. Twierdzenie, iż Żydzi są przez cały czas narodem wybranym, pozostaje w jaskrawej sprzeczności z przekazem całego praktycznie Nowego Testamentu. Jaki sens miałaby śmierć odkupieńcza Chrystusa, gdyby Izrael jej nie potrzebował? jeżeli Izrael jest w sensie religijnym narodem wybranym, i odrzucenie wiary w Chrystusa nic pod tym względem nie zmieniło, to śmierć, ofiara krzyżowa Chrystusa poszły na darmo. Wspaniałe przesłanie w ustach katolickiego arcybiskupa! Nie ma tu żadnych wątpliwości. Jak mówi hierarcha z Łodzi: „Modlimy się dziś tak jak cały Kościół powszechny za Żydów, którzy są narodem pierwszego wybrania”. Za co się modlimy? Za to, żeby przy owym Pierwszym wybraniu trwał. Czyli katolicy modlą się za to, żeby Żydzi, a na pewno żydzi wyznawcy judaizmu, nie przyjęli religii Chrystusa. No bo gdyby ją przyjęli, to staliby się narodem drugiego wybrania, czyż nie?
***
Jednak myślę, iż nie z powodu tych wezwań do modlitwy za naród Izraela nominacja arcybiskupa spotkała się z tak entuzjastycznym przyjęciem jego żydowskich przyjaciół. Najważniejszy jest jego wkład w operację przypisywania winy za Holocaust polskim katolikom. Polski hierarcha bije się w piersi (a ściślej mówiąc, wali w piersi swoich/naszych przodków), ile wlezie. Pod tym względem jest ewenementem. Do tej pory żaden z polskich hierarchów nie głosił tak stanowczo tezy holocaustianistów, zgodnie z którą za niemiecką zbrodnię odpowiadają wszystkie chrześcijańskie ludy świata, a na pewno Europy.
W zakończeniu swojej książki kardynał stawia pytanie: „Nie sposób bowiem uciec od pytania o to, jak był możliwy Holocaust w świecie (w Europie) od prawie dwudziestu wieków chrześcijańskim?”. Co ciekawe, nie pojawia się pytanie, jak możliwy był komunizm albo, idąc za tą logiką, jak możliwe było masowe zabijanie Polaków przez Niemców w środku Europy, chociaż Niemcy byli chrześcijanami. Takich pseudopytań, retorycznych frazesów można zadawać bez liku. Na to, które w duchu politycznej poprawności postawił arcybiskup, najprostsza odpowiedź brzmi, iż od XVIII wieku świat (Europa) chrześcijański nie był. Gdyby arcybiskup zadał sobie trud i prześledził choćby przebieg Rewolucji Francuskiej czy bolszewickiej, to dostrzegłby, iż od XVIII w. Europa dawno już porzuciła chrześcijaństwo i przeciwnie, coraz częściej zaczęła je prześladować. Ostatnim katolickim władcą katolickiego państwa w Europie był Karol I Habsburg, który objął władzę po śmierci Franciszka Józefa w listopadzie 1916 r., ale rządził tylko do ostatecznego upadku dynastii wskutek klęski w I wojnie światowej. Równie dobrze można by zapytać: jak możliwe było masowe zabijanie księży, burzenie kościołów, zakazywanie uroczystości religijnych podczas Rewolucji Francuskiej w państwie, które nosiło dumny tytuł „najstarszej córy Kościoła”? Odpowiedź: bo już kilkadziesiąt lat wcześniej systematyczne kwestionowanie i wyszydzanie wiary doprowadziło do tego, iż francuskie salony w całości zostały zżarte przez niewiarę i sceptycyzm. Albo jak możliwe było masowe zabijanie biskupów, księży i zakonników w katolickiej od wieków Hiszpanii podczas wojny domowej? Odpowiedź: bo ta część Hiszpanii, która dokonywała mordów, dawno już swej katolickiej tożsamości się wyzbyła, bo uległa bolszewikom i anarchistom, dla których Kościół był chwastem, który należy raz na zawsze usunąć.
Podobnie, gdyby polski hierarcha się nieco wysilił, dostrzegłby, iż jeżeli niemieccy naziści uzasadniali swoją antyżydowską politykę, to robili to poprzez odwoływanie się nie do chrześcijaństwa, ale do pogaństwa, pangermanizmu, wreszcie, co akurat miało związek z faktami, do ogromnej nadreprezentacji Żydów we władzach bolszewickich. Doskonale pokazuje to przykład samego Hitlera, który zradykalizował się w 1919 r. nie wskutek chrześcijaństwa, cokolwiek by to nie znaczyło, ale pod wpływem krwawych rządów Bawarskiej Republiki Rad, na czele której stali Żydzi-komuniści. Ci to właśnie przywódcy bolszewików w Monachium wprowadzili rządy terroru i zbrodni. Strach przed ich powrotem do władzy, w połączeniu z poczuciem upokorzenia za klęskę I wojny światowej i pogańskim kultem czystości rasy i krwi, to najważniejsze elementy zapewniające później Hitlerowi zwycięstwo polityczne i – dalej – realizację polityki antyżydowskiej. Zresztą, nie tylko antyżydowskiej, bo i w ścisłym tego słowa znaczeniu antykatolickiej, o czym przypominają piękne słowa encykliki Piusa XI „Mit brennender Sorge”. Wiem, iż z perspektywy wielkiego wyzwania dialogu są to bagatele. Ich dostrzeżenie utrudniłoby dojście do celu, a tym jest przecież wpojenie katolikom poczucia winy. Z perspektywy dialogu historia w ogóle, ta konkretna historia, gdzie ważne są fakty, kontekst, ludzie, jest niebezpieczna. Mogłoby się choćby okazać, iż istnieje związek między wrogością do Żydów a ich postępowaniem i iż nie da się wszystkiego przypisać jedynie irracjonalnemu, chorobliwemu antysemityzmowi, a więc uprzedzeniu. Mogłoby się okazać, iż istnieje związek między gigantyczną nadreprezentacją Żydów w sowieckim aparacie terroru a wpojonym im przez judaizm poczuciem wyobcowania, między ich skłonnością do rewolucyjnego obalania porządku państw chrześcijańskich a wychowaniem w duchu wrogości do Kościoła. Tak, historia bywa niebezpieczna, uniemożliwia bowiem wygłaszanie pompatycznych komunałów. Zmusza do ustalenia kto, jak, dlaczego, kiedy, w jaki sposób. Zamiast tego wracam do pseudopytania: „jak był możliwy Holocaust w świecie (w Europie) od prawie dwudziestu wieków chrześcijańskim”. Nie uciekniemy przed nim.
***
Łódzki hierarcha dochodzi do wniosku, iż reguły prawne dotyczące życia Żydów w chrześcijańskiej, średniowiecznej Europie zawierały w sobie bardzo niebezpieczny potencjał. Nie były być może podyktowane rasizmem, przyznaje, ale jednak trochę były – klasyczny przykład nowej, modernistycznej dialektyki. „To prawda, iż raczej nie, i wielokrotnie mogliśmy to stwierdzić podczas lektury naszych źródeł: antysemityzm średniowieczny raczej nie miał – z wyjątkiem przypadku hiszpańskiego – charakteru rasowego. Ta nieciągłość co do charakteru/motywacji nie oznacza jednak nieciągłości w ogóle i nie zwalnia w żadnym wypadku z poczucia odpowiedzialności i winy”. Pewnie, iż nie zwalnia, bo temu służy cała ta pseudohistoryczna produkcja – wpojeniu chrześcijanom poczucia winy. Dlatego „nieciągłość co do charakteru/motywacji nie oznacza jednak nieciągłości w ogóle i nie zwalnia w żadnym wypadku z poczucia odpowiedzialności i winy”. Przekładając na polski z marksistowskiego, chrześcijanie nie byli rasistami, ale nie zwalnia ich to od winy za to, iż byli.
Dalej, w ten sam dialektyczny sposób, arcybiskup cytuje wybitnego filozofa i badacza Holocaustu Johna K. Rotha: „jeśli [nawet] chrześcijaństwo nie było wystarczającym warunkiem, by się wydarzył Holocaust, to było jednakże warunkiem koniecznym dla zaistnienia tej klęski”. Czyli abp Ryś stwierdza, nieco tylko schowany za autorytet bliżej w Polsce nieznanego badacza, że… chrześcijaństwo było koniecznym warunkiem Holocaustu! O, może nie tylko ono, może i inni szatani byli tam czynni, ale bez chrześcijaństwa „klęska” by się nie pojawiła. Brrr. Szkoda, iż sam polski hierarcha nie powiedział tego wyraźnie i wprost: chrześcijaństwo było koniecznym warunkiem Holocaustu. Albo inaczej: gdyby nie ono, gdyby nie Dobra Nowina, gdyby nie Kościół, do największej dziejowej zbrodni by nie doszło. Co zatem pozostaje? Ano kajać się, tarzać w prochu, w piersi walić, zdzierając z siebie powłokę wieków chrześcijańskiego zła. Nie ma przebaczenia. Nie ma ucieczki.
Te dialektyczne wygibasy doprowadzają zatem do przekonania, iż chrześcijanie współcześni mają na rękach krew Żydów zamordowanych podczas Holocaustu. Na tym historia się nie kończy. Dla holocaustianistów historia jest tylko instrumentem na służbie jedynej słusznej i postępowej ideologii dialogizmu. Trzeba się do niej odwoływać tak, jak komuniści odwoływali się do dziejów starożytności, średniowiecza czy nowożytności, a mianowicie po to, by opowiadać o czasach opresji i prześladowań i uzasadnić własne bezprawie.
***
Dzięki tej konstatacji – chrześcijaństwo było koniecznym warunkiem Holocaustu – można zacząć drugą część przedsięwzięcia: przystąpić do wielkiego aktu samobiczowania się i kwestionowania własnej tożsamości. „Odrzucenie rasowego motywu antyżydowskich regulacji i działań (pogromy włącznie) prowadzi nas jednak nieuchronnie do postawienia innego pytania. By zrozumieć to, co zrobiliśmy Żydom, potrzebujemy z pokorą (i przerażeniem?) zobaczyć, co zrobiliśmy z naszym chrześcijaństwem!”. Na pewno odpowiedź brzmi, żeśmy je zgubili. Trudno powiedzieć, jak je odnaleźć, skoro według arcybiskupa już od II w. Kościół nauczał fałszu, ale szukajmy.
Tutaj arcybiskup nieśmiało jeszcze wprowadza najważniejszy wątek swoich rozważań, tak, iż nie od razu można go dostrzec. Pojawia się mianowicie pierwsza osoba liczby mnogiej, my. „By zrozumieć to, co zrobiliśmy Żydom, potrzebujemy z pokorą (i przerażeniem?) zobaczyć, co zrobiliśmy z naszym chrześcijaństwem!”. Okazuje się zatem, iż Holocaust to także nasza, polska zbrodnia – „to, co zrobiliśmy Żydom”. Żeby tak bardzo to Polaków nie bolało, arcybiskup wprowadza tę tezę w nieco zawoalowany sposób: „potrzebujemy z pokorą (i przerażeniem?) zobaczyć, co zrobiliśmy z naszym chrześcijaństwem”. A więc Polacy zostają uwikłani w zbrodnię przez fakt bycia chrześcijanami. Najpierw coś „zrobili ze swoim chrześcijaństwem” i potem „to zrobili Żydom”. Pod pozorem wierności chrześcijaństwu przypisuje się nam winę. Chrześcijaństwo jest traktowane dialektycznie. Z jednej strony za jego pośrednictwem Polacy należą do wspólnoty, która „to zrobiła Żydom”, z drugiej jest ono wspólnotą, która została przez Polaków zdradzona – „patrzmy, co zrobiliśmy z naszym chrześcijaństwem”. To pierwsze chrześcijaństwo to Kościół od II w. do roku 1962, to drugie to Kościół posoborowy.
Być może niektórzy czytelnicy tych wywodów będą nieco zaskoczeni. Ba, może pojawi się choćby coś w rodzaju oporu i niechęci, by dalej podążać szeroką drogą dialogu. W stosunku do nich arcybiskup posługuje się dodatkowymi środkami perswazji. Jak zawsze w takich przypadkach, gdy rozum się waha, trzeba spuścić ze smyczy emocje. O, biedny katolik, który nie całkiem ochłonął po dawce zaskakujących wniosków i zwrotów, z których wynika, iż jego święty i apostolski i rzymski Kościół przez osiemnaście wieków się tak strasznie mylił, teraz na wszelki wypadek zostanie zastraszony i zaszantażowany uczuciem. Tak jak w wypadku twierdzenia, iż kto jest obojętny wobec Dni judaizmu, ten „potwierdza Zagładę”, tak i w przypadku niechęci do uznania tego, „co zrobiliśmy Żydom”, kardynał się nie patyczkuje.
Dlatego dokonuje szybkiej i niefrasobliwej egzegezy przedstawień obrazów tzw. Żywego Krzyża, jakie można zobaczyć w cysterskim kościele w Koprzywnicy i w wiejskim kościele parafialnym w Cyganku (dawne Tujce) na Wielkich Żuławach. Co widzi na nich hierarcha? „Krzyż Chrystusa został więc ożywiony – wszystkie jego ramiona zostały zakończone dłońmi. Dłoń kończąca dolne ramię krzyża rozbija młotem bramę piekła; górna otwiera kluczem niebo; lewa koronuje Eklezję, a prawa… wbija miecz w głowę Synagogi! Właśnie tak: Krzyż zabija Synagogę. Krzyż – a więc, tak naprawdę, Ukrzyżowany na nim Pan – mordercą! Czy można bardziej wypaczyć sens Ewangelii? Czy dlatego Jezus dał się jak baranek poprowadzić na śmierć za wszystkich, by mieć tytuł do zabijania kogokolwiek? Czy można się bardziej rozminąć z prawdą Krzyża? Czy może być większe bluźnierstwo?!”.
W ten sposób katolicki arcybiskup rozprawia się z twierdzeniem, iż Kościół zastąpił Synagogę. Symboliczny obraz zwycięstwa prawdy nad błędem, triumfu wierności Słowu nad ślepotą i krnąbrnością jawi mu się jako obraz „Ukrzyżowanego – mordercy”. W podobny sposób można udowodnić wszystko, a choćby i to, iż w ogóle sam Bóg jest mordercą, iż mordercami są prorocy. Czara gniewu Bożego – czy nie jest znakiem potępienia i śmierci? Idąc za rozumowaniem abpa Rysia, trzeba by uznać, iż cała Biblia jest zachętą do przemocy i zabijania. Na mocy takiego rozumowania pierwszą księgą głoszącą mord byłaby oczywiście cała Apokalipsa, opowiadająca o zwycięstwie nad bestią i nad fałszywym prorokiem. Średniowieczni autorzy malowideł nie widzieli w Ukrzyżowanym mordercy, jak zarzuca im polski hierarcha, ale źródło prawdy i zbawienia, przed którym zamyka się Synagoga. Egzegeza arcybiskupa przypomina opowieści ślepych o kolorach albo głuchych o muzyce. Skąd ona się zatem wzięła? Na tym właśnie polega szczególna zasługa polskiego arcybiskupa dla dialogu. Nie przypadkiem padają nazwy Koprzywnica i Tujce. Tu chodzi o to, żeby polscy katolicy nie myśleli, iż są lepsi niż Niemcy, bo i oni mają swój własny wkład w konieczny warunek dziejowej klęski chrześcijaństwa, w Holocaust. Pamiętajmy, iż cały ten wywód służy udowodnieniu tezy, iż „my” (polscy chrześcijanie) zrobiliśmy to (Holocaust) Żydom. Żeby rozproszyć wszelkie wątpliwości co do łączności średniowiecznego, polskiego katolicyzmu z Holocaustem, arcybiskup dodaje: „malowidła przemawiały bez przerwy przez ponad pół tysiąclecia. Jakieś 20–25 kolejnych pokoleń chrześcijan? Ostatnie z nich były świadkami Zagłady…”. Tym samym cel zostaje osiągnięty. Jest związek między malowidłami sprzed kilkuset lat a Zagładą. Powtórzę, żeby każdy to zrozumiał. Teza brzmi tak: chrześcijaństwo było koniecznym warunkiem Holocaustu. Dotyczy to ogółu chrześcijan, także Polaków. Przynależąc do Kościoła od wieków, uczestniczyli w procesie wzrastania nienawiści przez pokolenia. Aż wreszcie stało się, „zrobiliśmy to Żydom”. A kto nie chce tego przyjąć, ten potwierdza Zagładę. Całe to rozumowanie prowadzi do zaskakującej konkluzji: jedyną formą uwolnienia się od winy jest… porzucenie chrześcijaństwa. Tego wniosku, co zaskakuje, kardynał nie wyciąga. Tak jakby go nie dostrzegał. Jakby zakładał, iż sadomasochistyczne ćwiczenia duchowe, które proponuje Polakom – chcecie być chrześcijanami, przyznajcie się do winy za czyny, których nie popełniliście – nikogo nie zniechęcą.
Lisicki Paweł; Mit starszych braci w wierze. Fronda 2024, s. 456
Mit „starszych braci” w wierze. Paweł Lisicki o błędnym podejściu do żydów